Przejdź do głównej zawartości

Podobno

Podobno płakać, moja droga, to najlepiej w kuchni albo w łazience.
Bo zawsze możesz powiedzieć, że to przez cebulę, albo nowy krem pod oczy.
Podobno, moja droga, jednak lepiej w łazience. W kuchni jednak to jakieś takie ostentacyjne. Przedstawienie robisz i zaczynają gadać, że hormony tobą trzepią. A w łazience, moja droga, to się zamkniesz, znikniesz im z oczu na chwilę. Zgiąć się możesz w szlochu swoim dławiącym i płakać możesz do woli. W płaczu i szlochu dławiącym wykrzyczeć możesz bezdźwięcznie: odpierdolcie się wszyscy ode mnie.

Tylko zimne kafelki przyjmą twój komunikat, ale szybko odbiją go  równie bezdźwięcznym echem, a ty to wchłoniesz  jak ta gąbka co leży na wannie. I podobno, moja droga, nikt nic nie będzie słyszał.
Tak, tak, moja droga. Łazienkowe kafelki dużo widzą i słyszą, ale nie opowiedzą nikomu jak zginasz się wpół. Jak patrzysz na siebie w lustrze i widzisz jak staro teraz wyglądasz, bo ten bolesny grymas dodaje ci lat. One nie zdradzą nikomu twoich myśli. Tych myśli, w których teraz jesteś nikim, a może i nawet - niczym. Nie wyjawią nikomu, że leżysz rozsypana jak puzzle i marzysz jedynie o tym, by ktoś litościwy zmiótł cię na szufelkę i posklejał do kupy.

Podobno, moja droga, nie ma się czego wstydzić. One też płaczą. Te wszystkie księżne i celebrytki i kobiety biznesu prosto z okładek pism profesjonalnych. One też zamykają się w łazience i zginają wpół. Wierz mi, moja droga. 
Bo podobno, moja droga, to nikt nie ma wszystkiego, wiesz? Nawet te wszystkie piękne, mądre i harde, typu "urabura szefowa podwóra".  Nawet jakby się z boku wydawało inaczej. 
I zamykają się one, zginają wpół i łzy leją na posadzkę za czymś co było, lub być mogło. Wylewają swoje żale, tęsknoty, życiowe miernoty. 
I one też, moja droga, starają się wtedy przypomnieć kim były i czego chciały, zanim gdzieś tam się zapodziały. Czy uwikłały.
Bo podobno zginały się nasze babki, matki i zginać będą nasze córki. W szlochu dławiącym i bezdźwięcznym. W zamknięciu, w ciszy, w samotności. W samotności. W samotności.
Podobno. 
Podobno, moja droga, bo ja w sumie nic o tym nie wiem.
I nie patrz na mnie tak podejrzliwie.
To...to tylko ten nowy krem pod oczy.


Komentarze

  1. Też tak myślę. Że wszystkie.
    Zwłaszcza te "urabura"...

    OdpowiedzUsuń
  2. Płacz ... mimo wielu skutków ubocznych ma niepodważalną zaletę: oczyszcza.
    I chociaż w życiu nie życzę łez żadnej z "sióstr", to czasami rycz maleńka ;-)
    Niepokoi mnie ta samotność ... bo stan mi znany niezależnie od ilości osób wokół ... niefajny ... ja gdzieś go zgubiłam po drodze ... czego i wszystkim życzę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo wszystko przez te ich /facetów/ słabe ciałko migdałowate, mizerne komórki lustrzane, niestety też dupowate geny i naszą /kobiet/ prolaktynę działającą jak nowy krem! Tak stwierdzili amerykańscy naukowcy :)
    http://nauka.newsweek.pl/dlaczego-kobieta-i-mezczyzna-nigdy-sie-nie-dogadaja,104081,1,1.html

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wodzenie na pokuszenie

W garnku z grubym dnem bulgotały śliwki przeznaczone na powidła. W całym domu jedynie bulgocząca śliwkowa pulpa wykazywała jakąkolwiek aktywność.  Bulgoczącą i pachnącą.    Ze stołu nęciły i wabiły Wysokie Obcasy. Kanapa rozkładała przede mną swe wdzięki. Wodziła i kusiła. Obcasy poszły szybko, Szczepkowska zawiodła. Ostatnio mnie zawodzi. Pulpę śliwkową drewnianą kopystką dwa razy w lewo i trzy w prawo. Przemieszałam. Przeszłam, poszłam, pokręciłam się tu i ówdzie. Niezbyt energicznie. Po drodze zahaczyłam wzrokiem o lustro. Weźże się dziewczyno, niemłoda już, uczesz. Przeczesz niedbale związane włosy, co? Rzęsę przeciągnij tym swoim lorealem, żeby chociaż powłoczystość spojrzenia mieć, co? Mówiło mi odbicie dziewczyny, niemłodej już, w lustrze. Ale szczotka do włosów i tusz do rzęs nie były tak nęcące i wabiące jak książka. Jedna, a potem druga. I jak te kanapy jedna, druga z trzecią. Nigdy jeszcze tak piękne i perwersyjnie wygodne nie były one. Jak dzisiaj...

Człowiek, który mnie nie zna

Powiedział mi, że według niego "jestem niegodna" Powiedział mi również, że według niego "się nie nadaję". Powiedział także, że coś tam o mnie "źle świadczy". Powiedział tak o mnie człowiek, który mnie nie zna. Który widział mnie na oczy pierwszy raz, tak jak ja jego. Człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazić zgodę pisemną na to, by dwie parafie dalej moje dziecko dopuszczone zostało do przyjęcia pierwszej komunii. Ten sam człowiek musiał wyrazić drugą zgodę bym mogła dostąpić zaszczytu bycia chrzestną mojego bratanka. Jeden człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazic dwie zgody pisemne, bo inny człowiek, który mnie nie zna zażyczył sobie zgód owych. Dwaj ludzie, którzy mnie nie znają, a już zupełnie nie orientują się w  skali etyki, moralności i religijności jakimi dysponuję w życiu codziennym, w niedziele i święta, ci dwaj ludzie uwięzili mnie w kleszczach biurokracji kościelnej. Gdy prosiłam człowieka, który mnie nie zna o dwie zgody pis...

TAKA kobieta

Że to zmora życiowa, takie imię, mówiła. Oj nie lubiła go. Bardzo. Ale się śmiała. Przyzwyczaiła się, mówiła. Bo cóż miała zrobić. Taki los.  Lubiłam tę historię, choć nie wiem ile w tym prawdy. O  tym jak to się stało. Że podobno miała mieć na imię inaczej, ale ojciec po jej narodzinach przez dwa dni pił ze swoim przyjacielem - kompanem od życia i szklanki. I po tym jak pił, czy nawet w trakcie, do urzędu poszedł i kazał wpisać w akta imię swej niedawno narodzonej córki. Mieczysława. Na cześć swojego przyjaciela - kompana od życia i szklanki.  Śmiała się zawsze, gdy to opowiadała. A opowiadając sączyła martini z lodem w oparach dymu mentolowego. Śmiała się bardzo choć imienia nie lubiła. Że to zmora życiowa i tylko problemy z nim są. Że ludzie nie wierzą, że mylą, że w urzędach problemy. Bo to imię nie dla TAKIEJ kobiety. Pięknej, eleganckiej, wyjątkowej. Z tych co robią wrażenie. Wymyśliła więc sobie młoda, piękna i soczysta Mieczysława, że wszyst...