Przejdź do głównej zawartości

w-i-poza

Wyszła. 
W końcu wyszła, mocno spóźniona w tym roku, Demeter. Opuściła lochy tajemne, piekła, zamczyska podziemne. Ciemnie, ciemnice, zimnice, bród, smród i ubóstwo. Wyszła i przyszła.
Wyszło i przyszło za Demeter to, co ludziom potrzebne. Do życia. Pokazała, uświadomiła dwa światy. 

Dwa światy i dwa życia. Jak dwie strony medalu, czy kija z końcami. Dwoma. Pokazała życie i takie sobie bycie, trwanie przy życiu i w nadziei. Przynajmniej moje to trwanie pokazała.

Bo w rocznym cyklu, życia dwa. Życie "w" i "poza".  Pół roku podziemnej wędrówki Demeter to zimno, biel i szaruga. To życie "w". 

Teraz wyszła, a wraz z nią, pąki i pęki. Kiełki zielone i pościele, które jakby dostając własnych nóg, uciekają z domów przez parapety otwartych na oścież  okien. To drabiny pod dachami  i  stukoty młotkami. To płotów malowanie i dywanów trzepanie. Hałasują areatory, a warkot ciągników jest błogosławiony.
Stoją przy płotach malowanych sąsiedzi, co zapomnieli o sobie przez ostatnie, zimne miesiące. Stoją i na grabiach się opierają. Opierają się i gawędzą. O dupie Maryni. I, że się kurzy, i że może piwko w związku z tym. Sadzą kobiety te kwiaty i cieszą się, że kolorowo. Bo kolor oko cieszy jak nic innego przecież.
Gadają i gawędzą jakby nagadać się nie mogli. Jakby sto lat się nie widzieli, albo nawet i dwieście. Jakby wojna ich rozłączyła, czy inny kataklizm. Stoją i gawędzą zapominając o tym, że przecież nie zawsze się lubią. I dzień dobry pani i panu i w ogóle jak miło. No i, że w końcu doczekaliśmy się. Jakoś.

Stoją sąsiedzi bliżsi i dalsi przy furtkach, płotach, na grabiach się opierając i nadziwić się nie mogą.  Że te co z brzuchami były, to teraz z wózkami. A te, co z wózkami na jesień, to z rowerkami. W ogóle te dzieci to Demeter też za sobą wyciągnęła. Bo jakby z podziemi wylazły. Tak jest ich dużo i głośno. I te rowery i rolki, hulajnogi i deskorolki. Biegają, szaleją. Tu czapkę zgubi, tam w gacie się posika bo czasu na toaletę nie ma. Biegaja i szaleją od rana do wieczora. Tu loda dostaną, tu skibkę chleba, tu na grilla się załapią. Cholery małe, co kwiatki zasadzone rujnują. Co płoty świeżo malowane dewastują. 

Życie przed domem. Życie przy płocie. Przy rabacie. Przy robocie. Życie z komarami, z sąsiadami. Na dobre i na złe. W pogodzie i niepogodzie. Na schodach, na pieńkach życie. Świerszczy słuchanie. Dzieci na kąpiel nawoływanie. Rower. Brudne stopy. Piekące od słońca poliki. Kurz.Wszędzie kurz. W domu kurz.
A co mnie tam w domu kurz. A co mnie tam to, co w domu. Zaczynam życie "poza".
To przecież tylko pół roku. 
Oby.





Komentarze

  1. A kiedy Ty u mnie byłaś? No wypisz wymaluj dzieciarnia spod moich okien - niewątpliwie pierwszy i pewny "zwiastun" :). Uwielbiam taki hałas życia "poza"...
    I zaraz się pewnie zacznie narzekanie, że za gorąco, za sucho, za kolorowo czy też zielono aż do obrzydzenia... Niby cykliczność coroczna a ludzie nadal nieprzyzwyczajeni ;)

    /mnie jeszcze "w" jakieś dziadostwo trzyma, zaskoczyć na obroty coś nie mogę/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Byłam.
      Chciałam Cię wyciągnąć "poza".
      Ale Cię nie zastałam. Niestety.
      ;-)

      Usuń
    2. Noż co za babsko niedobre ze mnie! Spróbuję odrobić bywanie "poza" ;)

      Usuń
  2. Kurz ... wszędzie ten cholerny kurz ;-)
    Masz rację, brzuchy poznikały ... pięcioletni sąsiad zapomniał o naszym istnieniu ...
    Ludzie żyć chcą "poza" ... przy grabieniu.
    Chce się żyć ... tylko ten cholerny kurz ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale gdyby nie ten kurz, to na co byśmy narzekali ? ;-)

      Usuń
    2. Coś by się znalazło? ;-)

      Usuń
    3. Nima, nima!
      Czasu nima!
      Głowa pęka. Od nadmiaru myśli i spostrzeżeń, a czasu nima!
      Pomyślę. Przysiądę. Też już bym chciała, cokolwiek.
      Oddech. Głęboki oddech...przysiądę...obiecuję...tak bym chciała...
      ...oddech...głęboki oddech...

      Usuń
  3. To się nazywa sztuka układania słów - jedno słowo ubrane w słów setki :-) A przecież o wiosnę chodzi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz...o wiosnę, o lato i ciepłą jesień chodzi ;-) Więc ilość słów chyba akuratna ;-) pozdrawiam

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Byle do deseru

Byle do piątku . Tak nazywa się audycja w komercyjnej stacji radiowej. W tej samej stacji i wielu innych pierwszego stycznia informują, że do końca roku pozostały jeszcze 364 dni. I tak dni, tygodnie, miesiące mijają. Lata znikają. Byle do wiosny. Byle do wypłaty. Do imienin wuja Henia. Do świąt, do wizyty u fryzjera. Do następnego losowania totolotka, do wieczora. Do końca dnia w pracy. Do porodu. Byle do premiery. Byle do odebrania wyników od lekarza. Byle do końca odwyku, czy chemioterapii. Byle do piątku, poniedziałku, wtorku, weekendu. Z powodów wiadomo i nie wiadomo jakich. Byle do końca. Byle do początku, aby od początku. Byle do. Jak pies ganiający w kółko za swoim ogonem. Byle do. Jakby nagle świat miałby się do góry nogami wywrócić. Byle do. Jakby nagle miały otworzyć się drzwi do raju. Byle do. Jakby zmienić się miało niezmienne. Byle do. I tak nieustannie odhaczając i czekając. Nie jak Bond. Który wszystko tak, jakby świat miał się jutro skończyć . On wszystko ...

Człowiek, który mnie nie zna

Powiedział mi, że według niego "jestem niegodna" Powiedział mi również, że według niego "się nie nadaję". Powiedział także, że coś tam o mnie "źle świadczy". Powiedział tak o mnie człowiek, który mnie nie zna. Który widział mnie na oczy pierwszy raz, tak jak ja jego. Człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazić zgodę pisemną na to, by dwie parafie dalej moje dziecko dopuszczone zostało do przyjęcia pierwszej komunii. Ten sam człowiek musiał wyrazić drugą zgodę bym mogła dostąpić zaszczytu bycia chrzestną mojego bratanka. Jeden człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazic dwie zgody pisemne, bo inny człowiek, który mnie nie zna zażyczył sobie zgód owych. Dwaj ludzie, którzy mnie nie znają, a już zupełnie nie orientują się w  skali etyki, moralności i religijności jakimi dysponuję w życiu codziennym, w niedziele i święta, ci dwaj ludzie uwięzili mnie w kleszczach biurokracji kościelnej. Gdy prosiłam człowieka, który mnie nie zna o dwie zgody pis...

Targowisko próżności

Dzieckiem był am, obiektywnie na to patrząc, zdolnym. Nie da się ukryć. Dzi ewczynka taka ze mnie była, co to się uczy ć nie musi, a i tak ciągle w przedzie. Obce mi było zakuwanie. Do zerówki szłam z umiejętnością płynnego czytania, a rodzice nie wiedzieli nawet kiedy literek się nauczyłam. Prawdopodobnie byłam pacholęciem, w którym pokłada się nadziej e . Wyszło jak wyszło , czyli zupełnie zwyczajnie, ale nie o tym dzisia j.  Szłam jak burza. We wszystkim . A le zdecydowanie wyróżniałam się zdolnościami manualn ymi . Mniej więcej w  piątej klasie moje wy jątkowe zdolności plastyczne zauważył jeden z nau czycieli. Taki z tych, Którym Się Chce. Ponieważ od zawsze przejawiałam głęboką niechęć do uczestnictwa w jakichkolwiek konkursach, nie dawałam sie namówić także i na plastyczne. Mimo, że malowanie przychodziło mi z niebywałą łatwością. Patrząc na to z perspektywy czasu wiem , że był y to prace odważne i dojrzałe jak na dwunasto-trzynastoletnie dziecko.   N...