Przejdź do głównej zawartości

ma-ma

Ma-ma. Powiedz ma-ma. No powiedz ma-ma. Mówię, mieszając w rondlu zupkę. Dla niego zupkę, bo cwaniak gotowych, słoiczkowych nie akceptuje. Pluje. Ja mieszam, twardość lub miękkość marchewki sprawdzam, a on sobie przy mnie siedzi. Na podłodze siedzi i pokrywkami się bawi. Z radia wydobywa się aktualny przebój raniąc przy okazji moje uszy, a on słyszy pierwsze takty i wpada w szał. Wymachując łapkami składa pokłony sobie tylko znanemu bożkowi. Jednocześnie podryguje. Nie przeraża mnie to, że może sobie zrobić krzywdę. Przeraża mnie  jego gust muzyczny.

Ma-ma. Powiedz ma-ma. No powiedz ma-ma. Mówię, całując jego małą pupkę. Wilgotną i pachnącą  pampersową  chusteczką. Zachwycam się małym cellulitem. Jedynie w  wykonaniu niemowlęcym cellulit jest rozczulający. Naszą intymną chwilę przerywa dzwonek telefonu, a on przykłada sobie dłoń do ucha krzycząc  ałooo!

Ma-ma. Powiedz ma-ma. No powiedz ma-ma. Mówię, kiedy niecierpliwie kręci się w wózku i błagalnie wyciąga do mnie rączki. Nie lubi tak jeździć, więc noszę go na rękach. Chodzimy razem po ogrodzie. Drogę przecina nam bezpańska, lokalna kocia piękność. Swoim dumnym krokiem mówi: ja nie wiem do kogo należę, wszak szkoda, by jeden mnie miał. Hau hau! Pokazuje na kotkę paluszkiem. Pies, kot, bocian, ryba. Wszystko jest hau, hau. W ten sposób odróżnia ludzi od zwierząt.

Ma-ma. Powiedz ma-ma. No powiedz ma-ma. Mówię, kiedy leżymy. Czas popołudniowej drzemki. Rolety spuszczone. Ciemno. Przez lekko uchylone okno słychać oszalałe od wiosny ptaki. Leżymy. Wtulony we mnie cwaniak chwyta moją dłoń i prowadzi na swoje udo. Każe się głaskać. Wycisza się. Przytomnieje, by zdać aktualny raport. Brrrrm brrrrm, co oznacza, że właśnie przejeżdżał ciągnik. Leżymy. Brrrm brrrm raportuje znów, ale tym razem chodzi o  F-16. One również oszalały. Wiosenne, czyste niebo daje pilotom możliwość, by dać upust podniebnym fanaberiom. 

Mądry chłopak, myślę. Więc powiedz ma-ma. W końcu powiedz to. Pozwól mi usłyszeć i delektować się tym pierwszym ma-ma, bo za jakiś czas słowo to, słyszane dwieście tysięcy razy dziennie, będzie zwyczajnie wkurzać.  Ma-ma. M-a-m-a. No proszę, przecież już tak wiele potrafisz. Leży przy mnie. Nasłuchuje. Za oknem ptaki, ciągnik i F-16. Młody wyłapuje każdy dźwięk, każdy odgłos.  Hau hau. Brrrm brrrm. Leży. No powiedz ma-ma. Nagle słychać charakterystyczny warkot diesla i trzaśnięcie drzwiami. Zrywa się, siada. W półmroku widzę jedynie dwa dolne zęby odsłonięte w szerokim uśmiechu. Czy to już? To teraz?
I słyszę radosne, wyraźne i świadome:  tata!

                                                         aut. Georgiana Chitac

Komentarze

  1. Popłakałam się. Wzruszyłam zwyczajnie. Czekam aż moje małe cudo z dwoma ząbkami (już) zacznie siadać:)))))))))))))))))))))))))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wodzenie na pokuszenie

W garnku z grubym dnem bulgotały śliwki przeznaczone na powidła. W całym domu jedynie bulgocząca śliwkowa pulpa wykazywała jakąkolwiek aktywność.  Bulgoczącą i pachnącą.    Ze stołu nęciły i wabiły Wysokie Obcasy. Kanapa rozkładała przede mną swe wdzięki. Wodziła i kusiła. Obcasy poszły szybko, Szczepkowska zawiodła. Ostatnio mnie zawodzi. Pulpę śliwkową drewnianą kopystką dwa razy w lewo i trzy w prawo. Przemieszałam. Przeszłam, poszłam, pokręciłam się tu i ówdzie. Niezbyt energicznie. Po drodze zahaczyłam wzrokiem o lustro. Weźże się dziewczyno, niemłoda już, uczesz. Przeczesz niedbale związane włosy, co? Rzęsę przeciągnij tym swoim lorealem, żeby chociaż powłoczystość spojrzenia mieć, co? Mówiło mi odbicie dziewczyny, niemłodej już, w lustrze. Ale szczotka do włosów i tusz do rzęs nie były tak nęcące i wabiące jak książka. Jedna, a potem druga. I jak te kanapy jedna, druga z trzecią. Nigdy jeszcze tak piękne i perwersyjnie wygodne nie były one. Jak dzisiaj...

Człowiek, który mnie nie zna

Powiedział mi, że według niego "jestem niegodna" Powiedział mi również, że według niego "się nie nadaję". Powiedział także, że coś tam o mnie "źle świadczy". Powiedział tak o mnie człowiek, który mnie nie zna. Który widział mnie na oczy pierwszy raz, tak jak ja jego. Człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazić zgodę pisemną na to, by dwie parafie dalej moje dziecko dopuszczone zostało do przyjęcia pierwszej komunii. Ten sam człowiek musiał wyrazić drugą zgodę bym mogła dostąpić zaszczytu bycia chrzestną mojego bratanka. Jeden człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazic dwie zgody pisemne, bo inny człowiek, który mnie nie zna zażyczył sobie zgód owych. Dwaj ludzie, którzy mnie nie znają, a już zupełnie nie orientują się w  skali etyki, moralności i religijności jakimi dysponuję w życiu codziennym, w niedziele i święta, ci dwaj ludzie uwięzili mnie w kleszczach biurokracji kościelnej. Gdy prosiłam człowieka, który mnie nie zna o dwie zgody pis...

Obietnica ukryta w saszetce

Skoro tak tu pięknie i spokojnie. Skoro frajda i zabawa na sto dwa, że aż serce się raduje a oko cieszy. Skoro jedno z drugim tak pięknie, a nad tych dwojgiem trzeci, to ja ucieknę. Czmychnę po angielsku, chyłkiem jak złodziej o zmroku wymknę się. Nikt nie zauważy, co tu się wydarzy. Za chwilę, na chwilę. Na pół godzinki skromne. Taki mam plan, chytry plan. Wstaję wolno, bezszelestnie, nie pozostawiając po sobie nic. Choćby nikłego zapachu, czy podmuchu powietrza. Jak cień przemykam korytarzem i już zamykam się. Już jestem za zamkniętymi drzwiami, w łazience w beżach i brązach. Zaopatrzona jestem w obietnicę spokoju, luksusu i urody niezwykłej. Obietnica ukryta jest w saszetkach. Dwóch. jedna kosztowała cztery pięćdziesiąt, druga dwa siedemdziesiąt. Domowe spa w dwóch saszetkach. Imitacja spa za siedem dwadzieścia.  Leżę w wannie wypaćkana obietnicą urody. Dźwięk wentylatora imituje szum fal. Odkładający się na armaturze kamień imituje rafę koralową. Cisza i spokój, za...