Potrzebuję granic. Ale czy tylko ja? Olga Tokarczuk pisała, że granice potrzebne są ludziom jak powietrze. Bez granic, każdego rodzaju, nie wiedzielibyśmy, jak żyć; ani kim jesteśmy, ani co mamy do zrobienia. Wiadomo- u każdego mają one inną rozpiętość, ale służą zazwyczaj temu samemu. Granice są po to, aby nam pokazać, że istnieją rzeczy, których nie można przekroczyć. Dzięki nim zaczynamy lubić siebie a czasami powodują, że trudno nam spojrzeć w lustro. Bo granice pozwalają nam zachować twarz. Bywa, że przekroczenie ich wiąże się ze zniszczeniem jednostki, demoralizacją a niekiedy z ostracyzmem.
Ale przecież z drugiej strony są mobilizacją, siłą napędową, motorem do działania, inspiracją, trampoliną. Dla wielu z nas granice istnieją właśnie po to, by je przekraczać, by wystawiać na próbę swój organizm, psychikę, emocje. Są esencją istnienia. Tylko przy ich przekraczaniu czuje się ten podniecający dreszcz. Dzięki nim odnosimy wrażenie, że odbijamy się od czegoś. Graniczne może być trzaśnięcie drzwiami i pozostawienie za nimi dotychczasowego życia. Pozwalają odkryć nam na nowo siebie. To właśnie one wzniecają odwieczną ciekawość ludzką, dzięki której świat pędzi do przodu jak oszalały.
Istnieje w przyrodzie również takie zjawisko jak data graniczna. Niekiedy związana jest z ważnym wydarzeniem życiowym, ale najczęściej przypada ona na pierwszy dzień nowego roku. W następnej kolejności jest to dzień urodzin. Co łączy te dni, co je spina w klamrę? Otóż-postanowienia. Niech podniesie rękę ten, kto nigdy pierwszego stycznia lub w dniu, gdy zdmuchiwał świeczki na torcie nie postanowił sobie czegoś? Schudnę-przytyję, rzucę palenie-zacznę palić, rzucę ją/jego-zakocham się, zaproszę-wyproszę, wyjadę-wrócę, zadzwonię-już nigdy się nie odezwę, itp.
A teraz niech rękę podniesie ta osoba, która w stu procentach wykonała obietnicę złożoną sobie w dniu zero? No właśnie….
Tak też ma się sprawa ze mną. Ponieważ moje urodziny przypadają w pierwszych dniach stycznia, postanowieniowe ciśnienie jest podwójne. Nie daje mi żyć. Męczy, dręczy, świdruje w każdej komórce, wlecze się za mną jak ten mały stworek z reklamy serka. Bronię się, przecież wiem, że to nie ma sensu, że nigdy się nie udało, że to takie banalne. A stworek dalej swoje. W końcu w akcie kapitulacji wywieszam białą flagę i wypisuję na niej swoje postanowienia. Zadowolony z siebie zgredek wymusza na mnie wielkie słowa, obietnice, podpisywanie cyrografów i na kolejny rok odchodzi. Później już tylko działam. A właściwie nie działam. Na postanowieniu z reguły się kończy.
Teraz ma być inaczej. Teraz postanowiłam mieć bloga. Co prawda myśl ta kołatała mi się w głowie od kilku miesięcy, ale zawsze był „nietenczas”. Cóż, widocznie potrzebowałam daty granicznej, punktu zero jak na linijce. Od czegoś trzeba zacząć.
Nie wiem jak tu będzie. Wszystko jest jeszcze dość rozmazane. Ale wiem jedno-potrzebuję obecnie tego miejsca. Komentujcie, dyskutujcie, krytykujcie, wspierajcie, inspirujcie, chwalcie-za wszystko będę wdzięczna. Tym razem mam cholerną ochotę zaistnienia w tej małej grupie ludzi, dla których postanowienie nie było jedynie pustą obietnicą. Jestem bez mapy, ale mam to fajne łaskotanie w żołądku zapowiadające, że może być ciekawie.
Tak więc, Mili Państwo, witam w moim czwartym życiu…
świetna decyzja oby tak dalej życzę powodzenia
OdpowiedzUsuńFan Fantastic
odwazna decyzja,popieram,bede pilnie sledzil,nara
OdpowiedzUsuńnowy
Ja tez!!! Ja tez!!!
OdpowiedzUsuńFUN FACTORY
Słuszna sprawa i cel zacny. Zaglądać będę i swe dyrdymały wtrącać :)) Pozdrawiam Kolege Nowego ;))
OdpowiedzUsuńI ja, i ja :) Bardzo mi się podoba ten blog. Gratuluję czwartego życia. Masz prawdziwy talent. Będę polecać i śledzić z przyjemnością :))))
OdpowiedzUsuńKota