Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2012

Się należy

Do miłego. ;-)

Breja

Nie mów mi, że nie masz. Masz. Głowę daję. Masz, tylko nie ruszasz.  Z wygody, dla świętego spokoju, spokoju ducha. Dla dobra sprawy, dla dobra wyższego, ważniejszego. Nie ruszasz, bo nikt nie chce ruszać. Nawet kijem. Patykiem zwykłym powykrzywianym nie masz ochoty ruszać gęstej, brunatnej brei, przykrytej zielonym kożuchem spleśniałego nalotu. Bo istnieje ryzyko, że jak ruszysz, jak przebijesz, to spod kożucha wybiją, wyleją się hektolitry śmierdzącego gówna. Pobrudzą ci ładne buty, a istnieje ryzyko, że nawet prysną w twarz. Więc, po co? Pytam. Po co ruszać? Masz. Głowę daję. Masz taki temat. Z kimś na pewno masz. Może z mężem, może z matką, może z siostrą lub sąsiadką. Masz temat, którego z przyjacielem, szwagrem czy ojcem w ogóle nie ruszasz. Tak jakby go nie było, ale on jest. Żyje, wije się. Przebłyskuje czasami w tonie lub geście. Jest niczym nowotwór zżerający od środka relację, która powinna zdrowa być, ludzka. Czasami jest to długo pielęgnowane niedopow...

Bonus

Zawsze tak samo. Zaczyna się tak samo. Zawsze taki sam chodnik. Szary, dziwnie równy. Żadnej wystającej płytki, żadnej dziury. Po lewej stronie grafitowy asfalt. Po prawej stronie witryny sklepowe. Czarne. Zawsze idę tym chodnikiem. Widzę swoje buty, ale nie wiem jak one wyglądają. W pewnym momencie odbijam na lewo. Idę po krawężniku. Zawsze tak samo. Przede mną sina siność. Mglista szarość jak z filmów o komisarzu Wallanderze. Nie wiem dokąd idę. Prosto, przed siebie, w siność. Nagle moja lewa stopa zsuwa się z krawężnika. Wzdrygam się. Całym ciałem. Potem nic. Jestem w Meksyku. Noc. Gorąco, duszno. Na ulicy. Tłumy na ulicy. Wszyscy świętują. Święto Zmarłych. Bawią się. Fiesta. Wszędzie czaszki, sombrero, grzechotki, muzyka, zapach kadzideł. Lampki jakby choinkowe. Tu jakaś matka boska, tam kukła przedstawiająca Śmierć. Hałas.   Strasznie się denerwuję, rozpaczam wręcz. Bo nie ma. Nie ma nigdzie benzyny dwudziestoczterooktanowej(!), a taka potrzebna jest do naszego...

Ładnie

Dziś inaczej. Przyjemnie jest gdy okazuje się, że powrót na grunt zawodowy niesie za sobą jeszcze jakieś inne pozytywy niż te...które są najważniejsze. Bo ja lubię jak jest ładnie (choć bałagan jest nie do uniknięcia). Nic na to nie poradzę. Oto pozytywy moje:  Taka fotorelacja z dzisiaj.

Kreseczki, cyferki, literki

Puk puk. Hej, ty. No cześć. Tak. Ty. Nie odwracaj się. Tak, do ciebie piszę. Dzisiaj do ciebie. To znaczy zawsze do ciebie, ale dzisiaj tak jakby bardziej. Pukam w ten swój mały monitorek rozmiar 10.10, biorąc pod uwagę przekątną. W calach. Do ciebie pukam. Puk puk. Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę,  ale ja moszcząc się tutaj otrzymałam pewnego rodzaju prezent. Mam statystyki. One z założenia podobno nie kłamią. I mam te swoje magiczne kreseczki, cyferki, literki układające się w wyrazy. Każdego dnia inne. I wgapiam się w nie czasami z niedowierzaniem. Bo tych kreseczek, cyferek i wyrazów jest coraz więcej. Z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc. I nie wiem, czy mnie to bardziej stresuje czy determinuje. W każdym razie łechcze moją próżność, bo nie trafiam w próżnię.  A za każdą kreseczką, cyferką, każdym wyrazem kryjesz się ty. I ty i ty.  I jak to jest, co? Czytasz mnie przy porannej kawie w domu, bo należysz do wyjątkowej grup...

Gra i trąbi

Snują się tu i tam.  Szarpią czasami. Życie szarpią, wyszarpując z niego co lepsze. Dni wydłużają, noce zawalają. Bo świat stoi otworem i wszystko frontem do klienta. I tylko brać i brać, i korzystać, choć nie zawsze na to stać. Dlatego szarpią, bo jak nie teraz mieć, to kiedy niby, co? Włos siwy wcale tak nie razi, wory pod oczami da się zakamuflować a pierwsze zmarszczki hialuronem można potraktować. Duch jeszcze młody a cymesy świata aż się proszą, by rękę po nie wyciągnąć.  Wyciągają więc te ręce, a ich stopy jeszcze pamiętają katusze w butach Relax. Żołądki nie strawiły jeszcze do końca chińskich, zjawiskowo pachnących gumek do mazania, że aż ślinka na nie ciekła. Odbija się jeszcze oranżadą w woreczkach. Oczy nie zapomniały zachwytów nad przechodzoną książeczką Lego lub gazetką Bravo, które jakiś Helmut wyrzucił do kibla dwa lata wcześniej. Nos pamięta zapach proszku do prania, którym pachniała bluza Nike. A pachniała tak cała paczka spranych ciuchów, przysłana od...