Bardzo, ale to bardzo chciało jej się siku.
Tak bardzo, że gdyby stała przystępowałaby z nogi na nogę. Ale nie stała. Siedziała w samochodzie na fotelu pasażera. Energicznie pocierając dłońmi o ściśnięte uda, obojętnie wpatrywała się w krajobraz za oknem. A w zasadzie nie widziała nic. Było krótko przed dziewiętnastą, a poorane pola zamienione w monstrualne błoto przykrywała gęstniejąca mgła. Przywoływała jedynie w pamięci widoki, które mijała niekiedy kilka razy dziennie. Ale jeszcze nigdy ta droga, te zakichane osiem może dziesięć kilometrów, nie wydawała jej się tak cholernie długa. I głośna.
Zjadłaś bułkę w szkole? Nie? Dlaczego? Ile razy ci mówiłam... Nie, nie dawaj mu tej bułki. A dobra, w cholerę! Widzisz? Już ma masło rozmazane na kurtce. A dopiero, co prałam! A ty? Dlaczego jesteś taka brudna? Jak to nie wiesz? Czy ty to widzisz? Czy rękawy widzisz te? Swe? Gonito, phi! Jasne! Gonito wszystko tłumaczy. A ty dlaczego nic nie mówisz? Ja muszę? Ja zawsze? Później słyszę, że mama tylko krzyczy. Jezuuuuu. Dlaczego on tak ryczy? Nie, nie odwrócę się, pasy mam! Zapięte! No to zdejmij mu tę czapkę! Nie! Nie smaruj czapeczką masła po szybie! Proszę cię, malutki! Tak, dobrze. Róbcie, co chcecie. Nie płacz! Tak, piękna piosenka ale nie śpiewaj mi teraz! Nie teraz!!! Proszę! Tak widzę, że wkłada sobie karton na głowę! I co z tego? Dlaczego we mnie rzucasz? Co to jest? Przecież mówię, że posłucham później! Przy kąpieli, mówię! Czy możesz ściszyć to cholerne radio? I dlaczego się w ogóle nie odzywasz? Zaraz się tu zleję! Wiem, że karton! Że na głowie, wiem! Posłucham! Nie, nie ignoruję! Ścisz to radio!!!
Jedyne, o czym marzyła w tej chwili to być gdzie indziej. W innym miejscu, w innym czasie. I z pustym pęcherzem. Leżeć w pokoju dużym, chłodnym i cichym. Przez lekko rozchylone żaluzje wpadałyby promienie słońca. A z promieniami gorące i duszne powietrze.
Teraz jedną dłonią pocierała o udo, a drugą poprawiała czapkę. Swędziała ją skóra na czole. Musiała dziś założyć tę głupią, wielką czapkę i udawać przed całym, że ma o dziesięć lat mniej. Musiała, bo włosów nie umyła. I wyglądała na dziesięć lat starszą. Niż jest. Myślała, miała nadzieję, że eksploduje. Bo siku, bo czoło, bo drące się dzieciaki, bo radio, bo pieprzony listopad, bo mgła. Bo on zwolnił nagle. Choć pierwszeństwo miał, przepuścił. Bo w tej mgle wszyscy jacyś tacy. Nie do końca. Bo przepuścił i będą w domu o jakieś trzy sekundy później. A ona się zsika. I pozabija tych z tyłu. Być gdzie indziej, pomyślała.
I wtedy zobaczyli ten samochód. Typowy, biały dostawczak. Ściął z impetem zakręt lądując w polu.
Przed nimi.
Jakieś trzy sekundy przed nimi.
Przed ich przerażonymi oczami. Przed ich cichym krzykiem.
Ostatnie półtora kilometra przejechali w ciszy.
Grobowej.
Jedyne o czym teraz marzyła, to być już w ich domu.
Z nimi.
Trzy, nawet jedna sekunda nieraz decyduje o całym czasie. Ale to zawsze docenia sie "po"...
OdpowiedzUsuń...i ta niewidzialna głupia mina spowodowana tym, że takie bzdety działy się "przed"...
OdpowiedzUsuńwszystko zmienia się w mgnieniu oka...priorytety,srety,bzdety...
OdpowiedzUsuńczasem wystarczy sekunda,by myśli zawróciły o 180 stopni i zobaczyć w głębi swej duszy,choć na krótko,co tak naprawdę jest w życiu ważne...dzieciaki,ukochana(y),rodzina,dom...bez takiego impulsu,o którym piszesz bardzo ciężko to dostrzec,ale trzeba próbować,bo to takie piękne...
Po tych komentarzach wrodzona uczciwość wymaga ode mnie niewielkiego acz znaczącego uzupełnienia:
OdpowiedzUsuńNa drugi dzień już od wczesnych godzin rannych, na nowo zapragnęła leżeć w pokoju hotelowym gdzieś na Karaibach zaopatrzona w butelkę Jacka Danielsa, papierosy, ulubione płyty, ciekawe książki i netbooka z dostępem do internetu.
Pan z dostawczaka upierdzielony błotem wydostał w końcu swój samochód z polskiego, listopadowego pola.
Życie wróciło na stare tory.
;-)
Uwielbiam Twoją dramaturgię:-)
OdpowiedzUsuńI ten zdrowy rozsądek z komentarza...:)