Jak za szkarłatną kurtyną. Ciężką, grubą, brudną.
Przesiąkniętą smrodami i tonami kurzu, jakby ktoś ową storą starł brud z ostatnich lat i powiesił ją z powrotem. I nie wywiesił był ten ktoś tabliczki z ostrzeżeniem: "nie ruszaj, bo mocno się zakurzy". Wokół.
A jednak ktoś trąca. Chcący, niechcący, a może potrzebujący. Kurz miesza się z listopadową mgłą. Zlewa się z gnijącym błotem.
Na każde hasło "co słychać?", odzew "jest dobrze", "będzie dobrze" mówione bez patrzenia w oczy. Zesztywniałe usta i drżące dłonie natychmiast zdradzają nieudolnie skrywane kłamstwo. Udaję, że nie widzę. Że wierzę.
Jak za szkarłatną kurtyną mijają, mielą się dni i tygodnie. Istny dance macabre w rytmie kiepskiej psychodelii. Tańczę posłusznie chocholi taniec. Dla dobra wokół, dla dobra ogółu. Dla dobra swojego osobistego. Wybieram, filtruję, oddzielam informacje złe od gorszych. Pozytywy znikają niezauważone w mieszaninie kurzu i mgły.
Dobre miny do złej gry. Słowa wypowiedziane inne niż te chciane. Cedzone.
"Ą", "ę", a w myślach "pocałuj mnie w dupę".
Nikt nie jest taki, jaki chciałby być naprawdę. Jaki jest naprawdę.
Tu uśmiech, tam gest. Rzygowiny wydalone w ciemnym kącie wycierane są coraz cięższą i coraz bardziej cuchnącą kurtyną.
Nie umiem, nie potrafię. Wolę prosto z mostu. Czasem nawet ordynarnie, ale wolę. Taka jestem, przepraszam. Nie chce mi się grać, udawać. Wolę mówić, co myślę, co czuję. Ja już dziękuję, pasuję.
Czuję się jak wrzucona w trzeciorzędną wersję "Twin Peaks".
Przestaję tańczyć chocholi taniec. Poddaję się. Dla dobra swojego.
Kładę się w czarnym worku sina i zimna niczym Laura Palmer.
A wokół mnie niech krążą te niedopowiedzienia, niewypowiedzenia.
Kurtyna niech powiewa. Może tańczący karzeł pootwiera okna i przewietrzy. Pomieszczenia i głowy.
Ja poczekam. Zimna i sina. W mentalnym plastikowym worku.
Poczekam.
Może następnym razem zagram w "Dirty Dancing".
Przecież nie moze być ciągle tak.
Nie może.
Trudno tu przymrużyć oko. Chciałabym podejść i rozsunąć worek. Powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, podać rękę, pomóc się wygramolić. O ile jest suwak w tym worku...
OdpowiedzUsuńCiachnij, przetnij, niech wystrzeli. Ulga przyjdzie, zaraz się zagoi ! :)
OdpowiedzUsuńIrmina, Wojtek.
OdpowiedzUsuńTak daleko, a tak blisko.
Dziękuję.
Tak mocno, że hej!
No nie wiem... Może i ten wystrzał dobra rzecz, może i szybko wyliżesz, zapomnisz, bo na bank teraźniejszość minie - zawsze mija. Jednak przed ciachnięciem wycisz, zwolnij i posłuchaj... Zobacz to, dostrzeż że choćby nie wiem co i nie wiem jak, za tym plastikowym workiem wszystko dzieje się jak się działo, tylko bez Ciebie. I to jest z tego bagna mentalnego najlepsze, że tylko my decydujemy o tym, czy chcemy się w nim taplać, czy też nie. Bądź sobą i dla siebie - przede wszystkim. I bez żadnych wyrzutów ;)
OdpowiedzUsuń