Przejdź do głównej zawartości

Ręka, noga, mózg na ścianie



Kobieto zwyczajna. Kobieto matko. Kobieto żono. Kobieto zmęczona. Kobieto z odrostem  i złamanym paznokciem. Kobieto w kolejce do kasy. Kobieto w szpagacie między domem a pracą. Kobieto w pracy, za dziećmi łkająca. Kobieto domowa, za pracą tęskniąca. Kobieto zanurzona w zapaskudzonych naczyniach i stercie brudnych gaci. Kobieto zjadająca pierwszy posiłek o szesnastej. Kobieto, która nie daje rady. Kobieto z raportami. Kobieto, której ręce opadają.  Kobieto co zapomniała, o której dziecko ze szkoły odebrać. Kobieto, która świat widzi na szaro, bo okien dawno nie myła. Kobieto kupne pierogi na obiad serwująca. Kobieto z wyczerpania w ciuchach zasypiająca.
Kobieto droga, jak spędzasz  weekend?

Być może jest tak, że w sobotni poranek myślami próbujesz ogarnąć zestaw zadań do wykonania. Masz dwa dni na to, by przywrócić mieszkanie do stanu używalności. Zadbać o odświętny, weekendowy catering. Mam na myśli domowy obiad i ewentualnie jakiś placek. Ale z paczki, bo na ”prawdziwy” może nie być czasu. Zrobić pranie i prasowanie z ubiegłego tygodnia. Przypomnieć dzieciom, ze mają mamę: klocki, książeczki, spacerki, lody, wrotki, rozmowy wychowawcze. Odwiedzić rodziców  i teściów, ze względu na dzieci, bo to one są wyczekiwane (wy nie - nie łudźcie się). Zrobić zakupy. Nadrobić zaległości towarzyskie. Ale żeby w towarzystwie błysnąć intelektem, należy uprzednio  zaspokoić głód wiedzy. Absolutne minimum to: książka, kino, gazeta. Ugotować i pomrozić obiady na nadchodzący tydzień.  Dobrze byłoby wyskoczyć i kupić sobie nowe rajstopy a wracając legnąć w solarium. Spiłować paznokcie, ogolić nogi i nie tylko. Nabalsamować się, zmarszczki nowe zlokalizować. Później, gdy cudownie utulone do snu dzieci padną, stać się kochanką wszechczasów, by mąż chodził w euforii do następnego razu i nawet nie miał ochoty spojrzeć na inną. Acha, no i przecież weekend jest przede wszystkim od tego, by wypocząć.
Już po godzinie rozjeżdżasz się, rozkraczasz. Dochodzisz do wniosku, że jedyne co jesteś w stanie zrobić, to zniwelować poczucie winy jak najprędzej użynając się w trupa.

Głupia jesteś, kobieto. 
Wystarczy zaznajomić się z kultowym programem telewizyjnym pt.„Perfekcyjna pani domu”.
W tym programie nikomu nieznana piękna pani, żona mało znanego aktora udowodni ci, że dom może lśnić czystością, skarpetki mogą być poukładane wedle kolorów i wzorów, można piec codziennie chleby z ekomąki a stół przyozdabiać własnoręcznie udzierganymi serwetami. Jednocześnie realizując się zawodowo i uczestnicząc aktywnie w życiu szkoły twoich dzieci. Przy tym, wyglądać jak miss świata z roku 2000, oczywiście.

W szoku i konsternacji zauważysz, że ktoś tu jest nienormalny. Ona lub ty. Po chwili zastanowienia stwierdzisz, że pewnie ty, bo ona jest panią z telewizji a panie z telewizji nie kłamią. Nie pozostanie ci nic innego, jak zrobić się ładną. Wykonasz na sobie idealny makijaż i założysz perwersyjnie wysokie obcasy. Inaczej nie będziesz perfekcyjną panią domu. Następnie, własnymi rączkami, ozdobionymi perfekcyjnym manikiurem, skonstruujesz z produktów spożywczych, odrobiny środków chemicznych, dwóch sznurowadeł i szczotki do  kibla, broń palną. I ładna, śliczna, ze szczebiotliwym śmiechem i sznurem pereł na łabędziej szyi, przy pomocy tejże broni pierdolniesz sobie w swoją perfekcyjnie wyfryzurowaną główkę. Oczywiście, jako świeżo upieczona, ale pilna adeptka sztuki, zrobisz to skutecznie, z gracją i tak, by nie pobrudzić dywanu.  Pamiętając o tym, że twój roztrzaskany mózg może wniknąć w porowatą strukturę ściany, przygotujesz zawczasu odpowiednie środki czyszczące. I szpachelkę.
Tym samym, masz szansę pozytywnie przejść test białej rękawiczki. Cieszysz się?

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Byle do deseru

Byle do piątku . Tak nazywa się audycja w komercyjnej stacji radiowej. W tej samej stacji i wielu innych pierwszego stycznia informują, że do końca roku pozostały jeszcze 364 dni. I tak dni, tygodnie, miesiące mijają. Lata znikają. Byle do wiosny. Byle do wypłaty. Do imienin wuja Henia. Do świąt, do wizyty u fryzjera. Do następnego losowania totolotka, do wieczora. Do końca dnia w pracy. Do porodu. Byle do premiery. Byle do odebrania wyników od lekarza. Byle do końca odwyku, czy chemioterapii. Byle do piątku, poniedziałku, wtorku, weekendu. Z powodów wiadomo i nie wiadomo jakich. Byle do końca. Byle do początku, aby od początku. Byle do. Jak pies ganiający w kółko za swoim ogonem. Byle do. Jakby nagle świat miałby się do góry nogami wywrócić. Byle do. Jakby nagle miały otworzyć się drzwi do raju. Byle do. Jakby zmienić się miało niezmienne. Byle do. I tak nieustannie odhaczając i czekając. Nie jak Bond. Który wszystko tak, jakby świat miał się jutro skończyć . On wszystko ...

Ktokolwiek widział

Jak przez mgłę pamiętam tę niedzielę, gdy nie było teleranka. Usłyszałam, że dlatego, bo chyba wojna. Bardziej utkwił mi t elewizorek, który był mały i czerwony. Za anteną wyciąganą i takimi śmiesznymi guzikami z boku. Którymi się kręciło w celu regulacji. Odbiornika. Pamiętam to, chocia ż dopiero za jakieś trzy tygodnie miałam skończyć cztery lata. Pamiętam mróz na policzkach, gdy Mama ciągnęła mnie na sankach. Było ciemno a Ona spieszyła się do tego sklepu na rynku, a bliżej domu jeszcze żadnego nie było. Sklepu, w którym było to coś, albo i nie. Pamiętam, jak żegnałam się z Nią, gdy jechała rodzić mojego brata. Płakała, a ja nie rozumiałam dlaczego. Nie wiedziałam przecież, jaki to strach. I pamiętam, ż e narysowałam wtedy, siedząc przy babcinym stole rysunek. Na którym było wielkie słońce na niebieskim, bezchmurnym niebie. Po nieb em morze. A z morza wystawały cz tery głowy. N asze i uśmiechnięte. Pamiętam rysunek a nie miałam jeszcze lat pięciu. Pamiętam jak ciocia...

No problem

A to wszystko przez Jacka O. Zbił mnie z pantałyku, wytrącił, wprowadził zamieszanie w harmonię mą.  Zdaniem jednym, że niby ja że. Że gdy on czyta tego bloga, to widzi, że.  Że niby ja ciągle mam jakiś problem.  Chcąc zrobić przyjemnoś ć koledze serdecznemu i wieloletniemu zaparłam się. Że o problemie wpisu nie będzie. B o jaki problem? No problem i keine p roblem. W yskakuj ę z kapelusza mego życia, wyrywam się z kontekstu. Problemów niet. Zaparłam się i tkwię w tym zaparciu. I n ic bezproblemowego do głowy mi nie przy chodzi. I czekam. Jeden dzień, dwa. Trzy i siedem. I nic.    Blog usycha i więdnie, niczym azalia stojąca przede mną. A tu nic.   A le dla Ciebie, Jacku O., jestem. Dziś cudowna i radosna niczym zbliżająca się wiosna. Taką w tiulach Majką Jeżowską jest em . Hula m po polu i pi ję kakao. Z uśmiechem Julii Roberts jestem. I z jej nogami też. Od rana z jej uśmiechem i nogami do wieczora, jestem. I chciałab...