Przejdź do głównej zawartości

Tango z Pacino


W Polsce powstaje pierwsza restauracja McDonald’s i rusza pierwsza sieć telefonii komórkowej. Hanna Suchocka zostaje pierwszą kobietą na stanowisku Premiera RP. Pojawia się program telewizyjny Kawa czy herbata?, a ostatnia stacjonująca jednostka wojsk radzieckich wycofuje się z ziem polskich. Na promocję swojej książki Wróżby kumaka przyjeżdża do Polski Gunter Grass.

Na świecie też się dzieje. Dziesiątego stycznia w czasie sztormu na Pacyfiku z pokładu statku zostają zmyte trzy kontenery z trzydziestoma tysiącami gumowych kaczek, które docierają do brzegów Indonezji, Australii, Ameryki Południowej i Alaski. Ich ruchy pomagają oceanografom badaniu prądów morskich. Na duże ekrany wchodzi Sharon Stone po to, by  rozchylić swe uda  w Nagim instynkcie, a Milczenie owiec zgarnia pięć Oskarów. CERN ogłasza, iż World Wide Web będzie udostępniona bezpłatnie, a w Himalajach ginie Wanda Rutkiewicz. FC Barcelona po raz pierwszy zdobywa  Puchar Europy, w Ugandzie spada meteoryt Mbale, Michael Schumacher wygrywa swój pierwszy wyścig w F1, w Kairze trzęsienie ziemi, a Jan Paweł II dokonuje pełnej rehabilitacji Galileusza. Bill Clinton zostaje prezydentem USA podczas gdy Barack Obama żeni się z Michelle. Trzeciego grudnia niejaki Neil Papworth wysyła pierwszego w historii smsa, a Al Pacino tańczy tango w Zapachu kobiety.

Ja nie tańczę. 

Jest rok tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty drugi, mam czternaście lat. Siedzę na kilku materacach złożonych w kącie sali gimnastycznej. Tak samo jak siedziałam na nich parę godzin wcześniej. Na wuefie, bo inni coś zdawali. Siedzę, i nogi mam podkurczone. Teraz nie ma wuefu. Teraz jest dyskoteka klas sześć do osiem. Pod sufitem uwieszona siatka wojskowa, która ma maskować niewiadomoco. Pod siatką kręci się lustrzana kula. Taki luksus i elegancja.  Jej zadaniem jest robić nastrój. Odpowiedni. Światło odbite w lustrzanych fragmentach pojawia się to znika na pryszczatych twarzach rozstawionych dookoła. Duszno i nie ma czym oddychać. Czuć pot uwalniający się spod tureckich swetrów kupionych na najbliższym targowisku. Na tym samym targowisku nabyte zostały dezodoranty mające stłamsić ów uciążliwy zapach dojrzewających, młodych ciał. Tam, gdzie jeszcze rano stała bramka, teraz rozstawiony jest sprzęt grający. Obsługują ci z ósmych. Wiadomo. Technotronic, Roxette, DrAlban i MC Hammer. 

Dlatego nie tańczę. 

Mam te same pryszcze, tak samo śmierdzę potem tureckiej koszuli w kolorze czarnym, ale na poprzecinanych żyletką dżinsach mam napisane The Clash, Police, U2, Republika. I tak sobie myślę, że jestem inna. I M. też tak sobie myśli. Bo siedzimy razem i nogi mamy podkurczone. Ale okazuje się, że nie jesteśmy inne. Jesteśmy tu, na szkolnej dyskotece i przyszłyśmy po to samo, co tamte. Poubierane na jaskrawo i z grzywką wylakierowaną „na Alfa”. Przyszłyśmy by ci, których inicjały wycinamy cyrklem na szkolnej ławce w końcu poprosili do tańca. Ci, których spojrzenia łapiemy na przerwach, bo przecież pogadać nie mamy odwagi. 

I gaśnie światło i słychać już, że Sinead O’Connor zaczyna swą piękną Nothing Compares 2U i nawet już nogi luźno zwisają. Podkurczone nie są. Bo chyba przyjdzie poprosić, skoro rzucił spojrzenie. Tak mi się wydaje, że rzucił. A może tylko był ciekawy, kto tam siedzi w kącie. I pusto się zrobiło, kilka par zaczyna się obejmować pod czujnym okiem pani od polskiego. Sinaed jest przy refrenie, łza pojawia się w jej wielkim oku, a on nie przychodzi. Po mnie. Tańczy z tą, co ma grzywkę wylakierowaną i wywijała pięknie na parkiecie. W połowie piosenki dyrektor włącza światła. Bez pardonu. Koniec dyskoteki, dwudziesta. I tak nie zatańczyłabym z nim do końca. 

Jest rok dwa tysiące dwunasty. Moja córka za tydzień w tej samej sali gimnastycznej będzie mieć inaugurację roku szkolnego. Nie obejrzę się, a zacznie tam chodzić na dyskoteki. Choć twierdzi, że lubi U2 i Depeche Mode. 

Ja też ciągle lubię U2. 
I lubię już tańczyć.



                                    



Komentarze

  1. Tak jak i ja... Tyle że dwa lata więcej, nie córka a syn... A szkoły już nie ma, i tej sali już nie ma... I też już lubię. Choć nie potrafię... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również nie potrafię. Tak jak nie umiałam wtedy. Cała różnica polega na tym,że wtedy się tym przejmowałam, a teraz mam to gdzieś.
      Liczy się dobra zabawa ;-)

      Usuń
  2. Rozbudziłaś we mnie wiele wspomnień;) Ileż takich dyskotek pamiętam! Moja pierwsza miłość się w scenerii takich dyskotek rozegrała. I jakie to wszystko było wtedy intensywne, nie wiem, czy kiedykolwiek później doświadczałam tak intensywnych emocji wywołanych tym, że "on mnie poprosił":)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to, że "on nie poprosił" było równie intensywnym przeżyciem. Wierz mi ;-)

      Usuń
  3. Oj, no oczywiście też przerabiałam i tę wersję... Mam ją opisaną na piętnastu stronach pamiętnika. Opis wzbogacony grafiką łez:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam 19... i mogłabym być Twoim wychowawcą na obozie w lasach nieopodal Białej Góry... gdy Suchocka zostaje premierem...;)

    Nie poprosił. Uparł się, że poprosi przy Don't Give Up (Peter Gabriel & Kate Bush). Nie zagrali.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Byle do deseru

Byle do piątku . Tak nazywa się audycja w komercyjnej stacji radiowej. W tej samej stacji i wielu innych pierwszego stycznia informują, że do końca roku pozostały jeszcze 364 dni. I tak dni, tygodnie, miesiące mijają. Lata znikają. Byle do wiosny. Byle do wypłaty. Do imienin wuja Henia. Do świąt, do wizyty u fryzjera. Do następnego losowania totolotka, do wieczora. Do końca dnia w pracy. Do porodu. Byle do premiery. Byle do odebrania wyników od lekarza. Byle do końca odwyku, czy chemioterapii. Byle do piątku, poniedziałku, wtorku, weekendu. Z powodów wiadomo i nie wiadomo jakich. Byle do końca. Byle do początku, aby od początku. Byle do. Jak pies ganiający w kółko za swoim ogonem. Byle do. Jakby nagle świat miałby się do góry nogami wywrócić. Byle do. Jakby nagle miały otworzyć się drzwi do raju. Byle do. Jakby zmienić się miało niezmienne. Byle do. I tak nieustannie odhaczając i czekając. Nie jak Bond. Który wszystko tak, jakby świat miał się jutro skończyć . On wszystko ...

Ktokolwiek widział

Jak przez mgłę pamiętam tę niedzielę, gdy nie było teleranka. Usłyszałam, że dlatego, bo chyba wojna. Bardziej utkwił mi t elewizorek, który był mały i czerwony. Za anteną wyciąganą i takimi śmiesznymi guzikami z boku. Którymi się kręciło w celu regulacji. Odbiornika. Pamiętam to, chocia ż dopiero za jakieś trzy tygodnie miałam skończyć cztery lata. Pamiętam mróz na policzkach, gdy Mama ciągnęła mnie na sankach. Było ciemno a Ona spieszyła się do tego sklepu na rynku, a bliżej domu jeszcze żadnego nie było. Sklepu, w którym było to coś, albo i nie. Pamiętam, jak żegnałam się z Nią, gdy jechała rodzić mojego brata. Płakała, a ja nie rozumiałam dlaczego. Nie wiedziałam przecież, jaki to strach. I pamiętam, ż e narysowałam wtedy, siedząc przy babcinym stole rysunek. Na którym było wielkie słońce na niebieskim, bezchmurnym niebie. Po nieb em morze. A z morza wystawały cz tery głowy. N asze i uśmiechnięte. Pamiętam rysunek a nie miałam jeszcze lat pięciu. Pamiętam jak ciocia...

No problem

A to wszystko przez Jacka O. Zbił mnie z pantałyku, wytrącił, wprowadził zamieszanie w harmonię mą.  Zdaniem jednym, że niby ja że. Że gdy on czyta tego bloga, to widzi, że.  Że niby ja ciągle mam jakiś problem.  Chcąc zrobić przyjemnoś ć koledze serdecznemu i wieloletniemu zaparłam się. Że o problemie wpisu nie będzie. B o jaki problem? No problem i keine p roblem. W yskakuj ę z kapelusza mego życia, wyrywam się z kontekstu. Problemów niet. Zaparłam się i tkwię w tym zaparciu. I n ic bezproblemowego do głowy mi nie przy chodzi. I czekam. Jeden dzień, dwa. Trzy i siedem. I nic.    Blog usycha i więdnie, niczym azalia stojąca przede mną. A tu nic.   A le dla Ciebie, Jacku O., jestem. Dziś cudowna i radosna niczym zbliżająca się wiosna. Taką w tiulach Majką Jeżowską jest em . Hula m po polu i pi ję kakao. Z uśmiechem Julii Roberts jestem. I z jej nogami też. Od rana z jej uśmiechem i nogami do wieczora, jestem. I chciałab...