12 czerwca 2013

Ten moment

Kroiła chleb ciemny, ziarnisty. Dookoła drewnianej deski  rozpryskiwały się okruchy chrupiącej skórki i kawałki ziaren słonecznika. Tym samym nożem na świeżą, pachnącą kromkę naniosła warstwę twardego masła. Po chwili zanurzyła dłoń w starej kamionce z odłamanym uchem, by wyłowić z niej jeden z ulubionych smaków lata. Sól z wody błyskawicznie wdarła się we wszystkie  zadrapania i małe rany na jej dłoni.
Spojrzała na piekącą dłoń. Potem na drugą. Spojrzała i zrozumiała. Że nadszedł ten moment.

Patrzyła na swoje dłonie. Zmienione. Nie wiadomo kiedy i nie wiadomo jak. Z zadrapaniami, rankami, zmarszczkami, żyłami, bliznami. Patrzyła na swoje dłonie.
Dłonie od pielęgnacji. Dzieci, domu i ogrodu. Na dłonie od sprzątania, gotowania, zmywania. Szorowania, prasowania, układania. Łez ocierania. Łez swoich i tych nie. Na dłonie od gestykulowania, pisania, rysowania, kwiatów układania. Na dłonie od witania gości, skrywania nagości, nocnych intymności. Od czesania w warkocz fancuski, od głaskania siniaków, od wycierania nosów. Na dłonie od liczenia banknotów, od nakładania makijażu i codziennego go zmywania. Na dłonie wstydliwie skrywane pod stołem, by schować ośrupany lakier na paznokciach. Na dłonie, które ciągle marzą, by grać jakimś instrumencie. Na dłonie od nocnego szycia stroju na bal przebierańców. Na dłonie od wicia wianków. Na dłonie od pomagania, usługiwania, dawania, odbierania, dziękowania. Zdjęć pstrykania, w necie klikania.
Na dłonie swoje, czasem całowane i głaskane spojrzała.

I zobaczyła w nich dłonie swojej matki jak wtedy, gdy.
Gdy ona miała kilka lat i jadła chleb z masłem i ogórkiem małoslnym. Takim z kamionki.

Zobaczyła, że ma dłonie swojej matki. I, że nie te pierwsze sześć cyfr z peselu, nie dwie ciąże, porody, doświadczenia, zmarszczki wokół oczu,  tylko te dłonie. Takie jakie teraz są. Uzmysłowiły jej.
Że jest już kobietą.


                                                                               rys. Georgiana Chitac




12 komentarzy:

  1. Pietruszką. Pietruszką zieloną pachną palce Matki... W niedzielę w kościele matki palce pachną właśnie tak...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. piertuszkę kroiła do rosołu, który jedliście po przyjściu z kościoła...(?)

      Usuń
    2. Jakoś tak... Albo to lubczyk/maggi było... ?

      Usuń
    3. ;-)
      A zaraz się okaże, że to nie rosół lecz ogórkowa była...

      Usuń
  2. No to wykreowałaś słowami wzruszającą balladę o kobiecej dojrzałości.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dłonie mówią dużo o człowieku i jego życiu. Taki banalny moment a tyle myśli się nasuwa, wspomnień, refleksji, tyle tęsknot.
    Piękny wpis!

    OdpowiedzUsuń
  4. I tak wyszło podobno wzruszająco.
    Choć miało być zaledwie prawidziwie.
    Życie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Naprawde piekne.....

    OdpowiedzUsuń