27 stycznia 2012

Wina i kara

Ależ zapraszam, zapraszam… Dlaczego państwo w korytarzu stoją? Zapraszam serdecznie, miejsca proszę zająć. O, tu. Tu na przykład proszę usiąść. Tutaj też jest wolne krzesło. Tak. Dobrze. No ale dlaczego miejsc z przodu nikt nie zajmuje? Proszę państwa! Co pan mówi? Że niby co? Tak, tak, dla spóźnialskich niech zostaną…. No dobrze, osiemnasta wybiła, możemy zacząć.

Siadają więc. Kulą się na tych małych krzesełkach. Jeden - długopis gryzie, drugi – karteczkę sobie rwie, trzeci – coś tam na ławce bazgroli. Bladzi i zestresowani. Rozglądają się nerwowo dookoła.  Inni – dziwnym, nerwowym śmiechem próbują zagłuszyć niepewność. Jest też grupa tak zwanych twardzieli. Patrzy taki spode łba, ręce założone na piersi (postawa zamknięta),  w cwaniacki uśmieszek uzbrojony daje wszystkim sygnał: mi to mogą naskoczyć. Nikt nie zajmuje pierwszych miejsc. Jakby wyszkoleni byli. Wchodzi do pomieszczenia i niczym gazela, na najdalsze puste krzesło wskakuje. Siedzą i czekają. Noga na nogę. Prawa na lewą. Lewa na prawą. Torebka na kolanach. Torebka na ziemi. Zawartość portfela w niepokoju sprawdzają. Rozglądają się. Niektórzy mają wrażenie jakby czas się cofnął i koszmar powrócił.  Przed oczami bure tafle. Na ścianach wiszą wycinki z gazet, jakieś zdjęcia, bazgroły. I ten zapach. Co ja piszę? Smród! Specyficzny, budzący szarobure wspomnienia. Tu paprotka, tam śmierdząca gąbka. Siedzą i słuchają. Wpędzeni w poczucie winy za swoją pedagogiczną nieudolność. Głowy spuszczone. Paznokcie skubią. Rumieniec oblewa niejedną twarz.  Czasami ktoś się odezwie, z propozycją jakąś na przykład. Z wnioskiem jakimś formalnym. Durnym i nic nie wnoszącym, najczęściej. I dyskusja się zaczyna i ping pong na argumenty. A czas płynie tik tak. Wyjść by się już chciało. Wydostać i świeżym powietrzem pooddychać. Do domu iść. A tu diabeł w niektórych wstąpił, bo propozycje i wnioski mnożą na potęgę. Stołów do ping ponga nie starcza, graczy tylu się znalazło. Stres i skrępowanie minęły. Teraz dominują zawziętość, złośliwość i czysta głupota.  Poruszenie i gwar. Tak jakby zapomnieli, po co tu są.

A po drugiej stronie stoi ona. Na jej przemęczonej twarzy maluje się frustracja, bije  poczucie niedocenienia. Jeszcze niby ma ochotę coś zrobić, czegoś dokonać, ale po co? Za jakie grzechy? Za jakie pieniądze? Ideały się schowały. Więc mówi, że źle, niedobrze, niegrzecznie, ordynarnie, chamsko i  ogólnie sił już nie ma.

Obie ze stron obawiają się siebie wzajemnie. Przyjmują postawę obronną w oczekiwaniu na atak. Daje się odczuć, że wcale nie chcą siebie słuchać, nie chcą współpracować. Mają podobną strategię: chcą wyjść z tej konfrontacji obronna ręką. No bo przecież skoro jest źle, to ktoś za to odpowiada. Ktoś musi być winny. 

A winny winien być ukarany. 

Ukarane będzie dziecko, jak tylko mamusia i tatuś wrócą z wywiadówki.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz