Przejdź do głównej zawartości

Raj

Tak to sobie wyobrażam.

W filmach (brytyjskich na przykład) jest taki motyw: bohater wraca do domu po długiej nieobecności, otwiera drzwi wejściowe i jego oczom ukazuje się stosik listów wszelkiej maści wrzucanych pod jego nieobecność przez taką szczelinę w drzwiach. Wymowne to dość. Bohatera brak, ale ten ów stosik daje gwarancję, że życie tu na miejscu turlało się jednak po swojemu. Gorzej, gdy tych listów nie ma. Ich brak jest również wymowny. Nawet bardziej.

Tak to sobie wyobrażam.

Przekręciła w zamku klucz od prawie pięciu lat nieużywany, a otwierając drzwi napotkała lekki opór. Gdy zapaliła światło w ciemnym korytarzu jej oczom ukazała się sterta przesyłek. W ogóle jej to nie zdziwiło. Omiotła wzrokiem wdzięczny kopczyk makulatury. Pomiędzy listami, ulotkami, katalogami z Ikea z ostatnich pięciu lat i zaproszeniami na kolejne badania wdzięczyły się kolorowe widokówki. Weszła do pokoju, zdjęła buty i odruchowo zaczęła rozmasowywać bolące łydki. Rozsunęła zasłony i rozejrzała się dookoła. Tak. Tak to wszystko zapamiętała. Tak to wszystko zostawiła, gdy w czerwcu 2014 stąd wyszła. Nie zmieniło się nic. Włączyła radio, a z głośników popłynął ostatni kawałek The Dumplings:

W bezruchu czas wolniej płynie mi
Czuję, że mniej znów jestem tu

W bezruchu czas wolniej płynie mi

Czuję, że mniej znów jestem tu

Delikatnie kołysząc ciałem podeszła do barku. Nie zawiodła się. Szybko oszacowała, że ulubionego Jamesona wystarczy na jakieś dwie szklaneczki. To dobrze. Gdy alkohol rozlewał się po każdej komórce jej ciała rozejrzała się jeszcze raz. Beznamiętnie. Niby to wszystko jej, a jednak obce. Jakby zostawione w innym życiu i należące już do kogoś innego. Podniosła jedną z widokówek i ostatni katalog z tego dużego sklepu na I, a siadając na kanapie obudziła delikatną chmurę pięcioletniego kurzu. Wiedziała co jest napisane na kartce. Nawet nie musiała tego czytać. By wróciła. Tam było. 
Ale ona już jest inna. Cholera wie dlaczego: bo lata inne, sceneria, życie, wyrąbanie, a może przez tą małą tabletkę z syntetycznym hormonem tarczycy połykaną codziennie na czczo. Nie wie, dlaczego. Ale jest inna. Nie jest smutna. A wtedy była. Jak jest się smutnym, to łatwiej tworzyć, kreować. Smutkiem, podszytym poczuciem braku zrozumienia urządzała tu każdy centymetr kwadratowy.  Smutek jest malowniczy i głęboki. A ona jest szczęśliwa. Szczęście nie jest malownicze. Szczęście jest głupie, infantylne i powierzchowne. Szczęście jest zezowate. Smutek zaś szlachetny jakiś taki. Arystokratyczny. I czym tu te lokum po tych latach urządzać? Jakimś ha ha ha? Badziewiem bez polotu? Że niby przemeblować tu? Oj nie. Raczej nie. NIe ma czym. Bo ona inna jest, po prostu. Nie szarpie się i nie wdzięczy, nie szuka uznania. Lubi siebie. Nie płacze. Nie boi się. Nie ma kompleksów. Nie tak bardzo jak kiedyś. 
Więc nie, nie będzie się tu dobrze czuć. W tej energii, tamtej energii. Żadnego urządzania na nowo.  Więc wyjdzie stąd zaraz. Zaraz. Tylko jeszcze jedną szklaneczkę wypije, i ta kanapa. Wygodna taka. 
Tak właśnie myślała. O tym co dalej. 
Że zaraz wyjdzie i znów przekręci klucz w tych drzwiach.
Myślała i piła.
Jej zmęczona myślami i alkoholem głowa opadła na oparciu kanapy zanurzając się we śnie. 
A z dłoni wypadła szklanka .
Na podłodze, w plamie złotego trunku leżał katalog z Ikea.
Otwarty.
W głośniku znów płynęła piosenka Raj, The Dumplings... 
Piękne miejsce i stan, piękne miejsce i stan
Tak lubię marzyć o nim
Choć dawno nie byłam tam, choć dawno nie byłam tam
Myślę "wrócę niebawem"

Jak wygląda mój raj?
Jak wygląda mój raj?
Piękne miejsce i stan
Piękne miejsce i stan
Piękne miejsce i stan

Tak to sobie wyobrażam.
Tak by było.
Gdyby czwarte wróciło.

                                                                           rys. Georgiana Chitac












Komentarze

  1. Wracaj zatem. Albo choć zaglądaj - tak czy inaczej - witaj po przerwie ��

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wodzenie na pokuszenie

W garnku z grubym dnem bulgotały śliwki przeznaczone na powidła. W całym domu jedynie bulgocząca śliwkowa pulpa wykazywała jakąkolwiek aktywność.  Bulgoczącą i pachnącą.    Ze stołu nęciły i wabiły Wysokie Obcasy. Kanapa rozkładała przede mną swe wdzięki. Wodziła i kusiła. Obcasy poszły szybko, Szczepkowska zawiodła. Ostatnio mnie zawodzi. Pulpę śliwkową drewnianą kopystką dwa razy w lewo i trzy w prawo. Przemieszałam. Przeszłam, poszłam, pokręciłam się tu i ówdzie. Niezbyt energicznie. Po drodze zahaczyłam wzrokiem o lustro. Weźże się dziewczyno, niemłoda już, uczesz. Przeczesz niedbale związane włosy, co? Rzęsę przeciągnij tym swoim lorealem, żeby chociaż powłoczystość spojrzenia mieć, co? Mówiło mi odbicie dziewczyny, niemłodej już, w lustrze. Ale szczotka do włosów i tusz do rzęs nie były tak nęcące i wabiące jak książka. Jedna, a potem druga. I jak te kanapy jedna, druga z trzecią. Nigdy jeszcze tak piękne i perwersyjnie wygodne nie były one. Jak dzisiaj...

Człowiek, który mnie nie zna

Powiedział mi, że według niego "jestem niegodna" Powiedział mi również, że według niego "się nie nadaję". Powiedział także, że coś tam o mnie "źle świadczy". Powiedział tak o mnie człowiek, który mnie nie zna. Który widział mnie na oczy pierwszy raz, tak jak ja jego. Człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazić zgodę pisemną na to, by dwie parafie dalej moje dziecko dopuszczone zostało do przyjęcia pierwszej komunii. Ten sam człowiek musiał wyrazić drugą zgodę bym mogła dostąpić zaszczytu bycia chrzestną mojego bratanka. Jeden człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazic dwie zgody pisemne, bo inny człowiek, który mnie nie zna zażyczył sobie zgód owych. Dwaj ludzie, którzy mnie nie znają, a już zupełnie nie orientują się w  skali etyki, moralności i religijności jakimi dysponuję w życiu codziennym, w niedziele i święta, ci dwaj ludzie uwięzili mnie w kleszczach biurokracji kościelnej. Gdy prosiłam człowieka, który mnie nie zna o dwie zgody pis...

Obietnica ukryta w saszetce

Skoro tak tu pięknie i spokojnie. Skoro frajda i zabawa na sto dwa, że aż serce się raduje a oko cieszy. Skoro jedno z drugim tak pięknie, a nad tych dwojgiem trzeci, to ja ucieknę. Czmychnę po angielsku, chyłkiem jak złodziej o zmroku wymknę się. Nikt nie zauważy, co tu się wydarzy. Za chwilę, na chwilę. Na pół godzinki skromne. Taki mam plan, chytry plan. Wstaję wolno, bezszelestnie, nie pozostawiając po sobie nic. Choćby nikłego zapachu, czy podmuchu powietrza. Jak cień przemykam korytarzem i już zamykam się. Już jestem za zamkniętymi drzwiami, w łazience w beżach i brązach. Zaopatrzona jestem w obietnicę spokoju, luksusu i urody niezwykłej. Obietnica ukryta jest w saszetkach. Dwóch. jedna kosztowała cztery pięćdziesiąt, druga dwa siedemdziesiąt. Domowe spa w dwóch saszetkach. Imitacja spa za siedem dwadzieścia.  Leżę w wannie wypaćkana obietnicą urody. Dźwięk wentylatora imituje szum fal. Odkładający się na armaturze kamień imituje rafę koralową. Cisza i spokój, za...