Przejdź do głównej zawartości

Człowiek, który mnie nie zna

Powiedział mi, że według niego "jestem niegodna"
Powiedział mi również, że według niego "się nie nadaję".
Powiedział także, że coś tam o mnie "źle świadczy".
Powiedział tak o mnie człowiek, który mnie nie zna. Który widział mnie na oczy pierwszy raz, tak jak ja jego.

Człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazić zgodę pisemną na to, by dwie parafie dalej moje dziecko dopuszczone zostało do przyjęcia pierwszej komunii. Ten sam człowiek musiał wyrazić drugą zgodę bym mogła dostąpić zaszczytu bycia chrzestną mojego bratanka. Jeden człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazic dwie zgody pisemne, bo inny człowiek, który mnie nie zna zażyczył sobie zgód owych. Dwaj ludzie, którzy mnie nie znają, a już zupełnie nie orientują się w  skali etyki, moralności i religijności jakimi dysponuję w życiu codziennym, w niedziele i święta, ci dwaj ludzie uwięzili mnie w kleszczach biurokracji kościelnej.

Gdy prosiłam człowieka, który mnie nie zna o dwie zgody pisemne to taka byłam tyci-tyci malutka, przyciśnięta do krzesła ciężarem żenady.
Z każdym "jesteś niegodna " i "się nie nadajesz" robiłam sie coraz mniejsza, tyci-tyci. Ani przez chwilę, choć przez sekundę człowiek ten nie chciał zgłębić obszarów mojej etyki, moralności i religijności.
A gdy  juz byłam taka maleńka, że niewidoczna prawie to chwyciłam się ostatniego argumentu, jak tonący brzytwy się chwyta. Chwyciłam w rękę argument.
I człowiek, który mnie nie zna powiedział na koniec, że on "w zasadzie nic nie musi".
Ja mu na to, że "wiem ale byłabym wdzięczna", powiedziałam kładąc na biurko argument w postaci białej koperty z zawartością.
Wziął.
Zgody wypisał.
Podziękowałam.
Wyszłam.
Mam nadzieję, że już tam nie wrócę.
Wybacz mi ojcze, bo zgrzeszyłam.






Komentarze

  1. No cóż... Po ostatnich wystąpieniach arcy - bis - kupa Michalika nic, co dotyczy kościoła katolickiego mnie nie zdziwi. Dlatego też cieszę się niezmiernie, że nie jestem od niego zależna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyjęłaś mi to z głowy. U mnie było podobnie, zamiast "nie znam" - "nie widuję"... Koperta była wachlarzem rozwiewającym wszelkie wątpliwości ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. To jakiś spisek. Też mi powiedział, żem niegodna na matkechrzestne bo księdza po kolędzie w którymśtam nie przyjęłam. Ja mu na to jak on może tak oceniać, że ja w wieku lat pięć za grzechy wszystkich ludzi się modliłam, aktorką albo zakonnicą być jedynie chciałam! Niegodzien mych słów był nawet, niegodnie przyjął kopertę. Nie chce się już nigdy więcej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak śpiewał celnie Lech Janerka: "Od naziemnego personelu Boże broń..."

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie odpisuję indywidualnie na komentarze, bo...co tu pisać?
    Może to nasza wina? Może my za bardzo "do nich lgniemy i tym samym wciągamy ich w to...zło"?

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak dobrze ze nie musze sie z nimi stykac!!!! Nie znosze. Banda hipokrytow. Moze i sa wyjatki. Nawet jesli, to tylko potwierdzaja regule...:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaah i jeszcze... czy ja juz pisalam ze bardzo lubie twoje pisanie? Bardzo:)

      Usuń
  7. Między innymi dlatego przestałem bywać w kościele. Doszedłem do wniosku, że jeśli Przypadek Wszechmogący istnieje, to ma kiepskich przedstawicieli na Ziemii, a ja np. zmywając naczynia w czasie, który spędziłbym w kościele na słuchaniu obłudnych przekazów, robię o wiele wiecej dobrego.

    OdpowiedzUsuń
  8. tylu osobom się to nie podoba, a jednak... idą tłumnie, wyciągają koperty i co gorsza nabijają statystykę, która potem ONI (bo przecież nikt nie zakwalifikuje ich jako MY) podstawiają pod nos politykom, żeby wyciągnąć kolejne miliony z NASZYCH podatków...
    czym różni się ta sytuacja od komunizmu i innych totalitaryzmów? wszyscy wiedzą, że żyją w fikcji, nikt nie wierzy w to, przed czym klęka w kościele, nie szanuje tych, do których się łasi żałośnie...
    ech... smutne, tragiczne... to ze strachu przed śmiercią? przed nieprzewidywalnością i ogromem świata? czy to nie jest zwykły i podły oportunizm?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest. Zwykły i podły.
      Nie zaprzeczam.
      Jest po obu stronach.

      Usuń
  9. laptop się zepsuł?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Laptop działa.
      Tylko niestety u mnie pod kopułą nie styka.
      Mam nadzieję, że to mija.


      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Byle do deseru

Byle do piątku . Tak nazywa się audycja w komercyjnej stacji radiowej. W tej samej stacji i wielu innych pierwszego stycznia informują, że do końca roku pozostały jeszcze 364 dni. I tak dni, tygodnie, miesiące mijają. Lata znikają. Byle do wiosny. Byle do wypłaty. Do imienin wuja Henia. Do świąt, do wizyty u fryzjera. Do następnego losowania totolotka, do wieczora. Do końca dnia w pracy. Do porodu. Byle do premiery. Byle do odebrania wyników od lekarza. Byle do końca odwyku, czy chemioterapii. Byle do piątku, poniedziałku, wtorku, weekendu. Z powodów wiadomo i nie wiadomo jakich. Byle do końca. Byle do początku, aby od początku. Byle do. Jak pies ganiający w kółko za swoim ogonem. Byle do. Jakby nagle świat miałby się do góry nogami wywrócić. Byle do. Jakby nagle miały otworzyć się drzwi do raju. Byle do. Jakby zmienić się miało niezmienne. Byle do. I tak nieustannie odhaczając i czekając. Nie jak Bond. Który wszystko tak, jakby świat miał się jutro skończyć . On wszystko ...

Ktokolwiek widział

Jak przez mgłę pamiętam tę niedzielę, gdy nie było teleranka. Usłyszałam, że dlatego, bo chyba wojna. Bardziej utkwił mi t elewizorek, który był mały i czerwony. Za anteną wyciąganą i takimi śmiesznymi guzikami z boku. Którymi się kręciło w celu regulacji. Odbiornika. Pamiętam to, chocia ż dopiero za jakieś trzy tygodnie miałam skończyć cztery lata. Pamiętam mróz na policzkach, gdy Mama ciągnęła mnie na sankach. Było ciemno a Ona spieszyła się do tego sklepu na rynku, a bliżej domu jeszcze żadnego nie było. Sklepu, w którym było to coś, albo i nie. Pamiętam, jak żegnałam się z Nią, gdy jechała rodzić mojego brata. Płakała, a ja nie rozumiałam dlaczego. Nie wiedziałam przecież, jaki to strach. I pamiętam, ż e narysowałam wtedy, siedząc przy babcinym stole rysunek. Na którym było wielkie słońce na niebieskim, bezchmurnym niebie. Po nieb em morze. A z morza wystawały cz tery głowy. N asze i uśmiechnięte. Pamiętam rysunek a nie miałam jeszcze lat pięciu. Pamiętam jak ciocia...

No problem

A to wszystko przez Jacka O. Zbił mnie z pantałyku, wytrącił, wprowadził zamieszanie w harmonię mą.  Zdaniem jednym, że niby ja że. Że gdy on czyta tego bloga, to widzi, że.  Że niby ja ciągle mam jakiś problem.  Chcąc zrobić przyjemnoś ć koledze serdecznemu i wieloletniemu zaparłam się. Że o problemie wpisu nie będzie. B o jaki problem? No problem i keine p roblem. W yskakuj ę z kapelusza mego życia, wyrywam się z kontekstu. Problemów niet. Zaparłam się i tkwię w tym zaparciu. I n ic bezproblemowego do głowy mi nie przy chodzi. I czekam. Jeden dzień, dwa. Trzy i siedem. I nic.    Blog usycha i więdnie, niczym azalia stojąca przede mną. A tu nic.   A le dla Ciebie, Jacku O., jestem. Dziś cudowna i radosna niczym zbliżająca się wiosna. Taką w tiulach Majką Jeżowską jest em . Hula m po polu i pi ję kakao. Z uśmiechem Julii Roberts jestem. I z jej nogami też. Od rana z jej uśmiechem i nogami do wieczora, jestem. I chciałab...