Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2012

Czy to już koniec?

Do cholery jasnej! Przecież mam wszystko.  Wszystko, co mi potrzebne w tej chwili. Przede wszystkim mam chęć i tęsknotę. Chęć, bo chcę. Tęsknotę, bo tęsknię za napisaniem czegokolwiek. Bo lubię to. I to, co się dzieje po tym, gdy cokolwiek napiszę. Bo to jakiś mały korytarzyk w moim świecie. Mały, ciasny i czasami ciemny. Ale tu rządzę, tu o wszystkim decyduję tylko ja. O czym napiszę i w jaki sposób, decyduję. Nie tłumaczę się, nie muszę. Pierdolę. I lubię to. I tęsknię za tym napisaniem czegokolwiek. Od kilku dni tęsknię. Bo to przyjemność dla mnie, nie mus. Ja już się zmuszać do niczego nie lubię. Akurat tego, nie. Mam komfort w postaciach wielu. Postać pierwsza, to ilość tematów. Ilość zdarzeń dających temat. Jest ich. A gdyby nie było zdarzeń, to   przecież tematem może być nawet smażenie jajecznicy. Byleby dobrej. Dobre, znaczy się. Postać druga komfortu, to w miarę względna chwilowa samotność. Bardzo przeze mnie pożądana w chwili, gdy chcę pisać...

Kurz tak samo opada

Po dziewiętnastej już robi się szaro.  W jakimś domu jakaś kobieta, lekko przygarbiona i rozpostartymi rękami wyglądająca niczym kwoka, próbuje zagarnąć wykąpane dzieciaki na kolację. Na stole stoją dwa talerzyki a na nich chleb z pasztetem. Pyta, czy chcą herbatę. Nie chcą. Ale jedno z dzieci na pasztet chce jeszcze pomidora, bo tak lubi. Kroi więc pomidora, czerwony miąższ wypływa z deski na kuchenny blat, a ona zastanawia się czy tę białą bluzkę do pracy prasować jeszcze dziś, czy może zdąży jutro rano. Na razie zapala dzieciom nad stołem lampę, bo już po dziewiętnastej. I robi się szaro. Jej mąż odrywa wzrok od telewizora, w którym uderzająco asymetryczna twarz Justyny Pochanke wystająca z białej bluzki relacjonuje wydarzenia niesamowicie ważne dziś, ale już gówno warte jutro. Zanim wejdzie pod prysznic, przedzierając się przez porozrzucane na łazienkowych kafelkach ubrania dzieci, wyniesie jeszcze worek ze śmieciami. W worku gniecie się i gnije  historia ic...

Wspólny mianownik cz.II

- Bo wiesz, o co chodzi, nie? – głos w słuchawce zakończył swój długi wywód i nastała głośna cisza. - Tak jasne, że wiem, o co chodzi. Będziemy. – odpowiedziałam z westchnieniem i kiepsko udawanym luzem, choć wcale nie wiedziałam o co chodzi. Nigdy nie wiem, gdy słyszę to zdanie wypowiadane przez moją mamę. Bo wiesz, o co chodzi, nie? To taki matczyny rodzaj perswazji. Wywieranie presji, stawianie pod murem i faktem dokonanym.   Tak, wiem, jasne, okej. - Będzie miło…- głos w słuchawce próbował mnie przekonać do czegoś, co zostało już przecież ustalone. - No będzie miło. Na pewno. Przecież mówię ci, że będziemy. Muszę kończyć, mały ryczy. – zakończyłam rozmowę patrząc na spokojnie śpiącego syna. A nagłe ściśnięcie żołądka zasygnalizowało rodzący się w mym ciele lęk. Na zjazd rodzinny zorganizowany przez ciotkę, której się chciało, jechałam z poczuciem lęku. Bo wiadomo, że. Rodziny się nie wybiera, z rodziną jest różnie, czasami podobno z rodziną to najlepiej na zdjęci...

Wspólny mianownik

Gdy wypadnie z zęba plomba wiadomo, że w następnych najbliższych dniach wypadną kolejne dwie. Gdy w liście poleconym widnieje informacja o przekroczeniu prędkości i nałożeniu w związku z tym sześciu punktów to tak, jakby było ich osiemnaście. Kolejne listy polecone przyjdą jutro i za tydzień. Gdy biegnąc na ważne spotkanie złamiesz obcas, to za chwilę drugą nogą wdepniesz w jedyną na całym kontynencie kałużę, a dziesięć minut później na nowy, drogi i wymarzony żakiecik nasra ci ptak. Gdy wyglądasz fatalnie i nie nadajesz się do pokazania komukolwiek, a wyjść jednak musisz,  to na bank spotkasz swojego byłego, zajebiście wyglądającą byłą miłość obecnego a na końcu zajebiście wyglądającą byłą przyjaciółkę z twoim byłym. Innym byłym. Tak działa prawo serii. Jeżeli trafi się choćby czwórkę w totolotka, można mieć pewność, że w ciągu najbliższych pięciu lat nie trafi się nawet dwójki. Jeżeli nieznajomy, wyglądający jak wyjęty z katalogu mężczyzna postawi ci w knajpie drinka i...