Przejdź do głównej zawartości

Sytuacja-mistyfikacja i demaskacja

Aby sytuacja-mistyfikacja odniosła skutek zamierzony, potrzebne są niniejsze rekwizyty:
- dziecko w wieku odpowiednim (wiek dziecka zależy od tego, jakie potrzeby chcemy zaspokoić za pomocą sytuacji-mistyfikacji; jeżeli nie posiadasz dziecka-proponuję pożyczyć)
- telewizor plus to wszystko inne potrzebne do odtwarzania
- kanapa (najlepiej wygodna i zaopatrzona w koc lub dwa)
- ewentualne przekąski

Rozkładając dziecko w miejscu strategicznym można spokojnie, z uczuciem spełnienia i pełnego usprawiedliwienia oddać się czynności iście plebejskiej. Zaznaczam. Obecność dziecka jest obowiązkowa! W sytuacji, gdy na przykład do mieszkania wtargnie gość niezapowiedziany. Wtedy to, wywracając gałki oczne i oddając pełen zestaw echów, ochów, westchnięć i parsknięć okraszonych wcześniej wyćwiczoną gestykulacją, damy gościowi wiadomość: wiesz, widzisz ja tu muszę. Siedzieć z dzieciakiem muszę i oglądać to. Ten badziew muszę. Kontrolę rodzicielską sprawuję, choć nie chcę. Wiesz, tam TVP Kultura i Foucault na półce. A ja tu muszę... Gość wychodzi, nie chcąc zakłócać kontroli rodzicielskiej a my spokojnie możemy oddać się kontemplacji Pingwinów z Madagaskaru. Oczywiście w niezbędnym towarzystwie dziecka, przywiązanego kocem do kanapy.

Tym sposobem oto. Władcę Pierścieni obejrzałam i przeanalizowałam wzdłuż, wszerz i na okrętkę, choć Starsza żadnej części nie strawiła do końca. Zasypiała. Lara Croft obcykana w całości. Batman przerobiony od A do Zet. Nawet pytanie Starszej zadane pod koniec trzeciej części, czy Batmanem był ten starszy siwy pan z tacą, pominęłam milczeniem. Wszystkie spajdermeny, ajronmeny i helboje mam w małym palcu. A to wszystko w ramach kontroli rodzicielskiej (tu wyobraźcie sobie moje mrugnięcie okiem).
Rozszalała w swym bezkarnym zaspokajaniu głodu na popkulturową sieczkę straciłam instynkt samozachowawczy.  

O bożesztymój jakie to denne w głupocie swej bezdennej. O matkozcórką jakie to infantylne  w swej pretensjonalności. Bujda dla nastolatek. Syf i malaria ogólna, doprawiona czerwienią krwi i bladością lica głównych bohaterów. Stwierdziłam, rzucając okiem na pierwszą część sagi Zmierzch, którą to Starsza oglądała z własnej, nieprzymuszonej woli. Po dwóch tygodniach, przy drugiej części, moje oko coraz częściej uciekało znad książki na ekran telewizora. Po godzinie oko pociągnęło za sobą resztę ciała. Po kolejnych piętnastu minutach siedziałam półdupkiem na kanapie, by po chwili wgramolić się pod koc, pod którym Starsza.

Przygnieciona żenadą kiepskiej historii, fatalnie zagranej i jeszcze gorzej wyreżyserowanej nie zauważyłam kiedy te wampiry, wilkołaki wraz z  rozdziawioną Bellą wespół-zespół wciągnęły mnie w Zmierzch.  Nie mogąc doczekać się kolejnych emisji, przez nastepne trzy wieczory raczyłam Starszą krwistymi, pozostałymi częściami sagi.  Ale bystre dziecko szybko wyczuło kant w nadgorliwości swojej matki:
- Wiesz mamo, ja spokojnie mogę poczekać na kolejne części, jak będą w telewizji
- No co ty, jak już zaczęłaś serię, to dokończ. Nie wiadomo co nam  kiedyśtam wypadnie przecież...
- Yhy- popatrzyła przenikliwie -  podoba ci się, co?
- Daj spokój, przecież to głupie - wykwiczałam nienaturalnym głosem
- Edward. Edward ci się podoba...- pokiwała z zadowoleniem.
A ja już wiedziałam, że była to ostatnia sytuacja-mistyfikacja.
Ale może ktoś wie, czy będzie szósta część sagi?
Bo wiecie...ja dla córki...













Komentarze

  1. Da się. Akademię Pana Kleksa, Starwarsy wszystkie, Piratów wszystkich, samolocik na gumkę, samochodzik na baterię, deskorolkę, huśtawkę i wiele innych ciekawych historii zaliczyć... Wystarczy mieć dzieci i już nie jest to "podejrzane"... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam za zimną krew! Bo mnie to hamulce puściły ...i niech mi kto tylko pingwiny spróbuje przełączyć! Julian mną zawładnął całkowicie, jak to król ;). Z tych Twoich Władcę Pierścieni na Włatcę Móch zamieniłam /pierwszy mi nie podszedł jakoś/, poza tym wszystko na bieżąco :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. No ja nie łykam żadnego fantasy, wampirów, troli, gnomów, hobbitów ... chyba uodpornił mnie w dzieciństwie ukradkiem oglądany Freddy Krueger ;-))
    Ale pingwiny ... pingwiny to zupełnie inna bajka!
    W mojej okolicy mieszka gość podkładający głos Kowalskiemu. Twierdzi, że to najlepsza rola w jego życiu ;-))

    OdpowiedzUsuń
  4. Co do pingwinów...(bo po komentarzach widzę, ze chłopaki mają branie), ja zamawiam Skippera. Jara mnie gościu. Jest taki...władczy ;-)))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wodzenie na pokuszenie

W garnku z grubym dnem bulgotały śliwki przeznaczone na powidła. W całym domu jedynie bulgocząca śliwkowa pulpa wykazywała jakąkolwiek aktywność.  Bulgoczącą i pachnącą.    Ze stołu nęciły i wabiły Wysokie Obcasy. Kanapa rozkładała przede mną swe wdzięki. Wodziła i kusiła. Obcasy poszły szybko, Szczepkowska zawiodła. Ostatnio mnie zawodzi. Pulpę śliwkową drewnianą kopystką dwa razy w lewo i trzy w prawo. Przemieszałam. Przeszłam, poszłam, pokręciłam się tu i ówdzie. Niezbyt energicznie. Po drodze zahaczyłam wzrokiem o lustro. Weźże się dziewczyno, niemłoda już, uczesz. Przeczesz niedbale związane włosy, co? Rzęsę przeciągnij tym swoim lorealem, żeby chociaż powłoczystość spojrzenia mieć, co? Mówiło mi odbicie dziewczyny, niemłodej już, w lustrze. Ale szczotka do włosów i tusz do rzęs nie były tak nęcące i wabiące jak książka. Jedna, a potem druga. I jak te kanapy jedna, druga z trzecią. Nigdy jeszcze tak piękne i perwersyjnie wygodne nie były one. Jak dzisiaj...

Człowiek, który mnie nie zna

Powiedział mi, że według niego "jestem niegodna" Powiedział mi również, że według niego "się nie nadaję". Powiedział także, że coś tam o mnie "źle świadczy". Powiedział tak o mnie człowiek, który mnie nie zna. Który widział mnie na oczy pierwszy raz, tak jak ja jego. Człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazić zgodę pisemną na to, by dwie parafie dalej moje dziecko dopuszczone zostało do przyjęcia pierwszej komunii. Ten sam człowiek musiał wyrazić drugą zgodę bym mogła dostąpić zaszczytu bycia chrzestną mojego bratanka. Jeden człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazic dwie zgody pisemne, bo inny człowiek, który mnie nie zna zażyczył sobie zgód owych. Dwaj ludzie, którzy mnie nie znają, a już zupełnie nie orientują się w  skali etyki, moralności i religijności jakimi dysponuję w życiu codziennym, w niedziele i święta, ci dwaj ludzie uwięzili mnie w kleszczach biurokracji kościelnej. Gdy prosiłam człowieka, który mnie nie zna o dwie zgody pis...

TAKA kobieta

Że to zmora życiowa, takie imię, mówiła. Oj nie lubiła go. Bardzo. Ale się śmiała. Przyzwyczaiła się, mówiła. Bo cóż miała zrobić. Taki los.  Lubiłam tę historię, choć nie wiem ile w tym prawdy. O  tym jak to się stało. Że podobno miała mieć na imię inaczej, ale ojciec po jej narodzinach przez dwa dni pił ze swoim przyjacielem - kompanem od życia i szklanki. I po tym jak pił, czy nawet w trakcie, do urzędu poszedł i kazał wpisać w akta imię swej niedawno narodzonej córki. Mieczysława. Na cześć swojego przyjaciela - kompana od życia i szklanki.  Śmiała się zawsze, gdy to opowiadała. A opowiadając sączyła martini z lodem w oparach dymu mentolowego. Śmiała się bardzo choć imienia nie lubiła. Że to zmora życiowa i tylko problemy z nim są. Że ludzie nie wierzą, że mylą, że w urzędach problemy. Bo to imię nie dla TAKIEJ kobiety. Pięknej, eleganckiej, wyjątkowej. Z tych co robią wrażenie. Wymyśliła więc sobie młoda, piękna i soczysta Mieczysława, że wszyst...