Tu nie chodzi o to, czy to dobre jest czy złe. Bo wiadomo jakie jest. Z pewnością nie jest
najlepsze. Ani dla siebie samego, ani dla bliźniego innego. Ani dla przyrody, ani dla otoczenia.
Pozytywny nie jest fakt, ani efekt. Lub efektów kilka.
Wiedzą ci, co to robią. I ci, którzy już nie. Ci, co kiedyś tylko w przelocie i ci, co codziennie w robocie. Wiedzą ci, którzy już wolni i szczęśliwi. Nie wiedzą tylko ci, którzy nigdy. I dobrze, że nigdy.
A skąd wiem ja? Z opowieści, rzecz jasna! Bo przecież ja...ekhm, ekhm...nigdy!
Opowiadało mi kilka osób, po prostu...opowiadało mi. Że jest coś takiego. Zjawisko takie społeczne istnieje. Zjawisko, dzięki któremu świat niejednokrotnie w miejscu stanął i zaczął obracać się w przeciwnym kierunku.
Jeden gest. Mrugnięcie okiem. Lekkie kiwnięcie głową wskazując kierunek wyjścia.
Kurtyny milczenia nie znaczą wtedy nic. Rozluźniają się krawaty, rozplątują języki. Łzy się leją niekiedy rzewne. A razem ze łzami, intymności wszelakie wychodzą na światło dzienne lub nocne. Rozmawia się wtedy o wszystkim i o niczym a często i o tych, którzy wewnątrz. Puszczają hamulce, a maski już tak nie straszą.
Ileż to romansów, a przynajmniej niewinnych flirtów miało swoje zaranie w takiej sytuacji. Ileż to interesów ubitych, przyjaźni zawartych. Ileż to postanowień i zapewnień zapadło. Ileż wyznań i historii. Rewelacji sto tysięcy, i takich ogólnych co słychać. A takich powiem ci w sekrecie i teraz to dopiero możemy pogadać, to już chyba ze trylion miliardów. No i jest tak, że rodzi się wtedy relacja bliska. Bezpośredniej jest i łatwiej o kontakt.
Związani, powiązani dymną stułą. Uwikłani w nałóg. Uwikłani wszyscy razem i każdy z osobna. W szkole, na studiach, w pracy, na imprezach. Nieznajomi i znajomi, między którymi błyskawicznie nawiązuje się nić porozumienia. Jedno wyjście, góra dwa i już tworzy się ekipa. Już się robi banda. I wszyscy jadą ja tym samym wózku.
Wyjść "na papierosa" to jak znaleźć się w innym wymiarze. Przeskoczyć kolejny krąg wtajemniczenia. Wyjść "na papierosa" to znaczy poruszać kwestie rangi najwyższej. To rozmawiać, rozprawiać, rozkminiać tematy, o których "tym w środku" nawet się nie śniło. To dowiedzieć się o wydarzeniach, przy których kolana się uginają.
I mówicie, co chcecie i ruszcie na mnie. Że to niemodne i niezdrowe. Że kontrowersyjne i obrzydliwe. Że śmierdzące i trujące. Że nie pro i nie eko. Że ogólnie, za Pągowskim, że do dupy jest zwyczajnie.
Ja to przyjmę na klatę, posypię głowę popiołem. Zgodzę się we wszystkim i ze wszystkimi.
I mówcie, co chcecie i ruszcie na mnie. Ale obstaję przy swoim. Przewrotnie twierdząc, że.
Że wyjście "na papierosa" często, gęsto niesie za sobą powiew świeżości.
Związani, powiązani dymną stułą. Uwikłani w nałóg. Uwikłani wszyscy razem i każdy z osobna. W szkole, na studiach, w pracy, na imprezach. Nieznajomi i znajomi, między którymi błyskawicznie nawiązuje się nić porozumienia. Jedno wyjście, góra dwa i już tworzy się ekipa. Już się robi banda. I wszyscy jadą ja tym samym wózku.
Wyjść "na papierosa" to jak znaleźć się w innym wymiarze. Przeskoczyć kolejny krąg wtajemniczenia. Wyjść "na papierosa" to znaczy poruszać kwestie rangi najwyższej. To rozmawiać, rozprawiać, rozkminiać tematy, o których "tym w środku" nawet się nie śniło. To dowiedzieć się o wydarzeniach, przy których kolana się uginają.
I mówicie, co chcecie i ruszcie na mnie. Że to niemodne i niezdrowe. Że kontrowersyjne i obrzydliwe. Że śmierdzące i trujące. Że nie pro i nie eko. Że ogólnie, za Pągowskim, że do dupy jest zwyczajnie.
Ja to przyjmę na klatę, posypię głowę popiołem. Zgodzę się we wszystkim i ze wszystkimi.
I mówcie, co chcecie i ruszcie na mnie. Ale obstaję przy swoim. Przewrotnie twierdząc, że.
Że wyjście "na papierosa" często, gęsto niesie za sobą powiew świeżości.
Nigdy nie paliłam i nigdy mnie do palenia nie ciągnęło, ale... Pamiętam na studiach, co poniektórzy studenci wychodzi na papierosa z wykładowcami. Stali na Gołębiej w zaklętym kółeczku,gadali o sprawach ważnych, klimat tworząc taki, że aż chciało się do nich dołączyć. To był jedyny czas, kiedy zazdrościłam palaczom. Chciałam żeby mnie chcieli przyjąć do intelktualnego kółeczka, ale głupio tak było podejść z ... batonikiem:))
OdpowiedzUsuńŚwietne to!
UsuńZ tym batonikiem ;-)
Świetnie napisany tekst, gratuluję! Na początku nie wiedziałem, do czego nawiązujesz, ale dzięki barwnej narracji chciało mi się dalej czytać, aż dotarłem do sedna sprawy. Cóż, niewątpliwie palenie jest niezdrowe, co do tego nie ma wątpliwości. Ale nie ma również wątpliwości, że towarzystwo palaczy jest zgraną ekipą. A samo palenie potrafi odmieniać na czas tejże czynności ludzi. Wyciągają fajki i stają się zupełnie innymi ludźmi. Nonszalancka poza, garść tłustych przemyśleń. Palacze roztaczają wokół siebie specyficzną aurę.
OdpowiedzUsuń...dymu... ;-)
UsuńSię zgadza. Paliłam dwanaście lat to i wiem co mówię ... po dziś dzień, w każdych możliwych okolicznościach wychodzę "na papierosa" z palącymi.
OdpowiedzUsuńA już myślałam, że temat rozwinie się w kierunku zdrady ... a tu taka niespodzianka ;-)))
To Ty nie wiesz, że ja potrafię zaskoczyć? Szczególnie na finiszu. ;-)))
UsuńPrzy "fajce" odrębne życie jest, prawdę piszesz - inny wymiar jakby.
OdpowiedzUsuń/na szczęście nie palę ...już :)/
Bo ja ...tak tylko...wiesz...okazjonalnie....
Usuńbo tam tak fajnie ;-)
Zawiązują się przy papierosach, przy kawie, przy wódce. Myśli, towarzystwa wspólnych myśli. Jedności takie.
OdpowiedzUsuń