17 września 2012

Kurz tak samo opada




Po dziewiętnastej już robi się szaro. 

W jakimś domu jakaś kobieta, lekko przygarbiona i rozpostartymi rękami wyglądająca niczym kwoka, próbuje zagarnąć wykąpane dzieciaki na kolację. Na stole stoją dwa talerzyki a na nich chleb z pasztetem. Pyta, czy chcą herbatę. Nie chcą. Ale jedno z dzieci na pasztet chce jeszcze pomidora, bo tak lubi. Kroi więc pomidora, czerwony miąższ wypływa z deski na kuchenny blat, a ona zastanawia się czy tę białą bluzkę do pracy prasować jeszcze dziś, czy może zdąży jutro rano. Na razie zapala dzieciom nad stołem lampę, bo już po dziewiętnastej. I robi się szaro.

Jej mąż odrywa wzrok od telewizora, w którym uderzająco asymetryczna twarz Justyny Pochanke wystająca z białej bluzki relacjonuje wydarzenia niesamowicie ważne dziś, ale już gówno warte jutro. Zanim wejdzie pod prysznic, przedzierając się przez porozrzucane na łazienkowych kafelkach ubrania dzieci, wyniesie jeszcze worek ze śmieciami. W worku gniecie się i gnije  historia ich życia z ostatnich dwóch dni. Na samym wierzchu leży flak po pasztetowej i skórki od pomidora. Resztki po obiedzie i resztki po przygotowywaniu obiadu. Kilka kartek z bazgrołami dzieci, zwiędłe kwiaty, stare rachunki, torebki po herbacie, kilka zużytych podpasek, miękka i pomarszczona ze starości marchew, trzy zgniecione puszki po piwie. Wyrzuca więc jakiś mąż śmieci, ale na chwilę zatrzymuje się przy bramie. Pooddychać.

W tym samym czasie w jakimś innym domu dzwoni telefon. Jakaś inna kobieta przykłada aparat do ucha i słyszy, że nie jest dobrze. Nie, że jest źle, ale dobrze nie jest. 

Gdy wyjeżdża samochodem z ulicy, jej wzrok ucieka w stronę oświetlonego okna jakiegoś domu. Wewnątrz, przy stole pod lampą dającą ciepłe światło, dwoje dzieci je kolację.  Obok płotu stoi jakiś mężczyzna, którego woła wychylająca się zza uchylonych drzwi wejściowych jakaś kobieta. Zapewne żona. 

Kobieta jadąca samochodem nie myśli o tym, że jej dzieci niewykąpane. Może też głodne. Myśli o tym, by dojechać szybko, bo przecież nie jest dobrze. Na miejscu najbardziej uderza ją to, że szpital nie śmierdzi jak szpital kiedyś. Współczesny szpital jest praktycznie bezzapachowy. Przynajmniej w „pierwszym kontakcie”. Na tle niebieskich ścian poczekalni izby przyjęć, twarze czekających na ratunek i tych czekających na wiadomość wyglądają jeszcze bardziej blado. Sinoszare twarze. Czerwone, mokre oczy skoncentrowane na jednym punkcie.  Z jednych bije zdrowaśmaryjo z innych kurwa mać. Przygnębiającą, upierdliwą ciszę, wydłużającą niemiłosiernie czas, przerywa jedynie bip bip bip docierające z innych pomieszczeń. Po ponad dwóch godzinach osoba w kitlu, którego biel kontrastuje z niebieskim kolorem ścian, radzi by już jechać. Że jest tu po to, by było dobrze. A jak będzie źle, to będzie dzwonić. 

Kobieta leży już w łóżku i nie może opanować dreszczy. Wcale nie z zimna. Jak jeszcze nigdy w życiu zaklina swój telefon, by przez najbliższe godziny nie zadzwonił. I przypomina sobie jak się modli do tego, o którym zapomniała.  
Telefon nie dzwoni. 

Po czasie, który trwa godzin kilkadziesiąt, ale dla niej jakby sto milionów godzin trwał, już nie zasypia w dreszczach. Myśli o tym, co zrobi jutro na obiad. I, że do ortodonty trzeba zadzwonić. Że mąż mógłby wynieść śmieci, myśli. Bo w tych śmieciach gnije historia ich życia z ostatnich stu milionów godzin. Myśli o tym, że jakkolwiek by było, cokolwiek by się zdarzyło  kurz tak samo będzie osiadał na półkach, z lodówki wołać będzie echo, a kwiaty będą więdły w doniczkach.

Myśli o tym wszystkim, a z łazienki dochodzą ją śmiechy kąpiących się dzieci. Czuje ulgę. Zapala lampę nad stołem, bo już po dziewiętnastej i robi się szaro. 

W tym samym czasie, w jakimś innym domu dzwoni telefon.

                                                                                                              rys. Georgiana Chitac





3 komentarze:

  1. A niebo i tak ponad chmurami zawsze będzie niebieskie... :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ładny tekst, poruszający.
    W mojej rodzinie też u kogoś niedawno zadzwonił telefon. Jak to wszystko przestawia...

    OdpowiedzUsuń
  3. I znowu myślę ... jak często zapominam o tym, by wyciskać radość z tego co mam...

    OdpowiedzUsuń