Przejdź do głównej zawartości

Oprę się o płot

To tak jakby wycięli mnie z jakiejś fotografii i wkleili w inną. 
Tak się czuję. Zauważam to coraz częściej. Czuję coraz mocniej, dogłębniej.
Tak się czuję gdy tam jestem, gdy ich widzę.
Parzą chodniki w stopy udekorowane fikuśnymi sandałkami. Mury rozgrzane krzyczą i wskazują na mnie palcem. Choćbym nie wiem co z sobą zrobiła, bo przecież starałam się wyglądać jak ta z okładki w Twoim Stylu. Mam to wypisane na czole. Że nie jestem stąd. Mam to wypisane na czole, bo pod czołem to aż dudni. Że nie jestem stąd.

Wpadłam niby na chwilę, a zatrzymuję się zawieszam. Nadziwić się nie mogę, bo ja już tak nie umiem.
Nie potrafię biegać po sklepach trzymając kubek kawy. Nawet ten kubek z tego Starbucksa. Nie potrafię.
A kanapki modne i piękne jak z reklamy lądują mi zazwyczaj na butach. Fikuśnych sandałkach.
Schody ruchome tylko mnie wiodą nie wiadomo dokąd . Zazwyczaj prowadzą donikąd.
Zawieszam się przy promocjach i przecenach, a lustra w kabinach pokazują inną mnie. Niepasującą.
Zdezorientowana, trącana. Duszę się w klimatyzowanych molochach. Przestaję orientować się w firmach i trendach. Zresztą ciuchy z sieciówek na nich leżą inaczej. Jakoś ładniej.  Choć wiem i potrafię jestem z innej bajki. Nie umiem tak ładnie odgarniać włosów i machać nóżką z francuskim pedikirem. Nie mam ładnych nóżek, ani frencza, to pewnie dlatego. Palemki z drinków stają mi w gardle a didżeje atakują jakąś rijaną. Patrzę zazdrośnie na te bluzeczki topiki skonstruowane z kilku tasiemek. Patrzę zazdrośnie, bo ja tak nigdy, a teraz już za późno. Patrzę na chłopców, co jak ułani malowani. Patrzę zazdrośnie, bo kiedyś to takich nie było, a teraz już za późno. Patrzę zazdrośnie, bo oni wszyscy jak ryby w swojej wodzie, w świecie tym. W świecie tym, w którym mnie już nie ma. A byłam i lubiłam.

Raptem piętnaście kilometrów. Gdy się oddalam robi się coraz chłodniej. Czuć wilgoć i skoszone zboże. Zamiast drinka z palemką, zimne piwo z butelki. Zamiast perfum z daglasa, spray na komary. Zamiast knajpy, w której TRZEBA BYĆ płot, o który się oprę rozmawiając z sąsiadami.
Ściągam ciuchy prosto z Twojego Stylu.
Jestem u siebie.
Bo po tych pięciu latach, to ja już jestem.
Po prostu jestem ze wsi.










Komentarze

  1. O tak! zgadzam się i podpisuję pod Twoimi słowami!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja to tak jeszcze wszędzie jedną nogą ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem, o czym mowa... Wychowałam się na wsi a od 15 lat mieszkam w /powiedzmy/ mieście, w bloku i czuję, że to tylko tymczasowo, że to nie moje miejsce stałego pobytu.Wieś to jest TO! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. co się martwisz, co się smucisz... ze wsi jesteś, na wies wrócisz...... pozdrawiam pozytywnie

      Usuń
  4. Mimo silnego podkreślenia swojej tożsamości w końcówce, jakaś taka melancholia wyziera z tego wpisu, gorycz przemijania, upływu czasu, rozdarcie. Po pięciu latach ze wsi, ale może jednak wciąż zagubiona? Nie wiem, ale niepokojące Twoje słowa.

    OdpowiedzUsuń
  5. Też tak mam. Nieraz. Bo w końcu to wszyscy są ze wsi, nie wszyscy zaś to w sobie akceptują.
    Ja też czuję się jak wycięty z fotografii. Tu i tu się tak czuję...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tez coraz bardziej jestem ze wsi, chociaz nigdy na wsi nie mieszkalam. Jestem coraz bardziej z irlandzkiego miasteczka, w ktorym wszystko dzieje sie powoli.

    OdpowiedzUsuń
  7. kocham wieś! gdyby nie wieś to miasto by zdechlo! jestem Wieśniarą przez duze W

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wodzenie na pokuszenie

W garnku z grubym dnem bulgotały śliwki przeznaczone na powidła. W całym domu jedynie bulgocząca śliwkowa pulpa wykazywała jakąkolwiek aktywność.  Bulgoczącą i pachnącą.    Ze stołu nęciły i wabiły Wysokie Obcasy. Kanapa rozkładała przede mną swe wdzięki. Wodziła i kusiła. Obcasy poszły szybko, Szczepkowska zawiodła. Ostatnio mnie zawodzi. Pulpę śliwkową drewnianą kopystką dwa razy w lewo i trzy w prawo. Przemieszałam. Przeszłam, poszłam, pokręciłam się tu i ówdzie. Niezbyt energicznie. Po drodze zahaczyłam wzrokiem o lustro. Weźże się dziewczyno, niemłoda już, uczesz. Przeczesz niedbale związane włosy, co? Rzęsę przeciągnij tym swoim lorealem, żeby chociaż powłoczystość spojrzenia mieć, co? Mówiło mi odbicie dziewczyny, niemłodej już, w lustrze. Ale szczotka do włosów i tusz do rzęs nie były tak nęcące i wabiące jak książka. Jedna, a potem druga. I jak te kanapy jedna, druga z trzecią. Nigdy jeszcze tak piękne i perwersyjnie wygodne nie były one. Jak dzisiaj...

Człowiek, który mnie nie zna

Powiedział mi, że według niego "jestem niegodna" Powiedział mi również, że według niego "się nie nadaję". Powiedział także, że coś tam o mnie "źle świadczy". Powiedział tak o mnie człowiek, który mnie nie zna. Który widział mnie na oczy pierwszy raz, tak jak ja jego. Człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazić zgodę pisemną na to, by dwie parafie dalej moje dziecko dopuszczone zostało do przyjęcia pierwszej komunii. Ten sam człowiek musiał wyrazić drugą zgodę bym mogła dostąpić zaszczytu bycia chrzestną mojego bratanka. Jeden człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazic dwie zgody pisemne, bo inny człowiek, który mnie nie zna zażyczył sobie zgód owych. Dwaj ludzie, którzy mnie nie znają, a już zupełnie nie orientują się w  skali etyki, moralności i religijności jakimi dysponuję w życiu codziennym, w niedziele i święta, ci dwaj ludzie uwięzili mnie w kleszczach biurokracji kościelnej. Gdy prosiłam człowieka, który mnie nie zna o dwie zgody pis...

TAKA kobieta

Że to zmora życiowa, takie imię, mówiła. Oj nie lubiła go. Bardzo. Ale się śmiała. Przyzwyczaiła się, mówiła. Bo cóż miała zrobić. Taki los.  Lubiłam tę historię, choć nie wiem ile w tym prawdy. O  tym jak to się stało. Że podobno miała mieć na imię inaczej, ale ojciec po jej narodzinach przez dwa dni pił ze swoim przyjacielem - kompanem od życia i szklanki. I po tym jak pił, czy nawet w trakcie, do urzędu poszedł i kazał wpisać w akta imię swej niedawno narodzonej córki. Mieczysława. Na cześć swojego przyjaciela - kompana od życia i szklanki.  Śmiała się zawsze, gdy to opowiadała. A opowiadając sączyła martini z lodem w oparach dymu mentolowego. Śmiała się bardzo choć imienia nie lubiła. Że to zmora życiowa i tylko problemy z nim są. Że ludzie nie wierzą, że mylą, że w urzędach problemy. Bo to imię nie dla TAKIEJ kobiety. Pięknej, eleganckiej, wyjątkowej. Z tych co robią wrażenie. Wymyśliła więc sobie młoda, piękna i soczysta Mieczysława, że wszyst...