Przejdź do głównej zawartości

Targowisko próżności


Dzieckiem byłam, obiektywnie na to patrząc, zdolnym.
Nie da się ukryć.

Dziewczynka taka ze mnie była, co to się uczyć nie musi, a i tak ciągle w przedzie. Obce mi było zakuwanie. Do zerówki szłam z umiejętnością płynnego czytania, a rodzice nie wiedzieli nawet kiedy literek się nauczyłam. Prawdopodobnie byłam pacholęciem, w którym pokłada się nadzieje. Wyszło jak wyszło, czyli zupełnie zwyczajnie, ale nie o tym dzisiaj. 

Szłam jak burza. We wszystkim. Ale zdecydowanie wyróżniałam się zdolnościami manualnymi. Mniej więcej w  piątej klasie moje wyjątkowe zdolności plastyczne zauważył jeden z nauczycieli. Taki z tych, Którym Się Chce.
Ponieważ od zawsze przejawiałam głęboką niechęć do uczestnictwa w jakichkolwiek konkursach, nie dawałam sie namówić także i na plastyczne. Mimo, że malowanie przychodziło mi z niebywałą łatwością. Patrząc na to z perspektywy czasu wiem, że były to prace odważne i dojrzałe jak na dwunasto-trzynastoletnie dziecko. 

Nauczyciel był nieugięty. Namawiał mnie bym malowała okładki do książek, ilustracje i inne takie. Okazało się potem, że wysyłał moje prace na różne konkursy, a ja  zupełnie nieświadoma tego faktu nazbierałam kilka nagród  i wyróżnień. Dla mnie nie znaczyło to nic, dla niego wiele

Zawsze byłam ponadkonkusrowa. 
Jedyne co mogłam robić chętnie, to organizować niniejsze. 
Wiedziałam, w czym jestem dobra i to mi wystarczało. Nie lubię przepychać się przez tłumy, dlatego pozycja obserwatora w sytuacji, gdy inni się wzajemnie tratują była zawsze dla mnie bardziej satysfakcjonująca. 
Nie umiem się mizdrzyć ani przepychać łokciami. A chciałabym. Naprawdę
A może po prostu boję się konfrontacji i porażki. Prawdopodobnie. Podejście konformistyczne.

Od jakiegoś czasu jestem namawiana. 
Namawia mnie mąż na udział w konkursie. Do dzisiaj prychałam i wzdrygałam ramionami.  Z lekceważeniem. Bo, mówię, jestem w niszy a moja nisza jest w ciszy. Po co mi to? No, po co? A on namawia, jak nigdy do niczego. Rozmowa przy porannej kawie robi swoje. Jestem zasypana argumentami. I mięknę. Wymiękłam. 
Albo próżność wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem i moją naturą, do której zdążyć się przyzwyczaiłam. Natury ponadkonkursowej.

Wbrew temu, co napisałam w ostatnim tekście. Chyba nawet lekko wbrew sobie. I nie wiem po co, ale zrobiłam to. Startuję w Konkursie Blog Roku 2012. 
Albo głupieję na stare lata,  albo szukam ekscytacji, albo po prostu przekraczam kolejne progi.

Tak jak napisałam jestem w niszy. Nie piszę pięknych historii, nie piszę o śmierci, nie piszę o podróżach, nie jestem znawcą w żadnej dziedzinie. Ten blog jest jednocześnie o wszystkim i o niczym. Ale jest mój.
I wystawiam go .
Wystawiam się.
Na tym blogerskim  targowisku próżności.







  

Komentarze

  1. Nie wiem, co w tym dziwnego a tym bardziej próżnego... Wszystkie blogi, które czytam - lubię a niektore bardziej nawet. A czytam tylko te ktore sa dobre a niektóre bardziej nawet - i prawie wszystkie startują. Znaczy ze dobrze robią, bo są tego warte.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu nie jestem zwierzęciem konkursowym...
      Albo...nie byłam. Do dzisiaj;-)

      Usuń
  2. Startować i tyle. Nie udawać, że nie ma się krzty próżności w sobie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie! Mój faworyt Ci to mówi ;)
    Czwarte - jedna uwaga: sprawdź proszę adres bloga, bo coś nie halo /wydaje mi sie, że zamiast blog.com dałaś blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki!!!
      Już poprawione.
      Widzisz? Biorę udział w konkursie i już wariuję ;-)







      Usuń
    2. No, działa.
      ;)

      Usuń
  4. No i dobrze;)!Gratulacje za odwagę!
    Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  5. Trochę na zasadzie pokonywania różnych zahamowań i krępacji, postanowiłam się zgłosić i ja. Czekam właśnie na maila potwierdzającego od "redakcji". Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Abstrahując od samego konkursu, chodzi mi tu o sytuację. Zupełnie dla mnie nową. Tym jednym kliknięciem przeskoczyłam siebie i swoje zahamowania.
      Powodzenia również życzę ;-)

      Usuń
  6. To się spotkamy, bo ja też startuję:) Mimo, że mam dość kiepskie zdanie o tym konkursie (taki to przecież "Mam talent", w którym ilość głosów zależy od czynników różnych, niekoniecznie faktycznego "talentu wykonawcy";), to wiesz - zawsze to kilka kliknięć więcej:) Tak na to patrzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Te kliknięcia ;-) To był podstawowy argument tych, którzy mnie przekonywali. Pożyjemy, zobaczymy. Najwyżej odbije się to głośną czkawką ;-)

      Usuń
    2. To co?:) Sms za sms?:))) Już na Ciebie wysyłam;)

      Usuń
  7. aj tam, czasami trzeba się przełamać. :) w sumie to nadaje sensu życiu w dużym stopniu, nie sądzisz? przełamywanie swoich granic, robienie czegoś nowego. :) trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  8. Powodzenia! :) W blogu roku warto "się wystawiać" - czytelników na pewno przybędzie i jeśli będziesz pisać - zostaną :)

    poza tym - cokolwiek bo o tym konkursie nie pisać - w blogosferze to ważne wydarzenie - wiele blogów, które czytam znalazłem właśnie dzięki temu kokursowi

    OdpowiedzUsuń
  9. Blogi o wszystkim i o niczym potrafią być najciekawszę lekturą z możliwych! Specjaliści od branży internetowej, jak mantrę powtarzają, że blog musi mieć swoją jasno zakreśloną tematykę i grupę docelową, a ja uparcie twierdzę, że te wszystkie quasi-pamiętniki z codziennymi przemyśleniami na najróżniejszy tematy są najciekawsze!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Byle do deseru

Byle do piątku . Tak nazywa się audycja w komercyjnej stacji radiowej. W tej samej stacji i wielu innych pierwszego stycznia informują, że do końca roku pozostały jeszcze 364 dni. I tak dni, tygodnie, miesiące mijają. Lata znikają. Byle do wiosny. Byle do wypłaty. Do imienin wuja Henia. Do świąt, do wizyty u fryzjera. Do następnego losowania totolotka, do wieczora. Do końca dnia w pracy. Do porodu. Byle do premiery. Byle do odebrania wyników od lekarza. Byle do końca odwyku, czy chemioterapii. Byle do piątku, poniedziałku, wtorku, weekendu. Z powodów wiadomo i nie wiadomo jakich. Byle do końca. Byle do początku, aby od początku. Byle do. Jak pies ganiający w kółko za swoim ogonem. Byle do. Jakby nagle świat miałby się do góry nogami wywrócić. Byle do. Jakby nagle miały otworzyć się drzwi do raju. Byle do. Jakby zmienić się miało niezmienne. Byle do. I tak nieustannie odhaczając i czekając. Nie jak Bond. Który wszystko tak, jakby świat miał się jutro skończyć . On wszystko ...

Ktokolwiek widział

Jak przez mgłę pamiętam tę niedzielę, gdy nie było teleranka. Usłyszałam, że dlatego, bo chyba wojna. Bardziej utkwił mi t elewizorek, który był mały i czerwony. Za anteną wyciąganą i takimi śmiesznymi guzikami z boku. Którymi się kręciło w celu regulacji. Odbiornika. Pamiętam to, chocia ż dopiero za jakieś trzy tygodnie miałam skończyć cztery lata. Pamiętam mróz na policzkach, gdy Mama ciągnęła mnie na sankach. Było ciemno a Ona spieszyła się do tego sklepu na rynku, a bliżej domu jeszcze żadnego nie było. Sklepu, w którym było to coś, albo i nie. Pamiętam, jak żegnałam się z Nią, gdy jechała rodzić mojego brata. Płakała, a ja nie rozumiałam dlaczego. Nie wiedziałam przecież, jaki to strach. I pamiętam, ż e narysowałam wtedy, siedząc przy babcinym stole rysunek. Na którym było wielkie słońce na niebieskim, bezchmurnym niebie. Po nieb em morze. A z morza wystawały cz tery głowy. N asze i uśmiechnięte. Pamiętam rysunek a nie miałam jeszcze lat pięciu. Pamiętam jak ciocia...

Człowiek, który mnie nie zna

Powiedział mi, że według niego "jestem niegodna" Powiedział mi również, że według niego "się nie nadaję". Powiedział także, że coś tam o mnie "źle świadczy". Powiedział tak o mnie człowiek, który mnie nie zna. Który widział mnie na oczy pierwszy raz, tak jak ja jego. Człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazić zgodę pisemną na to, by dwie parafie dalej moje dziecko dopuszczone zostało do przyjęcia pierwszej komunii. Ten sam człowiek musiał wyrazić drugą zgodę bym mogła dostąpić zaszczytu bycia chrzestną mojego bratanka. Jeden człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazic dwie zgody pisemne, bo inny człowiek, który mnie nie zna zażyczył sobie zgód owych. Dwaj ludzie, którzy mnie nie znają, a już zupełnie nie orientują się w  skali etyki, moralności i religijności jakimi dysponuję w życiu codziennym, w niedziele i święta, ci dwaj ludzie uwięzili mnie w kleszczach biurokracji kościelnej. Gdy prosiłam człowieka, który mnie nie zna o dwie zgody pis...