Przejdź do głównej zawartości

Kukuryku na patyku


Gallus gallus domesticus to ptak z rodziny kurowatych hodowany na całym świecie.

Gallus gallus domesticus to po prostu kura domowa.

Mimo, iż posiada przydomek „domowa”, wyjść czasem lubi.

Zdarza się, że kura domowa (wraz z przypisanym jej na dobre i na złe i w ogóle póki śmierć ich nie rozłączy) kogutem, zostają zaproszeni do innego kurnika. Na takie, nazwijmy to  kuroparty. Naszej czubatce takie wyjścia są potrzebne. Dla higieny psychicznej, by więzy towarzyskie podtrzymać a przede wszystkim, by spotkać się przy okazji z innymi kurami.  Tymi, które są mniej lub bardziej udomowione, upracowione, umężowione, udzieciowione. Lubi je. Niby, każda gatunek inny reprezentuje, a jednak tak bardzo są do siebie podobne. A co najważniejsze, wszystkie z tej samej grzędy wiekowej. Nie za młode, ale też nie za stare. Trochę już w życiu przeszły, ale z uporem maniaka przekonują siebie i otoczenie, że wszystko, co najlepsze jeszcze przed nimi. Tylko te pisklęta odchowają, kurniki uporządkują, dyplomy i ambicje z kątów powyciągają i zaczną świat zdobywać.

Nasza reprezentantka Gallus gallus domesticus jest normalna, heteroseksualna, w genach nie ma popieprzone, więc jak każda baba chce na owym kuroparty prezentować się co najmniej dobrze.  I umówmy się od razu i na wstępie: wcale nie dla kogutów chce błyszczeć. Może jak była grzędę (czytaj: dekadę) niżej. To tak. To miało znaczenie. Ale teraz? Ona ich zna. Wszyscy tacy sami. I te grzebienie i dzwonki i ostrogi te same. Nawet sposobem dziobania się nie różnią.  Żaden z nich i tak nie doceni tych godzin starań, bólu, cierpienia. Nie to, co siostry kury. Kokosz podejmuje decyzję, że będzie wyglądać olśniewająco, lecz po chwili wpada w panikę. Jej obecny, kurodomowy imidż i dizajn są raczej mało wyjściowe. Przy pomocy znanych i nieznanych portali internetowych przechodzi eksternistyczny kurs „jak zmienić kurę domową w lwicę salonową”.  Stosuje kąpiele, sole, olejki, peelingi, wcierania, dziesiątki kremów - osobny na każdy fragment ciała. Około trzech godzin poświęca na ułożenie fryzury takiej, by wyglądała jakby przez wiatr czesana była (podobno takie trendy). Makijaż, który ma wyglądać jak gdyby go nie było, wykonuje około dwóch godzin (naturalność w cenie). Pazurki maluje, piórka w dupę montuje. Ale wie jedno – siostry z pewnością dostrzegą jej starania.

 Na imprezie bardzo skrzętnie ocenia prezencję innych kur. Obserwuje i bada, często kiwając głową z uznaniem. A kur tu bez liku. I rożne. I miłe. I piękne. Jedne bardziej inne mniej. Na kury nieśne lekkie lepiej uważać i nie pozwolić na to, by twój kogut za długo z taką tańczył. Mają one szeroką miednicę i przylegające do ciała pióra. Charakteryzuje je wczesne opierzanie, niewielkie zużycie paszy i wysoki wskaźnik zapłodnienia. Są płochliwe i mają skłonność do podfruwania. Następne to kury mięsne. Te z kolei cechuje wysoka masa ciała, dobry rozwój mięśni oraz niska nieśność. Kury ogólnoużytkowe są upierdliwe. Ze względu na silny instynkt kwoczenia, pogadasz z taką tylko o dzieciach. Kury karłowate – krótkie nogi, bardzo duży ogon, ledwo się obrócisz a już ci dupę zrąbie. Kury czubate – kostny guz na głowie sprawia, że pióra układają się w charakterystyczny czub – taka tęsknota za punkiem. Są też takie, które nie posiadają umiejętności grzebania, w związku z czym trzymane są tylko jako ptaki ozdobne w rezydencjach niektórych kogutów. Ozdobą salonów są kury gołoszyje i kury jedwabiste. I wszystkie tyle samo starań włożyły w dzisiejszy wygląd. Ta sobie cycki podniosła stanikiem jakimś oszukańczym. Ta  tyłek ściągnęła. Ta maseczkę dobrą i drogą zastosowała, bo  łapki kurze jakoś jej zniknęły. I  śmieją się, bawią i z dziubków sobie spijają. I miło jest i serdecznie. I  piórka w dupkach tak komplementują. Bo my, siostry  z tej samej grzędy jesteśmy.

Nagle drzwi się otwierają i wchodzi taka niedopierzona jakaś, bezczelnie młoda. Na oko z grzędy 20+. Gładka, jędrna, uśmiechnięta, pełna wiary, że uda jej się zrealizować wszystkie marzenia. A te włosy, to co? Jak długo układała? Nie układała – przez wiatr czesane. A ten makijaż jak wymalowała? Jaki makijaż? Uroda jej taka.  Cóż, kurom skrzydła opadają. No niestety siostro, choćbyś się z tłuszczu wyssała, wyprasowała, wymasowała, wybieliła, zasilikonowała, zabotoksowała, zesrała....

... i tak pozostaniesz, co najwyżej, dobrze zakonserwowaną kurą domową z grzędy 30+. 









Komentarze

  1. czyżby cię chłop nie wypuszczał na miasto ??

    OdpowiedzUsuń
  2. Bosze!Co teraz pocznę!?Ja samotny w tym świecie bażant...:( Gdzie wszystko jest kurowarte!
    Makarały z Częstochowu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A do bażantów to się strzela wiesz? A potem się je wypycha i wiesza na ścianie.
    Kurokota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne,na ścianę z Nim!Urządzimy sobie kolorową bażanciarnię.
      Odpowiada : Kur Adwokat,kurokocich feministek.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Byle do deseru

Byle do piątku . Tak nazywa się audycja w komercyjnej stacji radiowej. W tej samej stacji i wielu innych pierwszego stycznia informują, że do końca roku pozostały jeszcze 364 dni. I tak dni, tygodnie, miesiące mijają. Lata znikają. Byle do wiosny. Byle do wypłaty. Do imienin wuja Henia. Do świąt, do wizyty u fryzjera. Do następnego losowania totolotka, do wieczora. Do końca dnia w pracy. Do porodu. Byle do premiery. Byle do odebrania wyników od lekarza. Byle do końca odwyku, czy chemioterapii. Byle do piątku, poniedziałku, wtorku, weekendu. Z powodów wiadomo i nie wiadomo jakich. Byle do końca. Byle do początku, aby od początku. Byle do. Jak pies ganiający w kółko za swoim ogonem. Byle do. Jakby nagle świat miałby się do góry nogami wywrócić. Byle do. Jakby nagle miały otworzyć się drzwi do raju. Byle do. Jakby zmienić się miało niezmienne. Byle do. I tak nieustannie odhaczając i czekając. Nie jak Bond. Który wszystko tak, jakby świat miał się jutro skończyć . On wszystko ...

Ktokolwiek widział

Jak przez mgłę pamiętam tę niedzielę, gdy nie było teleranka. Usłyszałam, że dlatego, bo chyba wojna. Bardziej utkwił mi t elewizorek, który był mały i czerwony. Za anteną wyciąganą i takimi śmiesznymi guzikami z boku. Którymi się kręciło w celu regulacji. Odbiornika. Pamiętam to, chocia ż dopiero za jakieś trzy tygodnie miałam skończyć cztery lata. Pamiętam mróz na policzkach, gdy Mama ciągnęła mnie na sankach. Było ciemno a Ona spieszyła się do tego sklepu na rynku, a bliżej domu jeszcze żadnego nie było. Sklepu, w którym było to coś, albo i nie. Pamiętam, jak żegnałam się z Nią, gdy jechała rodzić mojego brata. Płakała, a ja nie rozumiałam dlaczego. Nie wiedziałam przecież, jaki to strach. I pamiętam, ż e narysowałam wtedy, siedząc przy babcinym stole rysunek. Na którym było wielkie słońce na niebieskim, bezchmurnym niebie. Po nieb em morze. A z morza wystawały cz tery głowy. N asze i uśmiechnięte. Pamiętam rysunek a nie miałam jeszcze lat pięciu. Pamiętam jak ciocia...

No problem

A to wszystko przez Jacka O. Zbił mnie z pantałyku, wytrącił, wprowadził zamieszanie w harmonię mą.  Zdaniem jednym, że niby ja że. Że gdy on czyta tego bloga, to widzi, że.  Że niby ja ciągle mam jakiś problem.  Chcąc zrobić przyjemnoś ć koledze serdecznemu i wieloletniemu zaparłam się. Że o problemie wpisu nie będzie. B o jaki problem? No problem i keine p roblem. W yskakuj ę z kapelusza mego życia, wyrywam się z kontekstu. Problemów niet. Zaparłam się i tkwię w tym zaparciu. I n ic bezproblemowego do głowy mi nie przy chodzi. I czekam. Jeden dzień, dwa. Trzy i siedem. I nic.    Blog usycha i więdnie, niczym azalia stojąca przede mną. A tu nic.   A le dla Ciebie, Jacku O., jestem. Dziś cudowna i radosna niczym zbliżająca się wiosna. Taką w tiulach Majką Jeżowską jest em . Hula m po polu i pi ję kakao. Z uśmiechem Julii Roberts jestem. I z jej nogami też. Od rana z jej uśmiechem i nogami do wieczora, jestem. I chciałab...