10 sierpnia 2012

Norweskie jajo


Znam jedną taką, która wcale nie musi. Twierdzi, że nie musi. Jeść. 

To znaczy ona lubi zjeść. Ba. Nawet gotuje całkiem nieźle, wymyślnie czasami. I piecze. I przy tym gotowaniu wymyślnym czasami, a najczęściej jednak zwykłym i przeciętnym to tu skubnie tam przekąsi. I starcza. Jej. Bo na śniadanie skórki od chleba doje, które nieletni zostawili na talerzach. Później jakaś kawka, pół drożdżówki sprzed trzech dni, które w torebce się wala, krusząc niemiłosiernie. Obiadu nie je, bo jeszcze trzyma ją ten kabanos pochłonięty przy wypakowywaniu zakupów do lodówki, a zresztą obiadem to ona karmi młode. Na kolację nie ma już czasu lub siły, zwyczajnie. 

Tak więc żyje ona powietrzem i bezmyślnie wciągniętymi półproduktami, byleby tylko zaspokoić głód, który czasami przypomni o sobie. Czasami. I tak sobie żyje i tak sobie myśli, czy te innych apetyty to nie fanaberie jakieś. To bieganie wokół stołu i talerza. I tak sobie żyje  i tak sobie myśli wiedząc, że myśli te wcale nie wyszukane jakieś, ale za to z prawdziwą mądrością życiową mówiącą o tym, że przecież nie samym chlebem człowiek żyje. I myśli tak sobie do czasu.

Aż pewnego parszywego dnia nie stanie przed lustrem i ze zgrozą stwierdzi: pora się odchudzać. Bo jeżeli nawet nie przeciąża żołądka i wątroby nadmiarem pokarmów spożywanych, to jednak tryb życia, wiek, hormony i zapewne urok rzucony przez nieżyczliwą i zawistną byłą koleżankę sprawiły, że przybyło tu i ówdzie. Szczególnie w oponie, pośladku i udzie.  Ale co tam! Ale phi! Odchudzanie – wielka mi rzecz. Przecież ja i tak prawie nie jem, stwierdza. 

Przywdziewa strój domowo–sportowy, bo choć ćwiczyć nie ma zamiaru (jako że z charakteru nieskłonna), to ma nieodparte wrażenie, że od samego noszenia dresu kalorie rezydujące w oponie lecą. Dres powoduje u niej niebywałą gibkość w kościach, więc z gracją rosyjskiej cyrkówki odpala jednym, wdzięcznym ruchem komputer, by znaleźć dla siebie dietę akuratną i adekwatną. I czyta: dieta ananasowa, dieta dla kobiet typu gruszka, dieta księżycowa, makaronowa, na chandrę, na dobry sen, norweska, na zaparcia, pomidorowa, poświąteczna, punktowa, rozdzielna, warzywna… Oponka, pośladek i udo trzęsą się ze strachu w swym cellulicie nad nieuchronną przyszłością. Niepotrzebnie, bo. 

Nie wie jak, nie wie skąd i dlaczego, ale sam fakt bycia na diecie powoduje uruchomienie ssania ze środka brzucha i lawiny wręcz apetytów zgoła niesztampowych. Kiedy siedzi przy stole po norweskim śniadaniu, składającym się z trzech jajek na twardo i gorzkiej kawy, marzy by wciągnąć sześć parówek. Z majonezem. Do tego ciepła i chrupiąca bułeczka z masełkiem. Kawa mrożona posypana pizzą i wszystko popite chipsami z colą (choć wcale nie lubi). Marzy też o lodach, sosie beszamelowym z bitą śmietaną i łososiu wędzonym skropionym frytkami i czekoladą z okienkiem. 

Obsesyjnie myśli o jedzeniu, w każdej minucie dnia. Co siedemnaście sekund spogląda na zegarek, czy to aby nie już TA pora. Pora posiłku. I tańczy i biega wokół stołu i talerza. Na dwóch liściach sałaty cztery krople soku z cytryny odmierza. Delektuje się kiełkami i niedoprawionym szpinakiem.  Przygotowuje ludzkie posiłki dla reszty domowników, a język do dupy jej ucieka. Ściekająca ślina wsiąka w dres. Po dwóch dniach jest na skraju załamania nerwowego, rodzina błaga by się opamiętała póki jeszcze czas i wróciła do swojej nieregularnej, czerstwej drożdżówki i kabanosa. Bo zwyczajnie na tej, pożal-się-boże diecie jest jędzowata i ogólnie ciężka w koegzystencji. 

Rzuca więc dietę, rzuca dres, mija stres. Dla rodziny to robi, oczywiście. Przynajmniej oficjalnie.  
Oponka, pośladek i udo mogą spać spokojnie.
Przez jakiś czas.


- - - - -
Bohaterka postu jest wytworem mojej chorej wyobraźni i doszukiwanie się jakichkolwiek podobieństw u osób żyjących jest nieuzasadnione i wręcz niewskazane. A już na pewno nie należy kojarzyć bohaterki wpisu z autorką bloga. 
Wcale.
Byłoby to niedorzeczne. 


                                                                    rys. Georgiana Chitac



1 komentarz:

  1. Oczywiście.
    Aczkolwiek bohaterka jest zdumiewajco podobna do mnie... bez doszukiwania.
    Zapewne byłabym Twoją bohaterką, gdyby lubiła - ona ta bohaterka - w noszony dres trochę potu wyciskać:)
    Nie będąc ją, potwierdzam Twą czystą fikcję literacką...
    Czymkolwiek podszytą;)

    OdpowiedzUsuń