Przejdź do głównej zawartości

Dziki szał


Za rąsię, pod rąsię, rąsia w rąsię.
Pod krawatem, w butach kościołowych, ale też i "na codzienniaka". Z wąsem wyczesanym i w chmurze bardzo męskiej wody kolońskiej, takiej w stylu maczo.
Niejedna niwiasta udekorowana niczym wóz drabiniasty na dożynki. Z fryzurą prosto od pani Uli, lokalnej gwiazdy od stylizacji włosów, która takie loki robi to ho ho! Z kwiatem w puklach, w kiecce którejś z tych lepszych, i w kozakach nowych, co przedwczesny debiut mają, bo to przecież jeszcze nie Wszystkich Świętych.
Z szałem w oczach, w amoku bezgranicznym, z fascynacją i desperacją. Z ciekawością, chciwością i naiwnością. W kurtkach płaszczach, zapiętych, odpiętych, zdjętych. Krokiem leniwie spacerowym lansowym, półdreptem, półbigiem, galopem. Babcie, matki, żony, córki i kochanki. Dziadkowie, synowie, urzędnicy i rolnicy. Obłąkani, opętani, poirytowani. 
Idą masy, leją się bezmyślnie jak pod wpływem hipnozy domorosłego pseudoterapeuty. Ulicami, bo chodniki zablokowane samochodami. Korek na skrzyżowaniu policja lizakiem i gwizdkiem przepycha niczym jakiegoś  gluta w rurze kanalizacyjnej. Straż Gminna się puszy i pierś pręży cherlawą. 
W domach szołmeni z telewizji śniadaniowych, a później bohaterowie "Klanu" wdzięczą się jedynie do niedopitych i stygnących herbat pozostawionych na stole. Ekspedientki stoją w progach pustych sklepów paląc nerwowo papierosy. Na posesjach furtki i bramy niedomknięte. Kościół opustoszały.
A masy idą, leją się bezmyślnie. Masy obłąkane, opętane.  Leją się masy w atmosferze napięcia i wyczekiwania. 
Samochód, w którym siedzę stanowi jedną setną gluta zwanego korkiem. Policjant już purpurowy  z wysiłku i gwizdek mu się zacina. Siedzę, patrzę i nadziwić się nie mogę. Masy idą, leją się bezmyślnie między samochodami.
Jakiś cud sie stał? Papież wpadł  z niezapowiedzianą wizytą? Rolling Stones? U2? Justin B., czy FC Barcelona?
Nie. To Lidla otwarcie.
Lidla!
Takiego samego jak czterysta dziewięćdziesiąt dziewięć  pozostałych w pięknym kraju nad  Wisłą.
Siedzę, patrzę i nadziwić się nie mogę.



Komentarze

  1. he,he- też stałem w korku i napatrzyć się nie mogłem na tę szopkę...

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Owszem. Wiem, rozumiem.
      Ale nie łatwiej potrzebowac choćby dwa dni po otwarciu?
      Pchać sie przez setki ludzi po śmietanę?

      Usuń
  3. A bo ja slyszalam, ze tam w Chomatkach to taa
    aakie nudy, ze sklep w poblizu toz to skarb! pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Byle do deseru

Byle do piątku . Tak nazywa się audycja w komercyjnej stacji radiowej. W tej samej stacji i wielu innych pierwszego stycznia informują, że do końca roku pozostały jeszcze 364 dni. I tak dni, tygodnie, miesiące mijają. Lata znikają. Byle do wiosny. Byle do wypłaty. Do imienin wuja Henia. Do świąt, do wizyty u fryzjera. Do następnego losowania totolotka, do wieczora. Do końca dnia w pracy. Do porodu. Byle do premiery. Byle do odebrania wyników od lekarza. Byle do końca odwyku, czy chemioterapii. Byle do piątku, poniedziałku, wtorku, weekendu. Z powodów wiadomo i nie wiadomo jakich. Byle do końca. Byle do początku, aby od początku. Byle do. Jak pies ganiający w kółko za swoim ogonem. Byle do. Jakby nagle świat miałby się do góry nogami wywrócić. Byle do. Jakby nagle miały otworzyć się drzwi do raju. Byle do. Jakby zmienić się miało niezmienne. Byle do. I tak nieustannie odhaczając i czekając. Nie jak Bond. Który wszystko tak, jakby świat miał się jutro skończyć . On wszystko ...

Ktokolwiek widział

Jak przez mgłę pamiętam tę niedzielę, gdy nie było teleranka. Usłyszałam, że dlatego, bo chyba wojna. Bardziej utkwił mi t elewizorek, który był mały i czerwony. Za anteną wyciąganą i takimi śmiesznymi guzikami z boku. Którymi się kręciło w celu regulacji. Odbiornika. Pamiętam to, chocia ż dopiero za jakieś trzy tygodnie miałam skończyć cztery lata. Pamiętam mróz na policzkach, gdy Mama ciągnęła mnie na sankach. Było ciemno a Ona spieszyła się do tego sklepu na rynku, a bliżej domu jeszcze żadnego nie było. Sklepu, w którym było to coś, albo i nie. Pamiętam, jak żegnałam się z Nią, gdy jechała rodzić mojego brata. Płakała, a ja nie rozumiałam dlaczego. Nie wiedziałam przecież, jaki to strach. I pamiętam, ż e narysowałam wtedy, siedząc przy babcinym stole rysunek. Na którym było wielkie słońce na niebieskim, bezchmurnym niebie. Po nieb em morze. A z morza wystawały cz tery głowy. N asze i uśmiechnięte. Pamiętam rysunek a nie miałam jeszcze lat pięciu. Pamiętam jak ciocia...

Człowiek, który mnie nie zna

Powiedział mi, że według niego "jestem niegodna" Powiedział mi również, że według niego "się nie nadaję". Powiedział także, że coś tam o mnie "źle świadczy". Powiedział tak o mnie człowiek, który mnie nie zna. Który widział mnie na oczy pierwszy raz, tak jak ja jego. Człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazić zgodę pisemną na to, by dwie parafie dalej moje dziecko dopuszczone zostało do przyjęcia pierwszej komunii. Ten sam człowiek musiał wyrazić drugą zgodę bym mogła dostąpić zaszczytu bycia chrzestną mojego bratanka. Jeden człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazic dwie zgody pisemne, bo inny człowiek, który mnie nie zna zażyczył sobie zgód owych. Dwaj ludzie, którzy mnie nie znają, a już zupełnie nie orientują się w  skali etyki, moralności i religijności jakimi dysponuję w życiu codziennym, w niedziele i święta, ci dwaj ludzie uwięzili mnie w kleszczach biurokracji kościelnej. Gdy prosiłam człowieka, który mnie nie zna o dwie zgody pis...