Przejdź do głównej zawartości

No problem

A to wszystko przez Jacka O.
Zbił mnie z pantałyku, wytrącił, wprowadził zamieszanie w harmonię mą. 
Zdaniem jednym, że niby ja że. Że gdy on czyta tego bloga, to widzi, że. 
Że niby ja ciągle mam jakiś problem. 

Chcąc zrobić przyjemność koledze serdecznemu i wieloletniemu zaparłam się. Że o problemie wpisu nie będzie. Bo jaki problem? No problem i keine problem.
Wyskakuję z kapelusza mego życia, wyrywam się z kontekstu. Problemów niet.
Zaparłam się i tkwię w tym zaparciu. I nic bezproblemowego do głowy mi nie przychodzi.
I czekam.
Jeden dzień, dwa. Trzy i siedem. I nic.   
Blog usycha i więdnie, niczym azalia stojąca przede mną. A tu nic.  

Ale dla Ciebie, Jacku O., jestem.
Dziś cudowna i radosna niczym zbliżająca się wiosna. Taką w tiulach Majką Jeżowską jestem. Hulam po polu i pi kakao. Z uśmiechem Julii Roberts jestem. I z jej nogami też. Od rana z jej uśmiechem i nogami do wieczora, jestem. I chciałabym nawet do śmierci amen. I taką jestem, że cool i fa, i ajm fajn, i wszystko si. 
Nic mi nie przeszkadza, a już zupełnie nic mnie nie drażni. Poddaję się losowi i żaden bunt się we mnie nawet nie budzi. Nie mierzi mnie nic i nie oburza. Bezproblemowość moja jest bezgraniczna i krystaliczna. 

Nawet jak gotowałam dziś zupę pospolitą, to byłam jak ta Nigella. Z ustami wydętymi i orgazmem przy każdym machnięciu chochlą. A jak obierałam ziemniaki...to, to już nawet nie wspomnę.  Taka jestem! Bezproblemowa w swym jestestwie. I nic naprawiać nie chcę, i napawam się. Cieszę się jak głupi bateryjką szczęściem swym i dobrobytem za grzywkę. I doceniam, naprawdę. I nic nie muszę, a udaje mi się wszystko. Dokądkolwiek się ruszę. Jestem lepsza niż Fontanna di Trevi, bo ja tryskam nie wodą, lecz optymizmem. Jestem boska jak Krystyna Loska. I się nie czepiam i nie zrzędzę.  

Nawet na tę zimę nie zrzędzę. Że to białe gówno dziś znów tak mocno padało i, że syberiada polska za oknem. I, że to białe przysypało wybijające się w ogrodzie tulipany. Za którymi tak mocno tęsknię. Ale to dla mnie żaden problem przecież. 
Nic mnie nie przytłacza ani nie zamartwia. Ba! Ja nawet wyrzutów sumienia nie mam. Ani nawet oczekiwań. Wobec siebie, a już zupełnie wobec innych. 
Wyszłam na jeden dzień z egzystencjalnej czarnej dupy. Jestem dzika, jestem w transie. Jest tak różowo, że hej, a mnie nawet nie zemdli.  Nic a nic.
Taka dziś jestem! Widzisz Jacku O.? Widzisz? Potrafię i jestem!

No dobra. Kłamałam. 
Wcale nie jestem.



                                                Dla Jacka O., który do tańca wcale nie potrzebuje muzyki ;-)





 
 


 



Komentarze

  1. miewam tak:))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Widać problemy są inspirujące!
    Nie martw się, też się czasem spotykam z próbami "analiz" mych problemów ukrytych we wpisach. Dość często analiz całkiem nietrafionych:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martwię się. Podejrzewam, że dwudziestoletnia znajomość nie daje pola do jakichkolwiek analiz mojej osobowości ;-)

      Usuń
  3. Całe szczęście, że Twoje szczęście to tylko stan przejściowy ;)
    Ale takie kobiety istnieją, nie wiem jak to się dzieje ... i piszą na fejsbuniu: dzieci śpią ... podana herbata ogrzewa serce i dłonie ... śnieżek prószy.
    No chyba istnieją, bo nie wydaje mi się, że można siebie tak długo oszukiwać i całe fejsbukowe społeczeństwo ;-)
    U mnie dzieci nie śpią, gdy jeden się budzi to drugi zasypia ... herbata mnie ni grzeje ni ziębi a śnieg generalnie napierdziela i z łopatą trzeba do bramy dojść ... ;))
    I nie chodzi o to, że jest niefajne ... nie tak ...
    O to chodzi, że tiuloworóżowa nomenklatura jest zupełnie nie moja ... widać .. nie tylko nie moja ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiałam się nad tym z milion razy. Dlaczego niektóre potrafią, a ja nie zawsze. I konkluzja moich przemyśleń jest następująca: one kłamią ;-)))

      Usuń
    2. I tego się trzymajmy ;-))

      Usuń
  4. No Obiektywna, Ty to akurat to jesteś przykładem (przynajmniej w mojej opinii) optymistki życiowej nietiulowej.
    ale fajnie, że tu wpisem takim pojechałaś jak ulał.
    te co tak piszą na fejsbuniu, to podejrzewam, że po to, by nadać sens inny niż jest, przynajmniej gdzieś zaistnieć tak, jak nie jest!, ale by się chciało, by było albo by było można odegrać. da się oszukiwać przez długi czas tak. zapewniam:-)

    Czwarte życie - Twój przyjaciel J.O. być może nie miał nic złego na myśli.. tylko myśli tak, jak duża część osób, która na przykład nie wie, co w ogóle przeżywa, albo duża część mężczyzn, którzy uważają, że sobie tak świetnie radzą, a problemy to mają te kobiety, które tak sobie utrudniają życie i wynajdują coś sobie... to smutne. ale jako postawa bardzo powszechne.

    a tak naprawdę to problemy nie znikają, jak się o nich nie mówi. nie ubywa ich, gdy reszta świata, np. przyjaciele zdają się mówić, że ich nie ma, tylko są tworzone przez osobę. wręcz. tak nie.
    na szczęście już chyba wiesz, że gala nie jest od czapy. tylko mówi Ci witaj - ze wszystkimi problemami, które wyrażasz tak literacko i prawdziwie i pięknie.
    tyle w temacie dziś ja.
    kłaniam się nisko.
    i czytam Cię często ze zrozumieniem. mi się zdaje.

    na koniec jeszcze jedna rzecz na temat tego posta mi przyszła do głowy - intencją kolegi może być ulżenie też Twoim smutkom, czyli taka chęć, byś była szczęśliwsza.
    i z tym podejściem łatwiej to chyba przyjąć. taką treść. "Że Ty niby ciągle masz jakiś problem"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Nieznośna ... a wiesz, że M. określił by to/mnie zupełnie inaczej? ;-)

      Usuń
    2. Nieznośna.
      E tam "ze zrozumieniem"... czytaj mnie z przymrużeniem. Oka. ;-)

      PS... jaka gala??? ;-)

      Usuń
  5. Gwoli wytłumaczenia.
    Jacek O. jest moim serdecznym kolegą i nie mam do Niego cienia pretensji za jego (cenną,jak się okazało) uwagę. Jego opinia mnie rozbawiła i sprawiła, ze powyższy wpis zaistniał.
    Po pierwsze primo - mieć do siebie choć trochę dystansu ;-)))
    A Jacka O. mocno pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. no zupełnie bez złych intencji zainspirowałem Twój tekst i dyskusję ;)pozdrawiam serdecznie i już przestaję tańczyć bez muzyki.... jacek o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, Jacku O., tak się nie robi.
      Żadnych drastycznych decyzji.
      Żadnych decyzji, które by mogły zakłócić to co stałe. I dobrze, ze stałe. ;-)

      Usuń
  7. nie przestaniesz Jacku O. - to jest silniejsze od Ciebie...

    OdpowiedzUsuń
  8. O rany Julek! :)
    Słodkiego, miłego życia i ulepek wyszedł. Od nadmiaru mdli chyba... ;)
    Mnie jak za długo jest "za dobrze" to czuję się jak idiotka na łączce pełnej stokrotek - i muszę przyznać że bardziej odpowiada mi samo wychodzenie z czarnej dupy, nie łączka :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! No właśnie!
      Bo jak powiedział klasyk: życie to nie je-bajka ;-)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Byle do deseru

Byle do piątku . Tak nazywa się audycja w komercyjnej stacji radiowej. W tej samej stacji i wielu innych pierwszego stycznia informują, że do końca roku pozostały jeszcze 364 dni. I tak dni, tygodnie, miesiące mijają. Lata znikają. Byle do wiosny. Byle do wypłaty. Do imienin wuja Henia. Do świąt, do wizyty u fryzjera. Do następnego losowania totolotka, do wieczora. Do końca dnia w pracy. Do porodu. Byle do premiery. Byle do odebrania wyników od lekarza. Byle do końca odwyku, czy chemioterapii. Byle do piątku, poniedziałku, wtorku, weekendu. Z powodów wiadomo i nie wiadomo jakich. Byle do końca. Byle do początku, aby od początku. Byle do. Jak pies ganiający w kółko za swoim ogonem. Byle do. Jakby nagle świat miałby się do góry nogami wywrócić. Byle do. Jakby nagle miały otworzyć się drzwi do raju. Byle do. Jakby zmienić się miało niezmienne. Byle do. I tak nieustannie odhaczając i czekając. Nie jak Bond. Który wszystko tak, jakby świat miał się jutro skończyć . On wszystko ...

Ktokolwiek widział

Jak przez mgłę pamiętam tę niedzielę, gdy nie było teleranka. Usłyszałam, że dlatego, bo chyba wojna. Bardziej utkwił mi t elewizorek, który był mały i czerwony. Za anteną wyciąganą i takimi śmiesznymi guzikami z boku. Którymi się kręciło w celu regulacji. Odbiornika. Pamiętam to, chocia ż dopiero za jakieś trzy tygodnie miałam skończyć cztery lata. Pamiętam mróz na policzkach, gdy Mama ciągnęła mnie na sankach. Było ciemno a Ona spieszyła się do tego sklepu na rynku, a bliżej domu jeszcze żadnego nie było. Sklepu, w którym było to coś, albo i nie. Pamiętam, jak żegnałam się z Nią, gdy jechała rodzić mojego brata. Płakała, a ja nie rozumiałam dlaczego. Nie wiedziałam przecież, jaki to strach. I pamiętam, ż e narysowałam wtedy, siedząc przy babcinym stole rysunek. Na którym było wielkie słońce na niebieskim, bezchmurnym niebie. Po nieb em morze. A z morza wystawały cz tery głowy. N asze i uśmiechnięte. Pamiętam rysunek a nie miałam jeszcze lat pięciu. Pamiętam jak ciocia...