Przejdź do głównej zawartości

Stendbaj

Tak ogólnie to wszystko w porządku.
Wieści zewsząd napływają w miarę pozytywne, bo te nieliczne negatywy to raczej do ogarnięcia są. Dzieci też dobrze. Nie kaszlą, nie plują, dobrze się czują.
Potrzeba przejścia na inny kanał życiowy (ten jesienny) jest silna ale co z tego, skoro w pilocie baterii brak. Klasyczne stendbaj, i tyle. Wszystkie chęci, by ruszyć "z kopyta" więdną i usychają jak objawy jesieni. Później spadają i szeleszczą pod butami, albo mieszają się z błotem. Buty, swoją drogą, te od biegania leżą w kącie i patrzą na mnie przepełnione żalem. Przytyły od ostatniego biegania i chce im się. Mi nie, bo one uwierają. Nie stopy, lecz mózg. Stos książek i rząd filmów czekają również. Praca czeka. Czekają obowiązki, zaniedbania i zaniechania. Papiery czekają i ludzie.
Pomysłów w głowie kłębi się z osiem tysięcy. Takich dotyczących i mnie i świata. Takich, że jak je zrealizuję, to świat będzie leżał u mych stóp, ha! I to wcale nie jest trudne, ha! Kiwnę paluszkiem, dupsko ruszę, wysilę się nie za bardzo i będzie...leżał u mych stóp. Póki co, baterii brak. I ja i świat czekamy niecierpliwie i paznokcie obgryzamy oglądając emjakmiłość. Z żenady nad sobą je obgryzamy leżąc owinięci kocem jak kokonem. Paznokcie czasami przegryzamy delicjami szampańskimi. Ale zaznaczam, obgryzamy te paznokcie jedynie mentalnie, nie realnie. Delicje realnie, a jakże.
Nie, no nie, że syf i malaria. Że marazm jakiś niby. Nie, nie. Jest fajnie, naprawdę. Nie jest ciężko, kolorowo jest jak w katalogu z ładnym papierem błyszczącym. Narzekać nie mogę. Narzekając-zgrzeszyłabym grzechem ciężkim i nierozgrzeszalnym. Na okoliczności życia i przyrody się nie skarżę, bo wszystkie loterie świata blado przy tych okolicznościach wypadają.
Tak ogólnie to wszystko w porządku jest.
Tylko ze mną jakoś coś nie tak.


















Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Byle do deseru

Byle do piątku . Tak nazywa się audycja w komercyjnej stacji radiowej. W tej samej stacji i wielu innych pierwszego stycznia informują, że do końca roku pozostały jeszcze 364 dni. I tak dni, tygodnie, miesiące mijają. Lata znikają. Byle do wiosny. Byle do wypłaty. Do imienin wuja Henia. Do świąt, do wizyty u fryzjera. Do następnego losowania totolotka, do wieczora. Do końca dnia w pracy. Do porodu. Byle do premiery. Byle do odebrania wyników od lekarza. Byle do końca odwyku, czy chemioterapii. Byle do piątku, poniedziałku, wtorku, weekendu. Z powodów wiadomo i nie wiadomo jakich. Byle do końca. Byle do początku, aby od początku. Byle do. Jak pies ganiający w kółko za swoim ogonem. Byle do. Jakby nagle świat miałby się do góry nogami wywrócić. Byle do. Jakby nagle miały otworzyć się drzwi do raju. Byle do. Jakby zmienić się miało niezmienne. Byle do. I tak nieustannie odhaczając i czekając. Nie jak Bond. Który wszystko tak, jakby świat miał się jutro skończyć . On wszystko ...

Ktokolwiek widział

Jak przez mgłę pamiętam tę niedzielę, gdy nie było teleranka. Usłyszałam, że dlatego, bo chyba wojna. Bardziej utkwił mi t elewizorek, który był mały i czerwony. Za anteną wyciąganą i takimi śmiesznymi guzikami z boku. Którymi się kręciło w celu regulacji. Odbiornika. Pamiętam to, chocia ż dopiero za jakieś trzy tygodnie miałam skończyć cztery lata. Pamiętam mróz na policzkach, gdy Mama ciągnęła mnie na sankach. Było ciemno a Ona spieszyła się do tego sklepu na rynku, a bliżej domu jeszcze żadnego nie było. Sklepu, w którym było to coś, albo i nie. Pamiętam, jak żegnałam się z Nią, gdy jechała rodzić mojego brata. Płakała, a ja nie rozumiałam dlaczego. Nie wiedziałam przecież, jaki to strach. I pamiętam, ż e narysowałam wtedy, siedząc przy babcinym stole rysunek. Na którym było wielkie słońce na niebieskim, bezchmurnym niebie. Po nieb em morze. A z morza wystawały cz tery głowy. N asze i uśmiechnięte. Pamiętam rysunek a nie miałam jeszcze lat pięciu. Pamiętam jak ciocia...

No problem

A to wszystko przez Jacka O. Zbił mnie z pantałyku, wytrącił, wprowadził zamieszanie w harmonię mą.  Zdaniem jednym, że niby ja że. Że gdy on czyta tego bloga, to widzi, że.  Że niby ja ciągle mam jakiś problem.  Chcąc zrobić przyjemnoś ć koledze serdecznemu i wieloletniemu zaparłam się. Że o problemie wpisu nie będzie. B o jaki problem? No problem i keine p roblem. W yskakuj ę z kapelusza mego życia, wyrywam się z kontekstu. Problemów niet. Zaparłam się i tkwię w tym zaparciu. I n ic bezproblemowego do głowy mi nie przy chodzi. I czekam. Jeden dzień, dwa. Trzy i siedem. I nic.    Blog usycha i więdnie, niczym azalia stojąca przede mną. A tu nic.   A le dla Ciebie, Jacku O., jestem. Dziś cudowna i radosna niczym zbliżająca się wiosna. Taką w tiulach Majką Jeżowską jest em . Hula m po polu i pi ję kakao. Z uśmiechem Julii Roberts jestem. I z jej nogami też. Od rana z jej uśmiechem i nogami do wieczora, jestem. I chciałab...