Przejdź do głównej zawartości

Dzięki za luksus



Na zmęczoną wyglądasz. Daje czadu, co? To daj, daj mi go. Wezmę go na spacer. Nawet na tę dłuższą trasę. Tam, wiesz którędy, żeby na konie sobie popatrzył. Mówisz. Daj mi go na czterdzieści minut lub pięćdziesiąt w porywie, a ty sobie odpocznij. Miej chwilę. Dla siebie chwilę miej. Mówisz.

Jeszcze trzaśnięcie drzwiami, jeszcze szelest kółek wózka. Cisza. 
Dla siebie. Cisza. Czas. Luksus.

Tylko omiotę otoczenie najbliższe. Tylko wzrokiem. I tylko te zabawki i inne klamoty. W pudło wrzucę. Ale skoro zaczynam od tego kąta, to nie mogę nie pójść dalej. Bo to mój system. Zawsze zaczynam od tego kąta. I później idę dalej. Przecieram szybę upaćkaną przez małe, serdelkowe paluszki. Układam na ławie książki i gazety. Poduszki na kanapie. Zbieram porozrzucane ciuchy i buty. Szklanki i talerze. Później stół, na stole, pod stołem. Kuchnia, gary, blaty. Odkurzyć, zetrzeć.

Już w korytarzu, po drodze  pralka. Dzisiaj białe, w sześćdziesięciu stopniach. Odkurzyć, zetrzeć. Lustra wytrzeć. Pranie z suszarki ściągnąć, bo za chwile to białe. Z sześćdziesięciu stopni na suszarkę wskoczy, wolna musi być. Pokój starszej. Kreatywnej bałaganiary. Nie mam siły, nie dziś. Tylko drzwi zamykam, bo patrzeć na to nie chcę. Pościele strzepnąć. Odkurzyć, zetrzeć. Kibel. Łazienka. Odkurzyć, zetrzeć.

Zaraz. Zaraz usiądę sobie, bo przecież chwilę mam. Dla siebie chwilę. I czeka na mnie skandynawski kryminał przecież. Ta reporterka, Annika Bengtzon na mnie czeka ze swoimi problemami i kolejną zagadką. Ze świeżym trupem, parującym jeszcze na szwedzkim mrozie, na mnie czeka ta Annika.  

Prawie siadam, ale wzrok ucieka za okno. A stamtąd błagalnie patrzą na mnie pelargonie. Wzrokiem przepełnionym cierpieniem proszą o odrobinę wody. Bo o odżywkę już nie mają odwagi. Surfinia już nie błaga. Skapitulowała. Zawisła smętnie białą flagą. Ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Nic nie obiecywałam. Chwytam za konewkę. 

Wrócili. Krzyki, śmiechy. Między podeszwami ich butów a podłogą (odkurzyć, zatrzeć) chrzęści przyniesiona ze spaceru ziemia. 

I jak? Odsapnęłaś nieco? Jak spędziłaś czas? Wiesz, ten dla siebie…
Yyyyyy. Fajnie. Dzięki. 

                                                                                               rys. Georgiana Chitac

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wodzenie na pokuszenie

W garnku z grubym dnem bulgotały śliwki przeznaczone na powidła. W całym domu jedynie bulgocząca śliwkowa pulpa wykazywała jakąkolwiek aktywność.  Bulgoczącą i pachnącą.    Ze stołu nęciły i wabiły Wysokie Obcasy. Kanapa rozkładała przede mną swe wdzięki. Wodziła i kusiła. Obcasy poszły szybko, Szczepkowska zawiodła. Ostatnio mnie zawodzi. Pulpę śliwkową drewnianą kopystką dwa razy w lewo i trzy w prawo. Przemieszałam. Przeszłam, poszłam, pokręciłam się tu i ówdzie. Niezbyt energicznie. Po drodze zahaczyłam wzrokiem o lustro. Weźże się dziewczyno, niemłoda już, uczesz. Przeczesz niedbale związane włosy, co? Rzęsę przeciągnij tym swoim lorealem, żeby chociaż powłoczystość spojrzenia mieć, co? Mówiło mi odbicie dziewczyny, niemłodej już, w lustrze. Ale szczotka do włosów i tusz do rzęs nie były tak nęcące i wabiące jak książka. Jedna, a potem druga. I jak te kanapy jedna, druga z trzecią. Nigdy jeszcze tak piękne i perwersyjnie wygodne nie były one. Jak dzisiaj...

Człowiek, który mnie nie zna

Powiedział mi, że według niego "jestem niegodna" Powiedział mi również, że według niego "się nie nadaję". Powiedział także, że coś tam o mnie "źle świadczy". Powiedział tak o mnie człowiek, który mnie nie zna. Który widział mnie na oczy pierwszy raz, tak jak ja jego. Człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazić zgodę pisemną na to, by dwie parafie dalej moje dziecko dopuszczone zostało do przyjęcia pierwszej komunii. Ten sam człowiek musiał wyrazić drugą zgodę bym mogła dostąpić zaszczytu bycia chrzestną mojego bratanka. Jeden człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazic dwie zgody pisemne, bo inny człowiek, który mnie nie zna zażyczył sobie zgód owych. Dwaj ludzie, którzy mnie nie znają, a już zupełnie nie orientują się w  skali etyki, moralności i religijności jakimi dysponuję w życiu codziennym, w niedziele i święta, ci dwaj ludzie uwięzili mnie w kleszczach biurokracji kościelnej. Gdy prosiłam człowieka, który mnie nie zna o dwie zgody pis...

Obietnica ukryta w saszetce

Skoro tak tu pięknie i spokojnie. Skoro frajda i zabawa na sto dwa, że aż serce się raduje a oko cieszy. Skoro jedno z drugim tak pięknie, a nad tych dwojgiem trzeci, to ja ucieknę. Czmychnę po angielsku, chyłkiem jak złodziej o zmroku wymknę się. Nikt nie zauważy, co tu się wydarzy. Za chwilę, na chwilę. Na pół godzinki skromne. Taki mam plan, chytry plan. Wstaję wolno, bezszelestnie, nie pozostawiając po sobie nic. Choćby nikłego zapachu, czy podmuchu powietrza. Jak cień przemykam korytarzem i już zamykam się. Już jestem za zamkniętymi drzwiami, w łazience w beżach i brązach. Zaopatrzona jestem w obietnicę spokoju, luksusu i urody niezwykłej. Obietnica ukryta jest w saszetkach. Dwóch. jedna kosztowała cztery pięćdziesiąt, druga dwa siedemdziesiąt. Domowe spa w dwóch saszetkach. Imitacja spa za siedem dwadzieścia.  Leżę w wannie wypaćkana obietnicą urody. Dźwięk wentylatora imituje szum fal. Odkładający się na armaturze kamień imituje rafę koralową. Cisza i spokój, za...