Przejdź do głównej zawartości

Źródło informacji


Widzi pani? Kłamią. Mówili, że będzie padać, i co? Nic. Ziemia jak wiór sucha. Zawsze kłamią. Ze wszystkim kłamią. I z Tuskiem, pani kłamią, i z emeryturami, ze stadionami i nawet z pogodą. Nie ma co im wierzyć. W nic nie ma co wierzyć. Im. Nikomu w zasadzie, mówię pani. Dlatego ja lubię tak tu posiedzieć. I prawdziwe życie obserwować.

O, jedzie. Zna go pani? To ten tu, od trzech lat mieszka. Spod piątki chyba jest. Czasami jak wariat popierdala. Dziecioki uważać muszą. A słyszała pani? Jak "co"? Że on kochankę ma! Noooo, mówię pani. Ma. A skąd ja wiem? Pani, ja w życiu już nie takie rzeczy widziałam. Nie, sama nie widziałam, ale córka mojej siostry w firmie sąsiadującej z jego firmą pracuje. I widziała. Co widziała? No mówię pani, TO widzieć musiała, bo ludzie gadają. Ja tam pani, cudzym życiem się nie interesuję, ale no cóż. Takie są fakty.

Co się dzieje na tym świecie? Sodomia i gomoria, pani. No mówię pani. Takie dzieci ładne. I żona taka nawet niczego sobie. Skromna i w ogóle. No ale takie rzeczy były, są i będą. Bo zresztą, zna pani tę, co tam za Iksińskimi mieszka? Nie? No jak, nie? No za Iksińskimi a przed tymi, co kredytu nie spłacają i eksmisja im grozi. Ja tam nikomu w portfel nie zaglądam, ale zawsze mówiłam, że żyją ponad stan. Jak to jej pani nie zna? Znać pani powinna. Takie to chodzi… Dla mnie, pani, lafirynda. Zwykła kurew to musi być. Sama mieszka, samochód zachodni, wypindrzone to i wyfiokowane chodzi. Na wycieczki podobno jeździ. W tropiki, pani. I z kim to jeździ, co? I za co? Ha! Ja tam szybko nie lubię oceniać ludzi, ale dla mnie to kurew jakaś musi być. Zresztą szwagierka też mówiła, że to chyba kurew. Bo szwagierka w biurze podróży pracuje i stąd wiem, że ona sama na te wycieczki jeździ. Czy tam lata.  I taka to potem omami niewinnego człowieka. Takiego spod piątki, dajmy na to.  

A jak się za nią gówniarze oglądają! Pani, mówię pani. Syn tych lekarzy szczególnie. Tak, on ponoć na medycynie jest. Wiadomo, tatuś załatwił. Bo nigdy to za mądre nie było. Nie, nie widziałam, ale bratanek mówił. Nie, nie mi. Z kolegą o tym rozmawiał. A ten kolega, pani, to ja bym głowę dała, że on homo czy jakiś inny niewiadomo. Ja tam nie wiem pani, do łóżka nikomu nie zaglądam, ale takie odstępstwa to już karane powinny być.

A mówię pani, niewyspana dzisiaj to jak tak jestem. Ziewam i ziewam, pani. Nie, nic mi nie dolega. Ale pani, ja w zaufaniu pani powiem. Ale największym zaufaniu, bo wiem, że pani nie powie. Co się działo u moich sąsiadów dzisiaj. W nocy. No tak, u tych. O widzi pani? Idzie! W okularach  ciemnych idzie. Wie pani, dlaczego? Jaka awantura była, pani. No nie wiem, pewnie on znowu spity, pani, przyszedł. A jakie wrzaski, a jakie huki i trzaski! Pani, no mówię pani. A te dzieci, pani, jak płakały. Całą noc płakały. Cała trójka. I chyba skulone w jednym kącie gdzieś były, bo tak z jednego miejsca było je tylko słychać. Że co? Pani, ja miałam zareagować?! Co ty mówisz, pani? Ja na policję miałam dzwonić?! No wie pani, ja tam w cudze sprawy się nie wtrącam. Życiem innych się nie interesuję.
Zresztą my tu gadu gadu, a ja się spieszę, pani. Zbierać się powinnam już. Jak to, dokąd? No wie pani? Tam gdzie zawsze o tej porze.
Do kościoła. 

                                                       aut. Georgiana Chitac

Komentarze

  1. Wyśmienicie;)wczytałam się w większość...

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło, dziękuję. Połechtałaś moją próżność ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak Boga kocham to przecież o Grandzi:))

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiesz? Grandzia z Rynku co to jej sąsiadka z Boczkiem się zadaje. No ta...... co na każde święta kokosanki piecze i schab w galarecie i rybe w galarecie..."mało? -i czegu uni jeszczy chcą..." .

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Byle do deseru

Byle do piątku . Tak nazywa się audycja w komercyjnej stacji radiowej. W tej samej stacji i wielu innych pierwszego stycznia informują, że do końca roku pozostały jeszcze 364 dni. I tak dni, tygodnie, miesiące mijają. Lata znikają. Byle do wiosny. Byle do wypłaty. Do imienin wuja Henia. Do świąt, do wizyty u fryzjera. Do następnego losowania totolotka, do wieczora. Do końca dnia w pracy. Do porodu. Byle do premiery. Byle do odebrania wyników od lekarza. Byle do końca odwyku, czy chemioterapii. Byle do piątku, poniedziałku, wtorku, weekendu. Z powodów wiadomo i nie wiadomo jakich. Byle do końca. Byle do początku, aby od początku. Byle do. Jak pies ganiający w kółko za swoim ogonem. Byle do. Jakby nagle świat miałby się do góry nogami wywrócić. Byle do. Jakby nagle miały otworzyć się drzwi do raju. Byle do. Jakby zmienić się miało niezmienne. Byle do. I tak nieustannie odhaczając i czekając. Nie jak Bond. Który wszystko tak, jakby świat miał się jutro skończyć . On wszystko ...

Ktokolwiek widział

Jak przez mgłę pamiętam tę niedzielę, gdy nie było teleranka. Usłyszałam, że dlatego, bo chyba wojna. Bardziej utkwił mi t elewizorek, który był mały i czerwony. Za anteną wyciąganą i takimi śmiesznymi guzikami z boku. Którymi się kręciło w celu regulacji. Odbiornika. Pamiętam to, chocia ż dopiero za jakieś trzy tygodnie miałam skończyć cztery lata. Pamiętam mróz na policzkach, gdy Mama ciągnęła mnie na sankach. Było ciemno a Ona spieszyła się do tego sklepu na rynku, a bliżej domu jeszcze żadnego nie było. Sklepu, w którym było to coś, albo i nie. Pamiętam, jak żegnałam się z Nią, gdy jechała rodzić mojego brata. Płakała, a ja nie rozumiałam dlaczego. Nie wiedziałam przecież, jaki to strach. I pamiętam, ż e narysowałam wtedy, siedząc przy babcinym stole rysunek. Na którym było wielkie słońce na niebieskim, bezchmurnym niebie. Po nieb em morze. A z morza wystawały cz tery głowy. N asze i uśmiechnięte. Pamiętam rysunek a nie miałam jeszcze lat pięciu. Pamiętam jak ciocia...

No problem

A to wszystko przez Jacka O. Zbił mnie z pantałyku, wytrącił, wprowadził zamieszanie w harmonię mą.  Zdaniem jednym, że niby ja że. Że gdy on czyta tego bloga, to widzi, że.  Że niby ja ciągle mam jakiś problem.  Chcąc zrobić przyjemnoś ć koledze serdecznemu i wieloletniemu zaparłam się. Że o problemie wpisu nie będzie. B o jaki problem? No problem i keine p roblem. W yskakuj ę z kapelusza mego życia, wyrywam się z kontekstu. Problemów niet. Zaparłam się i tkwię w tym zaparciu. I n ic bezproblemowego do głowy mi nie przy chodzi. I czekam. Jeden dzień, dwa. Trzy i siedem. I nic.    Blog usycha i więdnie, niczym azalia stojąca przede mną. A tu nic.   A le dla Ciebie, Jacku O., jestem. Dziś cudowna i radosna niczym zbliżająca się wiosna. Taką w tiulach Majką Jeżowską jest em . Hula m po polu i pi ję kakao. Z uśmiechem Julii Roberts jestem. I z jej nogami też. Od rana z jej uśmiechem i nogami do wieczora, jestem. I chciałab...