Przejdź do głównej zawartości

TAKA kobieta


Że to zmora życiowa, takie imię, mówiła.
Oj nie lubiła go. Bardzo.
Ale się śmiała. Przyzwyczaiła się, mówiła. Bo cóż miała zrobić. Taki los. 

Lubiłam tę historię, choć nie wiem ile w tym prawdy. O  tym jak to się stało. Że podobno miała mieć na imię inaczej, ale ojciec po jej narodzinach przez dwa dni pił ze swoim przyjacielem - kompanem od życia i szklanki. I po tym jak pił, czy nawet w trakcie, do urzędu poszedł i kazał wpisać w akta imię swej niedawno narodzonej córki.
Mieczysława.
Na cześć swojego przyjaciela - kompana od życia i szklanki. 
Śmiała się zawsze, gdy to opowiadała. A opowiadając sączyła martini z lodem w oparach dymu mentolowego. Śmiała się bardzo choć imienia nie lubiła. Że to zmora życiowa i tylko problemy z nim są. Że ludzie nie wierzą, że mylą, że w urzędach problemy.

Bo to imię nie dla TAKIEJ kobiety. Pięknej, eleganckiej, wyjątkowej. Z tych co robią wrażenie.
Wymyśliła więc sobie młoda, piękna i soczysta Mieczysława, że wszystkim nowym koleżankom i kolegom będzie mówić, że ma na imię Roma. Oj tak. Na cześć Romy Shneider. Chciała być jak ona. Niepotrzebnie, bo była lepsza. Ale była Mieczysławą, choć dookoła myśleli że to Roma, opowiadała mi.

Lubiłam tą historię, choć nie wiem ile w tym prawdy. O tym jak się wydało, jak tej prawdy nieco się wylało. Że podobno gdy przysięgę małżeńską przed ołtarzem składała mówiąc "ja, Mieczysława...." do poruszenia ogólnego doprowadziła. Że kościół zaszeptał: jak to? To nie Roma? 
Śmiała się zawsze, gdy to opowiadała. A opowiadając sączyła martini z lodem w oparach dymu mentolowego. Śmiała się, choć imienia nie lubiła. Że to zmora życiowa i tylko problemy z nim są. Że ludzie nie wierzą, że mylą, że w urzędach problemy.

Śmiałam się też. Bo gdy opowiadała,  robiła to z wdziękiem właściwym TAKIEJ kobiecie. Pięknej, eleganckiej, wyjątkowej. Co potrafi włosy odgarnąć, lub spojrzeć filuternie jak gwiazda filmowa z lat sześćdziesiątych. Śmiałam się, chłonęłam ją i się dziwiłam. Bo w czymże może imię przeszkadzać TAKIEJ kobiecie skoro to do takich właśnie świat należy.

I dziś. Gdy po raz ostatni poszłam ją pożegnać.
Stojąc w tłumie smutnych ludzi z kwiatami. (Bo TAKIE kobiety żegnają  tłumy z kwiatami.)
Usłyszałam z głośnika.
Że organizatorem pożegnania jest firma na "U".
A, żegnamy dziś świętej pamięci..Mieczysława...

A ponad szeptem oburzonego tłumu unosił się zapach martini i dymu mentolowego.
I wydawało mi się, że słyszę...
..."a nie mówiłam"? 
I słyszałam też śmiech.
Na pewno słyszałam. 



rys. Georgiana Chitac

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wodzenie na pokuszenie

W garnku z grubym dnem bulgotały śliwki przeznaczone na powidła. W całym domu jedynie bulgocząca śliwkowa pulpa wykazywała jakąkolwiek aktywność.  Bulgoczącą i pachnącą.    Ze stołu nęciły i wabiły Wysokie Obcasy. Kanapa rozkładała przede mną swe wdzięki. Wodziła i kusiła. Obcasy poszły szybko, Szczepkowska zawiodła. Ostatnio mnie zawodzi. Pulpę śliwkową drewnianą kopystką dwa razy w lewo i trzy w prawo. Przemieszałam. Przeszłam, poszłam, pokręciłam się tu i ówdzie. Niezbyt energicznie. Po drodze zahaczyłam wzrokiem o lustro. Weźże się dziewczyno, niemłoda już, uczesz. Przeczesz niedbale związane włosy, co? Rzęsę przeciągnij tym swoim lorealem, żeby chociaż powłoczystość spojrzenia mieć, co? Mówiło mi odbicie dziewczyny, niemłodej już, w lustrze. Ale szczotka do włosów i tusz do rzęs nie były tak nęcące i wabiące jak książka. Jedna, a potem druga. I jak te kanapy jedna, druga z trzecią. Nigdy jeszcze tak piękne i perwersyjnie wygodne nie były one. Jak dzisiaj...

Człowiek, który mnie nie zna

Powiedział mi, że według niego "jestem niegodna" Powiedział mi również, że według niego "się nie nadaję". Powiedział także, że coś tam o mnie "źle świadczy". Powiedział tak o mnie człowiek, który mnie nie zna. Który widział mnie na oczy pierwszy raz, tak jak ja jego. Człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazić zgodę pisemną na to, by dwie parafie dalej moje dziecko dopuszczone zostało do przyjęcia pierwszej komunii. Ten sam człowiek musiał wyrazić drugą zgodę bym mogła dostąpić zaszczytu bycia chrzestną mojego bratanka. Jeden człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazic dwie zgody pisemne, bo inny człowiek, który mnie nie zna zażyczył sobie zgód owych. Dwaj ludzie, którzy mnie nie znają, a już zupełnie nie orientują się w  skali etyki, moralności i religijności jakimi dysponuję w życiu codziennym, w niedziele i święta, ci dwaj ludzie uwięzili mnie w kleszczach biurokracji kościelnej. Gdy prosiłam człowieka, który mnie nie zna o dwie zgody pis...