Do cholery jasnej! Przecież mam wszystko. Wszystko, co mi potrzebne w tej chwili. Przede wszystkim mam chęć i tęsknotę. Chęć, bo chcę. Tęsknotę, bo tęsknię za napisaniem czegokolwiek. Bo lubię to. I to, co się dzieje po tym, gdy cokolwiek napiszę. Bo to jakiś mały korytarzyk w moim świecie. Mały, ciasny i czasami ciemny. Ale tu rządzę, tu o wszystkim decyduję tylko ja. O czym napiszę i w jaki sposób, decyduję. Nie tłumaczę się, nie muszę. Pierdolę. I lubię to. I tęsknię za tym napisaniem czegokolwiek. Od kilku dni tęsknię. Bo to przyjemność dla mnie, nie mus. Ja już się zmuszać do niczego nie lubię. Akurat tego, nie. Mam komfort w postaciach wielu. Postać pierwsza, to ilość tematów. Ilość zdarzeń dających temat. Jest ich. A gdyby nie było zdarzeń, to przecież tematem może być nawet smażenie jajecznicy. Byleby dobrej. Dobre, znaczy się. Postać druga komfortu, to w miarę względna chwilowa samotność. Bardzo przeze mnie pożądana w chwili, gdy chcę pisać...