Nie było - informacji od pani wynajmującej dom, że nie zdążyła jeszcze przystosować go na przyjęcie wczasowiczów.
Było - dziwnie, gdy cała grupa stanęła z głupimi minami na placu budowy, który (wg wcześniejszych zapewnień pani) miał być cudownym miejscem wypoczynku z niezliczoną ilością "ścieżynek" rowerowych, oraz z imponującym placem zabaw dla dzieci, a okazał się być domem w stanie pół-surowym, pół-zamkiniętym z obejściem nieogarniętym.
Było - dziwnie, gdy cała grupa stanęła z głupimi minami na placu budowy, który (wg wcześniejszych zapewnień pani) miał być cudownym miejscem wypoczynku z niezliczoną ilością "ścieżynek" rowerowych, oraz z imponującym placem zabaw dla dzieci, a okazał się być domem w stanie pół-surowym, pół-zamkiniętym z obejściem nieogarniętym.
Nie było - tragedii, lania łez i rwania włosów. Nie było również choćby cienia ochoty, by w poczuciu klęski i pełnego rozczarowania wracać do domów.
Były - narada, gdy siedzieliśmy na gruzowisku. Była pyszna kawa i placek prosto z blachy, prosto z bagażnika. Było milion telefonów do okolicznych gospodarstw typu agro z pytaniem, kto mógłby przyjąć grupę siedemnastoosobową w postaci dorosłych dziesięciorga i pacholąt siedmiorga. Tak, na TEN weekend, a w zasadzie to pięć dni przecież. Tak, od zaraz. Możemy być w ciągu dwudziestu minut. Tak, wiemy że jest właśnie środa, maja pierwszego. Wiemy, ale sytuacja głupia i nieciekawa. Tak??? Ma pani??? Ma pani miejsc tyle??? Jedziemy! Zaraz jesteśmy! Byliśmy. Dojechaliśmy. Ufff...
Nie było - pogody. To znaczy - ładnej pogody. Była tylko ta brzydka. Ale zawsze mogło być gorzej.
Były - wspaniałe humory i nastroje. Rozmowy do rana i tańce przy tlącym się grillu. Było jedzenie i picie. Było śpiewanie i starych historii przywoływanie. Było jedzenie i picie. Były dwie linki od prania spięte klamerkami. I piłka była. A w związku z tym mecze zażarte w siatkówkę były. Była trampolina i rowerów sto tysięcy. Było jedzenie i picie. Były śniadania pod chmurką, przekąski pod chmurką, obiady pod chmurką, podwieczorki pod chmurką i kilkugodzinne kolacje pod chmurką. Było jedzenie i picie. Były dzieci niemyte. I w ogóle jakieś takie nieabsorbujące były one. Było jedzenie i picie. Było ognisko z kiełbaskami i ziemniakami w popiele. Było chodzenie polami i uganianie się za dzikimi królikami. Było jedzenie i picie. Było zwiedzanie pobliskiej bazyliki wraz z lochami, czy katakumbami. A katakumby pełne trumien z trupami były. A jeden trup to nawet odkryty. I dzieci mu zęby liczyły, czy to co po nich zostało. Było jedzenie i picie. Były podchody, szukano i grillowana kaszanka z kiszoną kapustą . Były rozmowy o nieobecnych i o marzeniach tych obecnych. Były kalosze i przemoczone ciuchy. Było jedzenie i picie. Było skaleczeń kilkadziesiąt i brak dostępu do internetu. Była tęsknota za tym co było i nadzieja, że dopiero przed nami. To wszystko, co najlepsze. Było jedzenie i picie. Były sygnały, żę nasze żołądki, wątroby i trzustki szwankują.
Nie było - nudy.
Było nie było, bilans wychodzi in plus.
PS A pisałam o tym, że było jedzenie i picie?
A jeszcze zapomniałaś o jedzeniu i piciu powiedzieć, że było... ;) Hmmm... Bo mnie nie ma czego zazdrościć - ja po staropolsku weekend majówkowy - w remontach, na kartonach, szpachlach i innych podobnych precjozach spędziłam/-dzam nadal/. Taki dłuuugi!
OdpowiedzUsuńFajnie, że Ci/Wam tak wyszło ;)
Pozdrawiam
Tak, tradycja remontów majówkowych zaczyna powoli wypierać tradycję grillowania;-) No, ale będziesz miała ładnie, świeżo i spokojnie będziesz mogła nadrabiać zaległości na swoim blogu ;-)))
Usuńwszystko dobre, co się dobrze kończy... dodatkowy plus: całe życie będziecie wspominać ;)
OdpowiedzUsuńOj, będzie co wspominać. Pierwsza wersja noclegowa była taka, że "Alternatywy 4" wysiadają ;-)
UsuńNajlepsze wyjazdy to te, podczas których dzieje się coś nieprzewidywalnego, z pozoru nawet uciążliwego - wspomnienia takich chwil są zawsze bezcenne!
OdpowiedzUsuńBył lekki dreszczyk emocji;-) Ale było też masę szczęścia - znaleźć "na szybko" kwaterunek dla tylu osób, ale podobno dla chcącego nic trudnego;-)
UsuńNie było źle, minusy nie przysłoniły plusów. I tak trzymać, majowy łykend 2013 zdarza się tylko raz w historii świata ! :)
OdpowiedzUsuńWystarczy wyćwiczyć w sobie umiejętność obracania niepowodzeń w żart, a wtedy żaden minus nie ma szans;-)
UsuńAleż niesamowite minusy! ;-))
OdpowiedzUsuńZazdroszczę takiej brygady, w życiu bym tyle luda w jedno miejsce nie ściągnęła .. może jestem za mało towarzyska? :)
Ojej, a był to tylko fragment ekipy trzymający ze sobą od piaskownicy. Ja z nimi jestem od jakichś dwudziestu lat. Udane, udane to całe Towarzystwo, nie zaprzeczam. Pozdro;-)
UsuńBył: łańcuszek i nominacja :) http://agatopis.blogspot.com/2013/05/ancuszek-tylko-dla-blogerow.html
OdpowiedzUsuńBo miejsce, pogoda i inne bzdury są naprawdę nie ważne, liczą się ludzie :-)
OdpowiedzUsuń