20 listopada 2012

Te, które ja zawsze

Są takie, do których w ogóle nie podchodziłam. Bo nie, i już.
Są takie, które wyłączyłam po kilku minutach.
Są takie, które obejrzane spłynęły po mnie jak woda po kaczce.
Są takie, które zostały w pamięci, ukształtowały, dały do myślenia, zmieniły postrzeganie osób lub sytuacji.
Są takie, które wywołały silne, czasami skrajne emocje.
Są takie, które mną wstrząsnęły i są dla mnie bardzo ważne, ale nie zamierzam do nich wracać.  Bo obejrzenie ich zbyt wiele mnie kosztowało.

I są też te, które ja zawsze.
Które ja zawsze obejrzę. Po raz piąty, dziesiąty, piętnasty i setny. 
Bez względu na wszystko, ja zawsze.
Ja zawsze te (w kolejności przypadkowej):

"25. godzina", reż. Spike Lee.
Zawsze.
Za scenariusz, za reżyserię, za obsadę, za Nortona.
Za monolog Monty'ego przed lustrem.
 "Casino", reż. Martin Scorsese.
Zawsze.
Bo to film - ideał.
Bo Sharon urodziła się po to, by w nim zagrać.
Bo tak.

 "Bliżej", reż.Mike Nichols.
Zawsze.
Za absurd, za dialogi, za grę.
Za piosenkę (posłuchaj, Damien Rice, The Blower's Daughter).
 "Drive", reż. Nicolas Winding Refn
Zawsze.
Za historię. 
Za muzykę.
Za TO spojrzenie.
Za doskonale zagraną opowieść o mężczyźnie, który mało mówi a dużo robi.
"Podziemny krąg", reż. David Fincher.
Zawsze.
No cóż...
...ktoś w ogóle potrzebuje uzasadnienia?
 "Co wydarzyło się w Madison County", reż. Clint Eastwood
Zawsze.
Za Marylę i Clinta.
Za scenę w deszczu.
Za jej dłoń na klamce drzwi od samochodu.
 "Monachium", reż. Steven Spielberg
Zawsze.
Bo mnie wciska w fotel.



"Ojciec Chrzestny".
Zawsze.
Bez komentarza.

"To właśnie miłość", reż. Richard Curtis.
Zawsze.
Za to, że oglądając go, od  pierwszej do ostatniej minuty mam uśmiech na twarzy.
"Ukryte pragnienia", reż. Bernardo Bertolucci.
Zawsze.
Za klimat.
"Niebezpieczne związki", reż. Stephen Frears.
Zawsze.
Bo Glenn i John.
Bo są nieprzeciętni.



 "Spaleni słońcem", reż. Nikita Michałkow
Zawsze.
Za scenę, w której Mitia tańczy kankana w masce przeciwgazowej.
Za to, że ten film to arcydzieło.
"Pulp Fiction", reż. Quentin Tarantino
Zawsze.
Za zegarek w dupie.
I za wszystko poza zegarkiem w dupie ;-)



I pewnie znalazłoby się jeszcze kilka innych.
Tych, które ja zawsze.
I, bez których nie byłoby mnie.
Bo te filmy to ja.

A może podchwycisz zabawę i wymienisz trzy filmy, które Ty zawsze?





5 komentarzy:

  1. To właśnie miłość, To właśnie miłość i To właśnie miłość....
    Tylko ten film mogę zawsze. I ciągle mi mało.
    Ale ewentualnie czasem mogę (mogłam...) Forresta i Amelię. Ukryte pragnienia widziałam raz i chętnie bym obejrzała znów, 15? Lat później.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako baba mogę zawsze i wszędzie - Rozważną i romantyczną i wspomniane Love Actually.
    Z seriali - ile by razy nie szło "Daleko od szosy":)

    Ostatnie odkrycie to natomiast Mike Leigh: Another Year, Sekrety i kłamstwa czy Wszystko albo nic. Na długo mi zostały w głowie...

    OdpowiedzUsuń
  3. K-Pax - za Kevina Spacey'a w okularach Bono.
    :))))

    OdpowiedzUsuń
  4. "25. godzina"
    "Spaleni słońcem" - z zapodanego.

    Dodam "Tańcząc w ciemnościach" Larsa von Triera, jako film dla mnie absolutnie doskonały. Nie mogę tu pominąć mej miłości do Bjork ...

    OdpowiedzUsuń
  5. Stalowe magnolie.
    Amelia.
    9 1/2 tygodnia.
    Love actually.
    My life without me.
    Y tu mama tambien.

    OdpowiedzUsuń