Przejdź do głównej zawartości

Ktokolwiek widział

Jak przez mgłę pamiętam tę niedzielę, gdy nie było teleranka. Usłyszałam, że dlatego, bo chyba wojna.
Bardziej utkwił mi telewizorek, który był mały i czerwony. Za anteną wyciąganą i takimi śmiesznymi guzikami z boku. Którymi się kręciło w celu regulacji. Odbiornika. Pamiętam to, chociaż dopiero za jakieś trzy tygodnie miałam skończyć cztery lata.

Pamiętam mróz na policzkach, gdy Mama ciągnęła mnie na sankach. Było ciemno a Ona spieszyła się do tego sklepu na rynku, a bliżej domu jeszcze żadnego nie było. Sklepu, w którym było to coś, albo i nie.

Pamiętam, jak żegnałam się z Nią, gdy jechała rodzić mojego brata. Płakała, a ja nie rozumiałam dlaczego. Nie wiedziałam przecież, jaki to strach. I pamiętam, że narysowałam wtedy, siedząc przy babcinym stole rysunek. Na którym było wielkie słońce na niebieskim, bezchmurnym niebie. Po niebem morze. A z morza wystawały cztery głowy. Nasze i uśmiechnięte. Pamiętam rysunek a nie miałam jeszcze lat pięciu.

Pamiętam jak ciocia miała wycofać samochodem. Białym z nowości Polonezem. Zamiast w tył, ruszyła do przodu uderzając w bramę garażu. I pamiętam jak kierunkowskaz dyndał na kabelku wtedy. Lewy.

Pamiętam zapach wakacji u kuzynki i ośrupania  tamtejszych huśtawek. Pamiętam dokładnie kształty tych ośrup. Pamiętam zapach szklarń u babci i smak pierwszych truskawek zjedzonych w dzień dziecka.  A tej drugiej, to perfumy pamiętam i korale. 

Pamiętam, jak kazali mi iść do piwnicy. Po galaretki z owocami w kompotierkach pięknych. I jak szłam po schodach betonowych z tacą ich pełną, pamiętam. I jak je zbiłam te kompotierki, potykając się na stopniu przedostatnim. Zbiłam je wszystkie. 

I, że jak jechaliśmy na zakupy do Poznania, to na Półwiejskiej bułki z pieczarkami jedliśmy. Ale najbardziej, to te pieczarki  na moich butach pamiętam. 

Pamiętam jaka była pogoda, gdy szłam do pierwszej spowiedzi. I, że sznurowadeł w kolorach odblaskowych koleżance zazdrościłam wtedy. Pamiętam jak byłam ubrana na wszystkich ślubach i weselach. Pierwszy odcinek serialu "W Labiryncie" pamiętam. Dyktando pisane w klasie pierwszej też pamiętam. Serio.

A teraz stoję przed szafą i wgapiam się jak sroka w gnat. Wgapiam się  i głowę zachodzę.
Zachodzę daleko, że aż aż. Bo za nic, ale to za nic.
Nie mogę przypomnieć sobie.
Gdzie schowałam swoje spodnie dresowe. 

                                                                                       rys. Georgiana Chitac

 


Komentarze

  1. Może masz na sobie, te spodnie ? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze niby taki Hilary...?No nie...
      Przepadły.
      A mimo, że ja "nie dresowa", to czasami odstrzeliłabym się, chętnie ;-)

      Usuń
  2. może w BeeMie zostały...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe. Bo ja często Beemą...
      A to są moje koleżanki http://www.youtube.com/watch?v=85TqPwgFn2I

      ;-)))

      Usuń
  3. Udało Ci się to zestawienie pamięci o czasach odległych, a niemożliwością odnalezienia się w jak najbardziej współczesnej szafie, uśmiechnąłem się, gratuluję! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyszło niechcący, dziękuję ;-)

      Ostatnio zaczytałam się u Ciebie.

      Usuń
  4. Mistrzyni suspensu)
    I co???? Nie będzie biegania od poniedzialku?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak zawsze samo z siebie, ten suspens...tak lubię też opowiadać.
      Dlatego wyobraź sobie moje cierpienie, gdy mój Mąż opowiadanie każdej historii, anegdoty itp. zaczyna od...puenty ;-)))

      Usuń
    2. A z biegania nici...ale oczywiście wcale nie z powodu mojego lenistwa ;-)))

      Usuń
    3. Fajny styl i czuć, że samo z siebie ... się puentuje:)
      Rozumiem, bez dresów się nie da biegać;)

      Usuń
  5. Hitchcock z Ciebie wychodzi :)))

    /archiwizuj, archiwizuj... naprawę warto!/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wodzenie na pokuszenie

W garnku z grubym dnem bulgotały śliwki przeznaczone na powidła. W całym domu jedynie bulgocząca śliwkowa pulpa wykazywała jakąkolwiek aktywność.  Bulgoczącą i pachnącą.    Ze stołu nęciły i wabiły Wysokie Obcasy. Kanapa rozkładała przede mną swe wdzięki. Wodziła i kusiła. Obcasy poszły szybko, Szczepkowska zawiodła. Ostatnio mnie zawodzi. Pulpę śliwkową drewnianą kopystką dwa razy w lewo i trzy w prawo. Przemieszałam. Przeszłam, poszłam, pokręciłam się tu i ówdzie. Niezbyt energicznie. Po drodze zahaczyłam wzrokiem o lustro. Weźże się dziewczyno, niemłoda już, uczesz. Przeczesz niedbale związane włosy, co? Rzęsę przeciągnij tym swoim lorealem, żeby chociaż powłoczystość spojrzenia mieć, co? Mówiło mi odbicie dziewczyny, niemłodej już, w lustrze. Ale szczotka do włosów i tusz do rzęs nie były tak nęcące i wabiące jak książka. Jedna, a potem druga. I jak te kanapy jedna, druga z trzecią. Nigdy jeszcze tak piękne i perwersyjnie wygodne nie były one. Jak dzisiaj...

Człowiek, który mnie nie zna

Powiedział mi, że według niego "jestem niegodna" Powiedział mi również, że według niego "się nie nadaję". Powiedział także, że coś tam o mnie "źle świadczy". Powiedział tak o mnie człowiek, który mnie nie zna. Który widział mnie na oczy pierwszy raz, tak jak ja jego. Człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazić zgodę pisemną na to, by dwie parafie dalej moje dziecko dopuszczone zostało do przyjęcia pierwszej komunii. Ten sam człowiek musiał wyrazić drugą zgodę bym mogła dostąpić zaszczytu bycia chrzestną mojego bratanka. Jeden człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazic dwie zgody pisemne, bo inny człowiek, który mnie nie zna zażyczył sobie zgód owych. Dwaj ludzie, którzy mnie nie znają, a już zupełnie nie orientują się w  skali etyki, moralności i religijności jakimi dysponuję w życiu codziennym, w niedziele i święta, ci dwaj ludzie uwięzili mnie w kleszczach biurokracji kościelnej. Gdy prosiłam człowieka, który mnie nie zna o dwie zgody pis...

Obietnica ukryta w saszetce

Skoro tak tu pięknie i spokojnie. Skoro frajda i zabawa na sto dwa, że aż serce się raduje a oko cieszy. Skoro jedno z drugim tak pięknie, a nad tych dwojgiem trzeci, to ja ucieknę. Czmychnę po angielsku, chyłkiem jak złodziej o zmroku wymknę się. Nikt nie zauważy, co tu się wydarzy. Za chwilę, na chwilę. Na pół godzinki skromne. Taki mam plan, chytry plan. Wstaję wolno, bezszelestnie, nie pozostawiając po sobie nic. Choćby nikłego zapachu, czy podmuchu powietrza. Jak cień przemykam korytarzem i już zamykam się. Już jestem za zamkniętymi drzwiami, w łazience w beżach i brązach. Zaopatrzona jestem w obietnicę spokoju, luksusu i urody niezwykłej. Obietnica ukryta jest w saszetkach. Dwóch. jedna kosztowała cztery pięćdziesiąt, druga dwa siedemdziesiąt. Domowe spa w dwóch saszetkach. Imitacja spa za siedem dwadzieścia.  Leżę w wannie wypaćkana obietnicą urody. Dźwięk wentylatora imituje szum fal. Odkładający się na armaturze kamień imituje rafę koralową. Cisza i spokój, za...