Przejdź do głównej zawartości

Trzy sekundy

Bardzo, ale to bardzo chciało jej się siku. 
Tak bardzo, że gdyby stała przystępowałaby z nogi na nogę. Ale nie stała. Siedziała w samochodzie na fotelu pasażera. Energicznie pocierając dłońmi o ściśnięte uda, obojętnie wpatrywała się w krajobraz za oknem. A w zasadzie nie widziała nic. Było krótko przed dziewiętnastą, a poorane pola zamienione w monstrualne błoto przykrywała gęstniejąca mgła.  Przywoływała jedynie w pamięci widoki, które mijała niekiedy kilka razy dziennie. Ale jeszcze nigdy ta droga, te zakichane osiem może dziesięć kilometrów, nie wydawała jej się tak cholernie długa. I głośna.

Zjadłaś bułkę w szkole? Nie? Dlaczego? Ile razy ci mówiłam... Nie, nie dawaj mu tej bułki. A dobra, w cholerę! Widzisz? Już ma masło rozmazane na kurtce. A dopiero, co prałam! A ty? Dlaczego jesteś taka brudna? Jak to nie wiesz?  Czy ty to widzisz? Czy rękawy widzisz te?  Swe? Gonito, phi! Jasne! Gonito wszystko tłumaczy. A ty dlaczego nic nie mówisz? Ja muszę? Ja zawsze? Później słyszę, że mama tylko krzyczy. Jezuuuuu. Dlaczego on tak ryczy? Nie, nie odwrócę się, pasy mam! Zapięte! No to zdejmij mu tę czapkę! Nie! Nie smaruj czapeczką masła po szybie! Proszę cię, malutki! Tak, dobrze. Róbcie, co chcecie. Nie płacz! Tak, piękna piosenka ale nie śpiewaj mi teraz! Nie teraz!!! Proszę! Tak widzę, że wkłada sobie karton na głowę! I co z tego? Dlaczego we mnie rzucasz? Co to jest? Przecież mówię, że posłucham później! Przy kąpieli, mówię! Czy możesz ściszyć to cholerne radio? I  dlaczego się w ogóle nie odzywasz? Zaraz się tu zleję! Wiem, że karton! Że na głowie, wiem! Posłucham! Nie, nie ignoruję! Ścisz to radio!!!

Jedyne, o czym marzyła w tej chwili to być gdzie indziej. W innym miejscu, w innym czasie. I z pustym pęcherzem. Leżeć w pokoju dużym, chłodnym i cichym. Przez lekko rozchylone żaluzje wpadałyby promienie słońca. A z promieniami gorące i duszne powietrze. 

Teraz jedną dłonią pocierała o udo, a drugą poprawiała czapkę. Swędziała ją skóra na czole. Musiała dziś założyć tę głupią, wielką czapkę i udawać przed całym, że ma o dziesięć lat mniej. Musiała, bo włosów nie umyła. I wyglądała na dziesięć lat starszą. Niż jest. Myślała, miała nadzieję, że eksploduje. Bo siku, bo czoło, bo drące się dzieciaki, bo radio, bo pieprzony listopad, bo mgła. Bo on  zwolnił nagle. Choć pierwszeństwo miał, przepuścił. Bo w tej mgle wszyscy jacyś tacy. Nie do końca. Bo przepuścił i będą w domu o jakieś trzy sekundy później. A ona się zsika. I pozabija tych z tyłu. Być gdzie indziej, pomyślała.

I wtedy zobaczyli ten samochód. Typowy, biały dostawczak. Ściął z impetem zakręt lądując w polu.
Przed nimi.
Jakieś trzy sekundy przed nimi.
Przed ich przerażonymi oczami. Przed ich cichym krzykiem.

Ostatnie półtora kilometra przejechali w ciszy.
Grobowej.
Jedyne o czym teraz marzyła, to być już w ich domu.
Z nimi.









Komentarze

  1. Trzy, nawet jedna sekunda nieraz decyduje o całym czasie. Ale to zawsze docenia sie "po"...

    OdpowiedzUsuń
  2. ...i ta niewidzialna głupia mina spowodowana tym, że takie bzdety działy się "przed"...

    OdpowiedzUsuń
  3. wszystko zmienia się w mgnieniu oka...priorytety,srety,bzdety...
    czasem wystarczy sekunda,by myśli zawróciły o 180 stopni i zobaczyć w głębi swej duszy,choć na krótko,co tak naprawdę jest w życiu ważne...dzieciaki,ukochana(y),rodzina,dom...bez takiego impulsu,o którym piszesz bardzo ciężko to dostrzec,ale trzeba próbować,bo to takie piękne...

    OdpowiedzUsuń
  4. Po tych komentarzach wrodzona uczciwość wymaga ode mnie niewielkiego acz znaczącego uzupełnienia:

    Na drugi dzień już od wczesnych godzin rannych, na nowo zapragnęła leżeć w pokoju hotelowym gdzieś na Karaibach zaopatrzona w butelkę Jacka Danielsa, papierosy, ulubione płyty, ciekawe książki i netbooka z dostępem do internetu.
    Pan z dostawczaka upierdzielony błotem wydostał w końcu swój samochód z polskiego, listopadowego pola.
    Życie wróciło na stare tory.
    ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam Twoją dramaturgię:-)
    I ten zdrowy rozsądek z komentarza...:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wodzenie na pokuszenie

W garnku z grubym dnem bulgotały śliwki przeznaczone na powidła. W całym domu jedynie bulgocząca śliwkowa pulpa wykazywała jakąkolwiek aktywność.  Bulgoczącą i pachnącą.    Ze stołu nęciły i wabiły Wysokie Obcasy. Kanapa rozkładała przede mną swe wdzięki. Wodziła i kusiła. Obcasy poszły szybko, Szczepkowska zawiodła. Ostatnio mnie zawodzi. Pulpę śliwkową drewnianą kopystką dwa razy w lewo i trzy w prawo. Przemieszałam. Przeszłam, poszłam, pokręciłam się tu i ówdzie. Niezbyt energicznie. Po drodze zahaczyłam wzrokiem o lustro. Weźże się dziewczyno, niemłoda już, uczesz. Przeczesz niedbale związane włosy, co? Rzęsę przeciągnij tym swoim lorealem, żeby chociaż powłoczystość spojrzenia mieć, co? Mówiło mi odbicie dziewczyny, niemłodej już, w lustrze. Ale szczotka do włosów i tusz do rzęs nie były tak nęcące i wabiące jak książka. Jedna, a potem druga. I jak te kanapy jedna, druga z trzecią. Nigdy jeszcze tak piękne i perwersyjnie wygodne nie były one. Jak dzisiaj...

Człowiek, który mnie nie zna

Powiedział mi, że według niego "jestem niegodna" Powiedział mi również, że według niego "się nie nadaję". Powiedział także, że coś tam o mnie "źle świadczy". Powiedział tak o mnie człowiek, który mnie nie zna. Który widział mnie na oczy pierwszy raz, tak jak ja jego. Człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazić zgodę pisemną na to, by dwie parafie dalej moje dziecko dopuszczone zostało do przyjęcia pierwszej komunii. Ten sam człowiek musiał wyrazić drugą zgodę bym mogła dostąpić zaszczytu bycia chrzestną mojego bratanka. Jeden człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazic dwie zgody pisemne, bo inny człowiek, który mnie nie zna zażyczył sobie zgód owych. Dwaj ludzie, którzy mnie nie znają, a już zupełnie nie orientują się w  skali etyki, moralności i religijności jakimi dysponuję w życiu codziennym, w niedziele i święta, ci dwaj ludzie uwięzili mnie w kleszczach biurokracji kościelnej. Gdy prosiłam człowieka, który mnie nie zna o dwie zgody pis...

TAKA kobieta

Że to zmora życiowa, takie imię, mówiła. Oj nie lubiła go. Bardzo. Ale się śmiała. Przyzwyczaiła się, mówiła. Bo cóż miała zrobić. Taki los.  Lubiłam tę historię, choć nie wiem ile w tym prawdy. O  tym jak to się stało. Że podobno miała mieć na imię inaczej, ale ojciec po jej narodzinach przez dwa dni pił ze swoim przyjacielem - kompanem od życia i szklanki. I po tym jak pił, czy nawet w trakcie, do urzędu poszedł i kazał wpisać w akta imię swej niedawno narodzonej córki. Mieczysława. Na cześć swojego przyjaciela - kompana od życia i szklanki.  Śmiała się zawsze, gdy to opowiadała. A opowiadając sączyła martini z lodem w oparach dymu mentolowego. Śmiała się bardzo choć imienia nie lubiła. Że to zmora życiowa i tylko problemy z nim są. Że ludzie nie wierzą, że mylą, że w urzędach problemy. Bo to imię nie dla TAKIEJ kobiety. Pięknej, eleganckiej, wyjątkowej. Z tych co robią wrażenie. Wymyśliła więc sobie młoda, piękna i soczysta Mieczysława, że wszyst...