Przejdź do głównej zawartości

Wodzenie na pokuszenie

W garnku z grubym dnem bulgotały śliwki przeznaczone na powidła.
W całym domu jedynie bulgocząca śliwkowa pulpa wykazywała jakąkolwiek aktywność. 
Bulgoczącą i pachnącą.   
Ze stołu nęciły i wabiły Wysokie Obcasy. Kanapa rozkładała przede mną swe wdzięki.
Wodziła i kusiła. Obcasy poszły szybko, Szczepkowska zawiodła. Ostatnio mnie zawodzi.
Pulpę śliwkową drewnianą kopystką dwa razy w lewo i trzy w prawo. Przemieszałam.
Przeszłam, poszłam, pokręciłam się tu i ówdzie. Niezbyt energicznie. Po drodze zahaczyłam wzrokiem o lustro. Weźże się dziewczyno, niemłoda już, uczesz. Przeczesz niedbale związane włosy, co? Rzęsę przeciągnij tym swoim lorealem, żeby chociaż powłoczystość spojrzenia mieć, co? Mówiło mi odbicie dziewczyny, niemłodej już, w lustrze. Ale szczotka do włosów i tusz do rzęs nie były tak nęcące i wabiące jak książka. Jedna, a potem druga. I jak te kanapy jedna, druga z trzecią. Nigdy jeszcze tak piękne i perwersyjnie wygodne nie były one. Jak dzisiaj.
To ja wstanę, myślę sobie, i przemieszam. Pulpa skurczyła się niemiłosiernie. Prysła na blat. Zawieszam się na muszę. Łazi po blacie. Wodzi ją i kusi słodka plama śliwkowa. A właź, właź i się przyklej, myślę. Nie znoszę much. W równej mierze nie znoszę much jak twórczości Henryka Sienkiewicza. Przykleiła się i próbuje bronić przed niechybną śmiercią w ulepku śliwkowym. Już po niej.
Mieszam i sobie marzę. Żeby Bryan Ferry mi tu dzisiaj śpiewał. W kąciku stał i śpiewał.
To ja może coś przekąszę, albo wypiję. Albo i nie. Bul, bul, bul. W sumie to się wykąpię. Bul, bul, bul. W wannie, w wodzie z solą z Morza Martwego. Podobno to dobre, tak piszą. Nie wierzę, że to sól stamtąd. Pewnie podróba. Pewnie chińska. Leżę w wannie bul, bul, bul. Bryan Ferry nie dojechał.
Kanapa rozkłada się przede mną i stroi w kołdry i pościele. W telewizji Asterix i Obelix. To dobrze, dzisiaj jak znalazł. I ta Monica Bellucci ze swoim pięknym ciałem. Ona pewnie ma prawdziwą sól z Morza Martwego, wnioskuję, i cieszę oko. Zaśmiewam się z żartów, dzieciaki na mnie patrzą, nie rozumieją. Zrozumieją jak dorosną.
Powidła stygną, a ja myślę sobie, że punkt widzenia zależy od miejsca leżenia. 
Bo dzień, który dla innych byłby zmarnowany, dla mnie okazał się byc maksymalnie wykorzystaną niedzielą.
Leniwą niedzielą.












Komentarze

  1. Fajnie odpoczywasz, sól z morza martwego, może lepiej, że podróbka?

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak bym chciała ... byś mieszkała tuż za mym płotem ... byśmy se razem mieszały, popijały ... sól na spółę miały ... loreale pożyczały ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj podejrzewam, że nieźle byśmy mieszały... ;-)

      Miło, ze tak piszesz.

      Usuń
  3. Reprezentujesz najbardziej tradycyjny rodzaj bloga, czyli pamiętnik z życia - podobno bez przyszłości, mówią eksperci. Ale i tak lubię Cię czytać, bo fajnie prowadzisz narrację :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło;-)
      Ale nie zawsze przecież jest to pamiętnik, często czyjeś historie opisuję jako swoje, a swoje jako czyjeś.
      Jednak mimo wszystko chciałabym, alby w niby w tej "mojej" historii niejeden odnalazł kawałek siebie i swojego życia. Pozdrawiam ;-)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Byle do deseru

Byle do piątku . Tak nazywa się audycja w komercyjnej stacji radiowej. W tej samej stacji i wielu innych pierwszego stycznia informują, że do końca roku pozostały jeszcze 364 dni. I tak dni, tygodnie, miesiące mijają. Lata znikają. Byle do wiosny. Byle do wypłaty. Do imienin wuja Henia. Do świąt, do wizyty u fryzjera. Do następnego losowania totolotka, do wieczora. Do końca dnia w pracy. Do porodu. Byle do premiery. Byle do odebrania wyników od lekarza. Byle do końca odwyku, czy chemioterapii. Byle do piątku, poniedziałku, wtorku, weekendu. Z powodów wiadomo i nie wiadomo jakich. Byle do końca. Byle do początku, aby od początku. Byle do. Jak pies ganiający w kółko za swoim ogonem. Byle do. Jakby nagle świat miałby się do góry nogami wywrócić. Byle do. Jakby nagle miały otworzyć się drzwi do raju. Byle do. Jakby zmienić się miało niezmienne. Byle do. I tak nieustannie odhaczając i czekając. Nie jak Bond. Który wszystko tak, jakby świat miał się jutro skończyć . On wszystko ...

Ktokolwiek widział

Jak przez mgłę pamiętam tę niedzielę, gdy nie było teleranka. Usłyszałam, że dlatego, bo chyba wojna. Bardziej utkwił mi t elewizorek, który był mały i czerwony. Za anteną wyciąganą i takimi śmiesznymi guzikami z boku. Którymi się kręciło w celu regulacji. Odbiornika. Pamiętam to, chocia ż dopiero za jakieś trzy tygodnie miałam skończyć cztery lata. Pamiętam mróz na policzkach, gdy Mama ciągnęła mnie na sankach. Było ciemno a Ona spieszyła się do tego sklepu na rynku, a bliżej domu jeszcze żadnego nie było. Sklepu, w którym było to coś, albo i nie. Pamiętam, jak żegnałam się z Nią, gdy jechała rodzić mojego brata. Płakała, a ja nie rozumiałam dlaczego. Nie wiedziałam przecież, jaki to strach. I pamiętam, ż e narysowałam wtedy, siedząc przy babcinym stole rysunek. Na którym było wielkie słońce na niebieskim, bezchmurnym niebie. Po nieb em morze. A z morza wystawały cz tery głowy. N asze i uśmiechnięte. Pamiętam rysunek a nie miałam jeszcze lat pięciu. Pamiętam jak ciocia...

Człowiek, który mnie nie zna

Powiedział mi, że według niego "jestem niegodna" Powiedział mi również, że według niego "się nie nadaję". Powiedział także, że coś tam o mnie "źle świadczy". Powiedział tak o mnie człowiek, który mnie nie zna. Który widział mnie na oczy pierwszy raz, tak jak ja jego. Człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazić zgodę pisemną na to, by dwie parafie dalej moje dziecko dopuszczone zostało do przyjęcia pierwszej komunii. Ten sam człowiek musiał wyrazić drugą zgodę bym mogła dostąpić zaszczytu bycia chrzestną mojego bratanka. Jeden człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazic dwie zgody pisemne, bo inny człowiek, który mnie nie zna zażyczył sobie zgód owych. Dwaj ludzie, którzy mnie nie znają, a już zupełnie nie orientują się w  skali etyki, moralności i religijności jakimi dysponuję w życiu codziennym, w niedziele i święta, ci dwaj ludzie uwięzili mnie w kleszczach biurokracji kościelnej. Gdy prosiłam człowieka, który mnie nie zna o dwie zgody pis...