6 czerwca 2013

Metryka nie kłamie

Bo człowiek, to.
Bo człowiek, to proszę pani i proszę pana to takie zwierzę jest, że wakacje lubi sobie czasem zrobić. Od życia, od pracy, od bycia i tycia. Robi sobie człowiek czasami wakacje, bo chce. A czasami, bo musi.
Zrobił sobie człowiek na przykład wakacje od bloga. Wakacji zrobić nie chciał, lecz musiał. Człowiek tym samym uświadomił sobie, że. 
Nie ma już lat dwudziestu.

Że ma lat człowiek trzydzieści pięć już ponad, i po jakichkolwiek szaleństwach, eskapadach i emocjonalnych fajerwerkach regeneracja nie taka, jak onegdaj. Że owszem, przygoda, kilometry, smaki, zapachy. Tańce do rana i rozmowy. 
Zachciało się planować, a też odmawiać innym nie było sumienia ani ochoty. Człowiek od miesiąca prowadził bujne życie towarzyskie, a przy tym robota w rękach się paliła.
Móżdżył i kombinował jak tu pogodzić te szare z tym z prospektów. Prasował koronki i białe koszule, drugą ręką mieszając zupę dla dzieci. Móżdżył człowiek i kombinował jak dobę wydłużyć, a może i tydzień każdy. Móżdżył i kombinował jak posklejać, poskładać życiowe puzzle, by nikogo nie urazić, nie ominąć, ale też nie stracić. Nic nie stracić.

Bo człowiek, proszę pani i proszę pana, żył ostatnio według zasady "co mam w dupie, nikt mi nie wyłupie".
I pakował te walizki i prasował koronki i białe koszule. Wracał po to, by domieszać zupę w garnku i poskładać do pary małe skarpetki w samochodziki. I spytać, czy w szkole wszystko okej.
A później człowiek w wir pracy się rzucił. Ale pracy takiej, co radości dawała tyle, ile te szaleństwa wszystkie razem wzięte. I znów człowiek nie dojadał, nie dosypiał. Komputer człowiek omijał.

I nagle obudził się człowiek w poniedziałek. Ten ostatni poniedziałek.
Przetarł zapuchnięte powieki. Stwierdził, że i dom też przetrzeć musi. Od półek po podłogę.
Że zbyt wiele małych skarpetek nie do pary wala się po domu, stwierdził. Że kwiaty w doniczkach powiędły, a chleb spleśniał w chlebaku. Że ogród zarośnięty, a blog jeszcze bardziej. Że białą koszulę w wybielaczu musi zanurzyć, a koronki pozszywać. Buty wytańczone do szewca oddać.
Że na dietę człowiek przejść musi, bo trzewia skatowane.
Że o stopy zadbać, bo zmasakrowane.
Że do normalnego życia wrócić musi, bo pani w sklepie pytała czy ci dziadkowie to już tak na stałe, w tej naszej wsi mieszkają.
I że odpocząć trzeba. Odsapnąć. Bo nie ma już człowiek.
Lat dwudziestu.

5 komentarzy:

  1. Znam ... znam to. Jak fajnie to gdzieś tam mam ... a jak trwoga, to do bloga ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też "przed" staram się zrobić sobie obstawę z soczków, herbatek, witaminek i takich tam. Zacząłem się również łapać na tym, że "w trakcie" myślę już co będzie "po", i dlaczego będzie tak słabo i tak długo. Metryka bezlitosna jest... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wcale mi się to nie podoba, że to jest wszystko prawda! I się też zastanawiam, czy to bardzo jest niepokojące, czy tylko trochę, jak ja zaraz po trzydziestce, a już to wszystko wiem...

    OdpowiedzUsuń
  4. Cóż, ja nadal mam lat dwadzieścia, więc chyba nie powinienem się wypowiadać ;-)

    OdpowiedzUsuń