16 stycznia 2012

Rzeź na balu karnawałowym


Karnawał wymyślono po to, by oczyszczał. Na ten czas zawieszano obowiązujące zasady obyczajowe  i moralne. Odwróceniu ulegały normy kulturowe, ale przede wszystkim role społeczne. Żebrak stawał się królem, zakonnica dziwką, ministranci zajmowali miejsca biskupów. Był to czas „świata na opak”, parodii życia. Taniec, zabawa a przede wszystkim śmiech miały moc oczyszczającą. Wszystko po to, by od środy popielcowej wbić się w jakże znane kanony i konwenanse.
To, co przeżywamy obecnie jest jedynie cieniem, drobną namiastką tego, czym dawniej były szaleństwa karnawałowe. 

Sobotni wieczór. Dzieci  spakowane i wywiezione ramach akcji ”zacieśniamy więzy z dziadkami”. Na tę jedną dobę, w myśl idei karnawału zmieniam, zamieniam, odwracam wszystko, co popadnie. Zaczynam od siebie.  Dżinsy i sprany T-shirt z enigmatycznym nadrukiem zamieniam na kieckę, domowe japonki na szpilki, proste włosy skręcam w niesforne loki. Maluję oczy-by mieć czym widzieć, usta-by mieć czym pić. Przyda się jeszcze trochę kości policzkowych. No…może być. Radio „trzy” zmieniam na radio Złote Przeboje.  Jeszcze trochę perfum, jeszcze barszcz doprawiam, zapalam na stole świece. Dzwonek do drzwi. Przychodzą. Od kilkunastu lat Ci Sami, Niezmienni. W pierwszej godzinie jeszcze w tych garniturkach i gorsetach życia codziennego. Z problemami, stresami, pracami, dziećmi, rodzicami, urzędami, kredytami i lekarzami. Wiem, kto zajmie które miejsce przy stole, wiem jak potoczą się dialogi. W kuchni podgrzewam kolację a Oni odgrzewają anegdoty. Zawsze te same i, o dziwo, zawsze tak samo śmieszne. No to po jednym. A pamiętacie? Jasne, że zatańczę. Z tobą zawsze.  A pamiętasz? Wypijmy! I odprawiamy te nasze Dionizje.  I obrót i dwa na jeden. A pamiętasz? Mijają godziny. Nikt nie chce myśleć, z jakim bagażem codzienności tu przyszedł. Uległa ona chwilowemu zawieszeniu. No to po jednym! A pamiętasz?  Wirujemy, wygłupiamy się. Zawsze znajdzie się ktoś, kto chętnie pełni rolę karnawałowego błazna. No to po jednym! Drugim! Trzecim!  Ktoś płacze, ktoś się kłóci, komuś niedobrze. Wykonujemy nasz taniec plemienny przy Modern Talking by zaraz drzeć się z Kazikiem, że „mój dom murem podzielony, podzielone murem schody”.  Szósta rano. Spać. Trzeba by. Zaraz będzie świtać a ze świtem obudzą  się nasze demony, nasze sprawy codzienne. Znów będziemy rodzicami, pracownikami, szefami, petentami.
Niedziela wieczór. Głowa jeszcze trochę boli. Omijam lustra, by nie widzieć swojej wymiętej twarzy. Zastanawiam się, czy  było warto? Długo nie czekam na odpowiedź. Telefon. I słyszę: „jak dobrze tak odreagować, wyrzucić wszystko z siebie, pobyć sobą”.

Bohaterowie „Rzezi” Polańskiego nie maja tyle szczęścia. Podejrzewam, że nie mają swojego plemienia. Ewidentnie nie mają gdzie lub z kim odreagować codzienności.
Są to  dwa małżeństwa reprezentujące amerykańską klasę średnią. Mocno osadzeni w konwenansach, normach obyczajowych i społecznych. Tak mocno osadzonych, że trudno jest im spojrzeć z dystansu na swoje życie.  Pretekstem do spotkania jest incydent z udziałem ich dzieci. Początkowo obie pary, uważające się za ludzi dojrzałych i kulturalnych, zamierzają rozmawiać spokojnie i rzeczowo uzgodnić wspólne stanowisko. Rozmowa zbacza jednak na inne tory i tematy. Coraz bardziej przypomina walkę. Wyzwalają się emocje, gorycz, ujawniają agresja, frustracja oraz emocjonalne problemy gospodarzy i gości.
Nie chcę pisać więcej. Film polecam. Świetne kreacje aktorskie  i rewelacyjne dialogi powodują, że narastające napięcie w  filmie możemy rozładować oczyszczającym śmiechem.


                                                                     aut. Georgiana Chitac






3 komentarze:

  1. a spróbowałaś choć raz zignorować Sylwestra? A rano wyspana i świeża popatrzeć na inne skacowane i wymięte twarze? polecam

    OdpowiedzUsuń
  2. Problem w tym, że ja zachłanna na zabawę jestem.

    OdpowiedzUsuń
  3. przecież to nie problem. pozazdrościć energii:)

    OdpowiedzUsuń