Przejdź do głównej zawartości

Obietnica ukryta w saszetce

Skoro tak tu pięknie i spokojnie. Skoro frajda i zabawa na sto dwa, że aż serce się raduje a oko cieszy. Skoro jedno z drugim tak pięknie, a nad tych dwojgiem trzeci, to ja ucieknę.
Czmychnę po angielsku, chyłkiem jak złodziej o zmroku wymknę się. Nikt nie zauważy, co tu się wydarzy. Za chwilę, na chwilę. Na pół godzinki skromne. Taki mam plan, chytry plan.

Wstaję wolno, bezszelestnie, nie pozostawiając po sobie nic. Choćby nikłego zapachu, czy podmuchu powietrza. Jak cień przemykam korytarzem i już zamykam się. Już jestem za zamkniętymi drzwiami, w łazience w beżach i brązach. Zaopatrzona jestem w obietnicę spokoju, luksusu i urody niezwykłej.
Obietnica ukryta jest w saszetkach. Dwóch. jedna kosztowała cztery pięćdziesiąt, druga dwa siedemdziesiąt. Domowe spa w dwóch saszetkach. Imitacja spa za siedem dwadzieścia. 

Leżę w wannie wypaćkana obietnicą urody. Dźwięk wentylatora imituje szum fal. Odkładający się na armaturze kamień imituje rafę koralową. Cisza i spokój, za drzwiami zabawa na sto dwa. Nie kłamali. Dobrze ulokowane siedem dwadzieścia. Spa, spa...Ciiii....Spa...

Mamoooooooo!Krzyk za drzwiami sygnalizuje, że ubaw po pachy dobiegł końca. Wróży to również koniec mojego spokoju. Nie. Nie poddam się. Nie znajdą mnie. Nie spanikuję.
Zanurzam się cała w wodzie imitującej ocean. Uroda z saszetki pierwszej, rozpływa się właśnie w jego wodach. Nie mam czym oddychać, a pod zamkniętymi powiekami widzę już czerwone plamy. Wynurzam się, łapczywie szukając powietrza. Gdy otwieram oczy, widzę pochylonego nade mną Młodszego. Mamo, tu! Myniu, myniu tu! I już ładuje mi się do wanny. W tych rajtkach, z tą pieluchą. W ostatnim momencie, niemalże w locie, udaje mi sie go rozebrać.
Siedzimy razem, gdy przybiega Starsza. No przecież nie może być gorsza. Nie jest gorsza. Chyba tylko ja słyszę swoje protesty.
Już we troje. One zadowolone, a ja mniej. Siedzimy. Ja nogi mam podkurczone, z kolanami pod brodą. Oni moszczą się w wannie niewielkiej. Smarują się wzajemnie urodą z saszetki drugiej.

Ja wybuliłam siedem dwadzieścia, a z obietnicy ukrytej w dwóch saszetkach korzystają bezczelnie jeszcze trzy konie, krowa, koza, samochód strażacki, motorówka Lego, lalka Barbie, plastikowa pani w fioletowym kapeluszu, gumowy helikopter. I coś jeszcze, co wbija mi się w tyłek.
Wentylator wkurza, kamieniowi na armaturze przyrzekam rychłą śmierć przy okazji przedświątecznych porządków. Dwa blond potwory zalewają łazienkę, a ja chętnie zalałabym się łzami. Gdzie "ciiii...", gdzie "spa"? Gdzie cisza, spokój, luksus i uroda? Nie dochowali obietnicy, a może to ja nie doczytałam czegoś w opisie? Może tam był jakiś tekst z gwiazdką? Że nie dotyczy jakiejś tam grupy społecznej, ta obietnica w saszetce. Że nie dotyczy matek z dziećmi za drzwiami.

Potwory spacyfikowały moje spa. Spaprały moje wspaniałe pół godziny, urządzając sobie sparing w wannie. Spaprały, spartoliły mój chytry plan. Jakby spauzować nie mogły na pół godziny. Spać iść, na przykład, a nie do spazmów mnie doprowadzać.
Łazienka zalana. Konie, krowa i koza unoszą się na powierzchni wody niczym ofiary powodzi.
Pani w fioletowym kapeluszu ocieka urodą za dwa siedemdziesiąt. Przynajmniej ona skorzystała.



Komentarze

  1. Irytująca sytuacja opisana w zabawnych słowach. Można? Można! Choć tak sobie myślę, że i Ty mimo iskierki zdenerwowania, uśmiechnęłaś się później pod nosem, tak skrycie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No przecież te sytuacje są urocze, nie zaprzeczam. Ale... do jasnej cholery! Ile można???
      ;-)

      Usuń
  2. Nooo... Tak jest. Pociesz się, że szybko mija ten okres a to już nie jest żadną uciechą ;)

    Pozdawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Jak dadzą mi spokój, to żadne spa już nie pomoże ;-)

      Usuń
  3. Saszetkę z wolnym czasem dla siebie następnym razem sobie do zestawu dokup ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. a moze przy obiedzie? Oni z zajetytmi rekami i buziami a Ty w ciszy i dolozona gratis przyjemnoscia jedzenia?

    OdpowiedzUsuń
  5. A może domowe SPA u sąsiada ;-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Się rozmarzyłam ;-))) Kurcze, u mnie w drogerii różowa glinka też po dwa siedemdziesiąt ;-)

      Usuń
  6. o, znam to dokładnie! wprawdzie okupant u mnie działa w pojedynkę, ale równie skutecznie:) nie ma przed nim kryjówki:)
    bardzo przyjemnie tutaj wśród Twoich słów:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zasypało Cię???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co???
      Nie słyszę Cię, bo mnie zasypałoooooo!!!!
      ;-)))

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wodzenie na pokuszenie

W garnku z grubym dnem bulgotały śliwki przeznaczone na powidła. W całym domu jedynie bulgocząca śliwkowa pulpa wykazywała jakąkolwiek aktywność.  Bulgoczącą i pachnącą.    Ze stołu nęciły i wabiły Wysokie Obcasy. Kanapa rozkładała przede mną swe wdzięki. Wodziła i kusiła. Obcasy poszły szybko, Szczepkowska zawiodła. Ostatnio mnie zawodzi. Pulpę śliwkową drewnianą kopystką dwa razy w lewo i trzy w prawo. Przemieszałam. Przeszłam, poszłam, pokręciłam się tu i ówdzie. Niezbyt energicznie. Po drodze zahaczyłam wzrokiem o lustro. Weźże się dziewczyno, niemłoda już, uczesz. Przeczesz niedbale związane włosy, co? Rzęsę przeciągnij tym swoim lorealem, żeby chociaż powłoczystość spojrzenia mieć, co? Mówiło mi odbicie dziewczyny, niemłodej już, w lustrze. Ale szczotka do włosów i tusz do rzęs nie były tak nęcące i wabiące jak książka. Jedna, a potem druga. I jak te kanapy jedna, druga z trzecią. Nigdy jeszcze tak piękne i perwersyjnie wygodne nie były one. Jak dzisiaj...

Człowiek, który mnie nie zna

Powiedział mi, że według niego "jestem niegodna" Powiedział mi również, że według niego "się nie nadaję". Powiedział także, że coś tam o mnie "źle świadczy". Powiedział tak o mnie człowiek, który mnie nie zna. Który widział mnie na oczy pierwszy raz, tak jak ja jego. Człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazić zgodę pisemną na to, by dwie parafie dalej moje dziecko dopuszczone zostało do przyjęcia pierwszej komunii. Ten sam człowiek musiał wyrazić drugą zgodę bym mogła dostąpić zaszczytu bycia chrzestną mojego bratanka. Jeden człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazic dwie zgody pisemne, bo inny człowiek, który mnie nie zna zażyczył sobie zgód owych. Dwaj ludzie, którzy mnie nie znają, a już zupełnie nie orientują się w  skali etyki, moralności i religijności jakimi dysponuję w życiu codziennym, w niedziele i święta, ci dwaj ludzie uwięzili mnie w kleszczach biurokracji kościelnej. Gdy prosiłam człowieka, który mnie nie zna o dwie zgody pis...

TAKA kobieta

Że to zmora życiowa, takie imię, mówiła. Oj nie lubiła go. Bardzo. Ale się śmiała. Przyzwyczaiła się, mówiła. Bo cóż miała zrobić. Taki los.  Lubiłam tę historię, choć nie wiem ile w tym prawdy. O  tym jak to się stało. Że podobno miała mieć na imię inaczej, ale ojciec po jej narodzinach przez dwa dni pił ze swoim przyjacielem - kompanem od życia i szklanki. I po tym jak pił, czy nawet w trakcie, do urzędu poszedł i kazał wpisać w akta imię swej niedawno narodzonej córki. Mieczysława. Na cześć swojego przyjaciela - kompana od życia i szklanki.  Śmiała się zawsze, gdy to opowiadała. A opowiadając sączyła martini z lodem w oparach dymu mentolowego. Śmiała się bardzo choć imienia nie lubiła. Że to zmora życiowa i tylko problemy z nim są. Że ludzie nie wierzą, że mylą, że w urzędach problemy. Bo to imię nie dla TAKIEJ kobiety. Pięknej, eleganckiej, wyjątkowej. Z tych co robią wrażenie. Wymyśliła więc sobie młoda, piękna i soczysta Mieczysława, że wszyst...