Przejdź do głównej zawartości

Tęsknota za następnym



Niby jeszcze jest. Niby jeszcze tak samo gorące, ale już jakby inaczej. Inne to lato.

Słońce codziennie skraca swoją wędrówkę nad widnokręgiem. Świeci na niby bezchmurnym niebie susząc liście, które spadły na aleje parkowe. Ogrzewa ciągle spragnione go ciała już jakby przez lekką mgiełkę, zwiastującą jesień. Opalenizna już też inna, nie tak boląca. Nawet w radiu coraz częściej mimozami jesień się zaczyna, choć to wcale jeszcze nie. Żółty październik. 

Druga połowa sierpnia to czas biegających po marketach rozgorączkowanych rodziców. Za wyprawką szkolną biegają. Warto biegać, bo na komplecie książek i pięć dych można przyoszczędzić. W tych pięciu dychach kilka zeszytów jest, piórnik z wyposażeniem i przybory inne. Warto więc.

Druga połowa sierpnia to też czas, gdy klimatyzowane ciągniki zwożą z pól baloty słomy. A ze ścierniska się kurzy. Kurz osiada na podpalonej sierpniowym słońcem trawie, która już tak szybko nie rośnie. Ziewać zaczyna. Dwa metry nad trawą czerwienieje jarzębina, a jeszcze wyżej kasztany rosną jak szalone. Podobno w lasach grzybów pełno. Tak ludzie gadają.

Mimo upału, dzieciaki już tak szaleńczo nie wskakują do baseniku. Nie kwiczą, nie drą się wniebogłosy. Siedzą i patrzą na motyle, których też coraz mniej. Bo kwiaty usychają. Nawet sok z arbuza ścieka po brodzie też jakby wolniej. Jakby chciał się zatrzymać gdzieś w połowie drogi. Między brodą a pępkiem. Leniwie jest, niespiesznie. Nie ma już szaleństwa towarzyszącego pierwszym upałom. Majowym, na przykład. Teraz jest podszyta  nostalgią chęć zatrzymania chwili.

Włosy jeszcze pachną wiatrem, skóra słońcem. Na ramionach i łydkach jeszcze rozdrapane bąble po komarach. Ogniska dogasają. W szklance piwo już ciepłe. Nie dopiję do końca, bo się boję, że skończy się nie tylko ono. Osa skorzysta. Pławi się w złotej zupie. 

Czuje się to. W powietrzu i w kościach, że choć niby jeszcze w pełni, to jakby już się szykowało do wyjścia. Nikt nie mówi głośno, bo po co psuć zabawę, ale zaczyna budzić się już tęsknota. Za następnym. Tym za rok. I nadzieja, że może będzie dłuższe. Bo zawsze jest za krótkie. Dla mnie.

Bo gdyby tak można jak te ogórki, śliwki i paprykę w occie zamknąć w słoiku i wypuszczać przy potrzebie. Przy styczniowym mrozie chociażby. Lub przy świątecznym, rodzinnym obiedzie. Wstać od stołu, otworzyć szafkę i  z namaszczeniem odkręcić słoik. I wypuścić z  niego trochę ciepła. Trochę lata.





Komentarze

  1. ...i przyszedł do głowy kawałek Lao Che:''Czas''.Przyszedł i uderzył jak grom z jasnego nieba...

    OdpowiedzUsuń
  2. A mi się to od razu skojarzyło:
    http://www.youtube.com/watch?v=WXxD2M7GHb0&feature=related

    OdpowiedzUsuń
  3. Nostalżik... bym tak mogła, cały rok choćby bez zimy jedynie...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wodzenie na pokuszenie

W garnku z grubym dnem bulgotały śliwki przeznaczone na powidła. W całym domu jedynie bulgocząca śliwkowa pulpa wykazywała jakąkolwiek aktywność.  Bulgoczącą i pachnącą.    Ze stołu nęciły i wabiły Wysokie Obcasy. Kanapa rozkładała przede mną swe wdzięki. Wodziła i kusiła. Obcasy poszły szybko, Szczepkowska zawiodła. Ostatnio mnie zawodzi. Pulpę śliwkową drewnianą kopystką dwa razy w lewo i trzy w prawo. Przemieszałam. Przeszłam, poszłam, pokręciłam się tu i ówdzie. Niezbyt energicznie. Po drodze zahaczyłam wzrokiem o lustro. Weźże się dziewczyno, niemłoda już, uczesz. Przeczesz niedbale związane włosy, co? Rzęsę przeciągnij tym swoim lorealem, żeby chociaż powłoczystość spojrzenia mieć, co? Mówiło mi odbicie dziewczyny, niemłodej już, w lustrze. Ale szczotka do włosów i tusz do rzęs nie były tak nęcące i wabiące jak książka. Jedna, a potem druga. I jak te kanapy jedna, druga z trzecią. Nigdy jeszcze tak piękne i perwersyjnie wygodne nie były one. Jak dzisiaj...

Człowiek, który mnie nie zna

Powiedział mi, że według niego "jestem niegodna" Powiedział mi również, że według niego "się nie nadaję". Powiedział także, że coś tam o mnie "źle świadczy". Powiedział tak o mnie człowiek, który mnie nie zna. Który widział mnie na oczy pierwszy raz, tak jak ja jego. Człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazić zgodę pisemną na to, by dwie parafie dalej moje dziecko dopuszczone zostało do przyjęcia pierwszej komunii. Ten sam człowiek musiał wyrazić drugą zgodę bym mogła dostąpić zaszczytu bycia chrzestną mojego bratanka. Jeden człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazic dwie zgody pisemne, bo inny człowiek, który mnie nie zna zażyczył sobie zgód owych. Dwaj ludzie, którzy mnie nie znają, a już zupełnie nie orientują się w  skali etyki, moralności i religijności jakimi dysponuję w życiu codziennym, w niedziele i święta, ci dwaj ludzie uwięzili mnie w kleszczach biurokracji kościelnej. Gdy prosiłam człowieka, który mnie nie zna o dwie zgody pis...

Obietnica ukryta w saszetce

Skoro tak tu pięknie i spokojnie. Skoro frajda i zabawa na sto dwa, że aż serce się raduje a oko cieszy. Skoro jedno z drugim tak pięknie, a nad tych dwojgiem trzeci, to ja ucieknę. Czmychnę po angielsku, chyłkiem jak złodziej o zmroku wymknę się. Nikt nie zauważy, co tu się wydarzy. Za chwilę, na chwilę. Na pół godzinki skromne. Taki mam plan, chytry plan. Wstaję wolno, bezszelestnie, nie pozostawiając po sobie nic. Choćby nikłego zapachu, czy podmuchu powietrza. Jak cień przemykam korytarzem i już zamykam się. Już jestem za zamkniętymi drzwiami, w łazience w beżach i brązach. Zaopatrzona jestem w obietnicę spokoju, luksusu i urody niezwykłej. Obietnica ukryta jest w saszetkach. Dwóch. jedna kosztowała cztery pięćdziesiąt, druga dwa siedemdziesiąt. Domowe spa w dwóch saszetkach. Imitacja spa za siedem dwadzieścia.  Leżę w wannie wypaćkana obietnicą urody. Dźwięk wentylatora imituje szum fal. Odkładający się na armaturze kamień imituje rafę koralową. Cisza i spokój, za...