Przejdź do głównej zawartości

Humor z szalupy

Zamiar był zacny.

Dziś miało być zabawnie.

Nie będzie.


Jest tu spokojnie. Może nawet za spokojnie. Takie sobie przemyślenia. Blog ten nie ocieka krwią, nie kipi seksem. Nie opisuję tutaj przygód moich latorośli. Nie jest to również laurka, pocztówka, pean, czy jak tam zwał, na cześć i chwałę rodziny w szerokim tego znaczeniu i rozumieniu. Nie nawołuję tu nawet do nienawiści czy dyskryminowania wszelakich mniejszości. Ekshibicjonizmu również za bardzo nie uprawiam. Nuda.

Dziś miało być śmiesznie. Zapewniam, że czasami dysponuję poczuciem humoru. Z lekka zjadliwym, nieco zbereźnym, dość absurdalnym – ale jednak. Chciałam dobrze. Dla Wszystkich i dla siebie. Bo przecież śmiech ma właściwości terapeutyczne. Dzięki niemu organizm zostaje lepiej dotleniony, mózg lepiej pracuje, poprawia się koncentracja, sprawność i refleks. A do tego nic nie kosztuje.

Nie da rady. Zostałam znokautowana pewną wypowiedzią. Podejrzewam, że nawet sam Woody Allen zwija się teraz w konwulsjach opętany zazdrością, iż to nie on jest autorem tejże. Otóż mam na myśli wypowiedź niejakiego pana kapitana Schettino, który swoją ucieczkę z tonącego wycieczkowca  tłumaczy, iż pośliznął się wpadając prosto do szalupy ratunkowej. Nie mam słów. Cóż, tonący brzytwy się chwyta.

Nie będzie śmiesznie również dlatego, że nastrój niehalo. Dopadła mnie ta moja styczniowo-lutowa nostalgia, melancholia i cholera wie, co jeszcze. Humor próbuję sobie poprawić na różne sposoby. Wczoraj włączyłam film. Z grona tych, którymi dysponuję i z ich opisów wnioskowałam, że wybieram najzabawniejszy. Chciałam się pośmiać. Moje zaskoczenie było dość spore, gdy po kilku minutach oglądania okazało się, że: główny bohater choruje na  wybitnie rzadką odmianę nowotworu kręgosłupa; większość życia spędza z nader przygłupawym aczkolwiek oddanym przyjacielem; z ojcem o problemach nie może sobie pogadać, bo ten cierpi na Alzheimera; nadopiekuńcza matka chciałaby rezydować w każdej sferze jego życia; dziewczyna go najpierw zdradziła, a potem opuściła; kompan w chorobie zmarł; psychoterapeutka pierwsze kroki w zawodzie ćwiczy na nim;  jego wiernym towarzyszem jest mega szkaradny pies typu chart wyścigowy na emeryturze. Obejrzałam.
Film spełnił swoją rolę.
Humor mi się poprawił.
Nie miał wyjścia.

                                                                                     aut. Georgiana Chitac

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Byle do deseru

Byle do piątku . Tak nazywa się audycja w komercyjnej stacji radiowej. W tej samej stacji i wielu innych pierwszego stycznia informują, że do końca roku pozostały jeszcze 364 dni. I tak dni, tygodnie, miesiące mijają. Lata znikają. Byle do wiosny. Byle do wypłaty. Do imienin wuja Henia. Do świąt, do wizyty u fryzjera. Do następnego losowania totolotka, do wieczora. Do końca dnia w pracy. Do porodu. Byle do premiery. Byle do odebrania wyników od lekarza. Byle do końca odwyku, czy chemioterapii. Byle do piątku, poniedziałku, wtorku, weekendu. Z powodów wiadomo i nie wiadomo jakich. Byle do końca. Byle do początku, aby od początku. Byle do. Jak pies ganiający w kółko za swoim ogonem. Byle do. Jakby nagle świat miałby się do góry nogami wywrócić. Byle do. Jakby nagle miały otworzyć się drzwi do raju. Byle do. Jakby zmienić się miało niezmienne. Byle do. I tak nieustannie odhaczając i czekając. Nie jak Bond. Który wszystko tak, jakby świat miał się jutro skończyć . On wszystko ...

Człowiek, który mnie nie zna

Powiedział mi, że według niego "jestem niegodna" Powiedział mi również, że według niego "się nie nadaję". Powiedział także, że coś tam o mnie "źle świadczy". Powiedział tak o mnie człowiek, który mnie nie zna. Który widział mnie na oczy pierwszy raz, tak jak ja jego. Człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazić zgodę pisemną na to, by dwie parafie dalej moje dziecko dopuszczone zostało do przyjęcia pierwszej komunii. Ten sam człowiek musiał wyrazić drugą zgodę bym mogła dostąpić zaszczytu bycia chrzestną mojego bratanka. Jeden człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazic dwie zgody pisemne, bo inny człowiek, który mnie nie zna zażyczył sobie zgód owych. Dwaj ludzie, którzy mnie nie znają, a już zupełnie nie orientują się w  skali etyki, moralności i religijności jakimi dysponuję w życiu codziennym, w niedziele i święta, ci dwaj ludzie uwięzili mnie w kleszczach biurokracji kościelnej. Gdy prosiłam człowieka, który mnie nie zna o dwie zgody pis...

Targowisko próżności

Dzieckiem był am, obiektywnie na to patrząc, zdolnym. Nie da się ukryć. Dzi ewczynka taka ze mnie była, co to się uczy ć nie musi, a i tak ciągle w przedzie. Obce mi było zakuwanie. Do zerówki szłam z umiejętnością płynnego czytania, a rodzice nie wiedzieli nawet kiedy literek się nauczyłam. Prawdopodobnie byłam pacholęciem, w którym pokłada się nadziej e . Wyszło jak wyszło , czyli zupełnie zwyczajnie, ale nie o tym dzisia j.  Szłam jak burza. We wszystkim . A le zdecydowanie wyróżniałam się zdolnościami manualn ymi . Mniej więcej w  piątej klasie moje wy jątkowe zdolności plastyczne zauważył jeden z nau czycieli. Taki z tych, Którym Się Chce. Ponieważ od zawsze przejawiałam głęboką niechęć do uczestnictwa w jakichkolwiek konkursach, nie dawałam sie namówić także i na plastyczne. Mimo, że malowanie przychodziło mi z niebywałą łatwością. Patrząc na to z perspektywy czasu wiem , że był y to prace odważne i dojrzałe jak na dwunasto-trzynastoletnie dziecko.   N...