Przejdź do głównej zawartości

Bieber Bieberowi nierówny

Justin Bieber jest obleśny! 
Poinformowała mnie o swoich preferencjach Starsza, podczas gdy ja z wybitnym zaangażowaniem wyrabiałam mięso mielone na kotlety. 
Dlaczego tak mówisz? Wielu dziewczynom się podoba.
Mi nie. Jest z niego goguś i rusza się jak baba.
Ale ma wielu fanów.
No ma. Ale takich złych też. Wiesz? Czytałam nawet, że takiego jednego pana aresztowali, bo chciał Biebera zgwałcić!

Zamarłam. Z dłońmi zatopionymi w kilogramie solidnie przyprawionego mięsa. 


A ty wiesz, co to znaczy "zgwałcić"???   
No takie jakby "zabić"? Nie?
Jakby...
To wytłumacz. Poporosiła Starsza, cały czas beznamiętnie wgapiając się w teledyski na VH1.
Wytłumacz,wytłumacz! A pokój sprzątnięty, lekcje odrobione? I nie siedź mi tu przed telewizorem! Dupsko przewietrz! I...i w ogóle! 

Zdezerterowałam. Galopem uciekłam od rozmowy. 
Ale na chwilę tylko, zanim to sobie poukładam. Uporządkuję i w słowa ubiorę adekwatne do wieku i czystej, naiwnej natury dziecka. 
Bo każdy dzień, godzina każda przybliża mnie do rozmów trudnych. 
A rozmowy trudne, łatwe nie są. O czym przekonała się kilkanaście lat temu moja Szwagierka. Historia jej "trudnej rozmowy" z synem od lat krąży po rodzinie jako anegdota. Ale też i przestroga. Dla rodziców, którzy rozmowy trudne mają jeszcze przed sobą. 

Otóż pewnego dnia Sebastian, który był wtedy mniej więcej w wieku mojej Starszej, spytał swoją mamę, co to jest gwałt. Moja Szwagierka wykazała się zdecydowanie większą odwagą niż ja i temat podjęła. Podniosła tę rękawicę i stosując ekwilibrystykę słowną, zaczęła tłumaczyć. Kosztowało ją to sporo emocji. Serce walące ze zdenerwowania omal nie wyskoczyło jej z piersi. Tak zapędziła się w swoim wywodzie o gwałcie, że zahaczyła nawet o problem pedofilii. Mówiła zagrożeniach, jakie czyhają na dzieci. 
Sebastian, który z natury ma duże oczy, teraz miał je jak spodki.
Ale gdy już osiągnęły rozmiar półmisków, zdenerwowana, upocona, wyczerpana Szwagierka zadała pytanie, od którego prawdopodobnie powinna była rozpocząć:
A dlaczego o to w ogóle pytasz, synku?
Bo...bo...bo kolega mi mówił... 
Co? Co ci mówił kolega?!? Zapytała, obawiając się jednocześnie tego co może za chwilę usłyszeć od swojego syna.
Bo...bo... kolega mi powiedział...
Co ci powiedział?!?
Powiedział, że musi na gwałt lecieć do domu.

* * *     

 
 
 
  

Komentarze

  1. no właśnie... i jak ma się do tego gwałtowny opad deszczu?

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapewne Sebastian tej lekcji z życia nigdy nie zapomni :))) Ale nie ma tego złego...
    Macie dobry kontakt ze sobą i raczej nie musisz się martwić o to, czy powiedzieć. Masz rację, ważne jest tylko "jak".
    Z córkami często i od wieków urządzamy sobie nocne pogaduchy /w babskim gronie, wspólnie lub z każdą z osobna - w zaleznosci od potrzeby, bo czesto slyszę: "mamo, choć do mnie pogadać"/. Wtedy to najwięcej "uświadomień" na nie spływa. Obowiązuje zasada, ze pytamy o wszystko i odpowiadamy na wszystko. Szczerze. One bardzo to lubią. Ja również :)
    Doskonale wiemy, że gdy dzieciaki od nas czegoś nie wyciągną gdy pytają, znajdą "źródło" gdzie indziej - a za rzetelność zdobytych tam informacji nikt nie da głowy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie się Ciebie czyta :)
    Podoba mi się twój blog :D

    Pozdrawiam:
    agusia2205.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Obśmiałam się straszliwie. Mnie ostatnio grupowo pytali: "Co to są geje?". Jak już ustaliliśmy, że po pierwsze "Kto to są?", poszło z górki:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nadgorliwość gorsza od faszyzmu;-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wodzenie na pokuszenie

W garnku z grubym dnem bulgotały śliwki przeznaczone na powidła. W całym domu jedynie bulgocząca śliwkowa pulpa wykazywała jakąkolwiek aktywność.  Bulgoczącą i pachnącą.    Ze stołu nęciły i wabiły Wysokie Obcasy. Kanapa rozkładała przede mną swe wdzięki. Wodziła i kusiła. Obcasy poszły szybko, Szczepkowska zawiodła. Ostatnio mnie zawodzi. Pulpę śliwkową drewnianą kopystką dwa razy w lewo i trzy w prawo. Przemieszałam. Przeszłam, poszłam, pokręciłam się tu i ówdzie. Niezbyt energicznie. Po drodze zahaczyłam wzrokiem o lustro. Weźże się dziewczyno, niemłoda już, uczesz. Przeczesz niedbale związane włosy, co? Rzęsę przeciągnij tym swoim lorealem, żeby chociaż powłoczystość spojrzenia mieć, co? Mówiło mi odbicie dziewczyny, niemłodej już, w lustrze. Ale szczotka do włosów i tusz do rzęs nie były tak nęcące i wabiące jak książka. Jedna, a potem druga. I jak te kanapy jedna, druga z trzecią. Nigdy jeszcze tak piękne i perwersyjnie wygodne nie były one. Jak dzisiaj...

Człowiek, który mnie nie zna

Powiedział mi, że według niego "jestem niegodna" Powiedział mi również, że według niego "się nie nadaję". Powiedział także, że coś tam o mnie "źle świadczy". Powiedział tak o mnie człowiek, który mnie nie zna. Który widział mnie na oczy pierwszy raz, tak jak ja jego. Człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazić zgodę pisemną na to, by dwie parafie dalej moje dziecko dopuszczone zostało do przyjęcia pierwszej komunii. Ten sam człowiek musiał wyrazić drugą zgodę bym mogła dostąpić zaszczytu bycia chrzestną mojego bratanka. Jeden człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazic dwie zgody pisemne, bo inny człowiek, który mnie nie zna zażyczył sobie zgód owych. Dwaj ludzie, którzy mnie nie znają, a już zupełnie nie orientują się w  skali etyki, moralności i religijności jakimi dysponuję w życiu codziennym, w niedziele i święta, ci dwaj ludzie uwięzili mnie w kleszczach biurokracji kościelnej. Gdy prosiłam człowieka, który mnie nie zna o dwie zgody pis...

TAKA kobieta

Że to zmora życiowa, takie imię, mówiła. Oj nie lubiła go. Bardzo. Ale się śmiała. Przyzwyczaiła się, mówiła. Bo cóż miała zrobić. Taki los.  Lubiłam tę historię, choć nie wiem ile w tym prawdy. O  tym jak to się stało. Że podobno miała mieć na imię inaczej, ale ojciec po jej narodzinach przez dwa dni pił ze swoim przyjacielem - kompanem od życia i szklanki. I po tym jak pił, czy nawet w trakcie, do urzędu poszedł i kazał wpisać w akta imię swej niedawno narodzonej córki. Mieczysława. Na cześć swojego przyjaciela - kompana od życia i szklanki.  Śmiała się zawsze, gdy to opowiadała. A opowiadając sączyła martini z lodem w oparach dymu mentolowego. Śmiała się bardzo choć imienia nie lubiła. Że to zmora życiowa i tylko problemy z nim są. Że ludzie nie wierzą, że mylą, że w urzędach problemy. Bo to imię nie dla TAKIEJ kobiety. Pięknej, eleganckiej, wyjątkowej. Z tych co robią wrażenie. Wymyśliła więc sobie młoda, piękna i soczysta Mieczysława, że wszyst...