Przejdź do głównej zawartości

Duch aloha w kraju ziemniaka



Zimno. Szaro. Ponuro.

Pewnie dlatego tak bardzo moją uwagę przyciąga zdjęcie w gazecie leżącej na stole. Temat fotografii jest bezdyskusyjnie kiczowaty: długowłosa kobieta stojąca na plaży, woda, góry, w oddali białe jachty. Ale nie temat jest tu ważny, lecz kolory. Feeria barw. Wszystkie istniejące odcienie turkusu, błękitu, zieleni, szmaragdu. Słonecznie. Aż czuje się ciężkie, duszne, gorące powietrze. Wszystko tam wydaje się nierealne. Ale jednak istnieje naprawdę. To Hawaje. To stamtąd pochodzi autorka powieści, na której został oparty scenariusz nominowanych do Oskarów „Spadkobierców”. Tam też rozgrywa się akcja powieści i filmu, oczywiście. Wciągam się w artykuł i czytam historie ludzi, którzy postanowili zmienić swoje życie i zamieszkali na Hawajach. A za wszystko odpowiedzialny jest duch aloha.

Aloha oznacza zarówno dzień dobry jak i dobry wieczór. Zastępuje  wszelkie  powitalne i pożegnalne formy. Nie jest to jednak jedyne znaczenie tego słowa. Aloha oznacza także miłość, uczucie, pokój, przychylność, sympatię, współczucie, miłosierdzie. To filozofia życiowa. Zagłębiając sie w bardziej duchowy aspekt tego słowa można powiedzieć że Aloha to świadome, wzajemne dzielenie sie oddechem, duchem i światłem tu i teraz.
Duch aloha mówi: ''Miej dobre serce i odpuść sobie. Pozwól rzeczom płynąć, nie napinaj się, nie spiesz. Nie krytykuj, nie narzekaj. Dajmy sobie pożyć. Niech dzieciaki się brudzą, niech ryzykują''. Nakazuje życzliwość dla rodziny i obcych. Raj. Dla ciała, dla duszy. Nie dość, że pięknie, to jeszcze do tego mądrze.

Czytam, a właściwie ogrzewam się w cieple bijącym z tego artykułu. Poziom endorfin w moim organizmie kilkakrotnie przekracza normy zdrowego rozsądku, a duch aloha staje się  niekwestionowanym idolem. Czytam o raju i jestem na haju. Przestaję myśleć racjonalnie. Marzę i kombinuję jakby tu adoptować ducha aloha. Ewentualnie, to on mógłby zaadoptować mnie. A może władze Hawajów wypożyczają go tak, jak my wypożyczamy „Damę z łasiczką” Da Vinci. Przecież wróciła, podobno nienaruszona po trzech latach wojaży. Oddalibyśmy go również całego i zdrowego. 

Moja wyobraźnia buzuje. Przywdziewam więc mentalną hawajską koszulę w kwiaty, wbijam się w szorty, wsuwam klapki, oplątuję się kwiatowym wężem boa, biorę ducha aloha pod pachę i wyruszam w Polskę. Przecież to takie proste. Trochę uśmiechu i wiary w drugiego człowieka. Postarajmy się, to wszystkim będzie lepiej. Nie spinać się. Pozwolić sytuacji płynąć. Jak to było? Aha, życzliwość dla rodziny i obcych. Zastanawiam się, od czego rozpocząć wycieczkę. Może od najbliższego ośrodka zdrowia? Poczekalnia, numerki, rejestracje, wrogie spojrzenia. Później bank/urząd/poczta. Szkoły, sklepy gdzie mało to odpowiada dzień dobry a co dopiero podzieli się swoim światłem i miłością tu i teraz. Pędzą, biegną, trącają wózkami. Nie ma proszę, przepraszam, dziękuję. Nikt nie dzieli się swoja miłością. tak cholernie sobie wszyscy wszystko utrudniają.  Duch aloha zaczyna słabnąć, więc pakuję go do samochodu i funduję krótką przejażdżkę do centrum. Jazda zderzak w zderzak,  agresja i chamstwo kierowców powoduje, że mój nowy przyjaciel zaczyna niknąć.  A może wiedzę o nas zaczerpnie z Internetu? Wystarczy poczytać komentarze pod byle jakim artykułem. Zewsząd bije zawiść, złośliwość,  obrażanie, wyzwiska, nietolerancja. 
To jest nasze dziedzictwo. Te cechy otrzymaliśmy w spadku po naszych przodkach oprócz ułańskiej fantazji i husarskich skrzydeł, oczywiście. Spadkobiercy znad Wisły.
W tyle miejsc go chciałam zabrać, tylu ludziom przedstawić.

Ale duch aloha wyjechał. Nie pożegnał się. Nie zostawił nawet liściku.





Komentarze

  1. duch frustracji jest silniejszy w Polsce niestety...

    OdpowiedzUsuń
  2. Aloha :)
    Oby tak dalej z pisaniem...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wodzenie na pokuszenie

W garnku z grubym dnem bulgotały śliwki przeznaczone na powidła. W całym domu jedynie bulgocząca śliwkowa pulpa wykazywała jakąkolwiek aktywność.  Bulgoczącą i pachnącą.    Ze stołu nęciły i wabiły Wysokie Obcasy. Kanapa rozkładała przede mną swe wdzięki. Wodziła i kusiła. Obcasy poszły szybko, Szczepkowska zawiodła. Ostatnio mnie zawodzi. Pulpę śliwkową drewnianą kopystką dwa razy w lewo i trzy w prawo. Przemieszałam. Przeszłam, poszłam, pokręciłam się tu i ówdzie. Niezbyt energicznie. Po drodze zahaczyłam wzrokiem o lustro. Weźże się dziewczyno, niemłoda już, uczesz. Przeczesz niedbale związane włosy, co? Rzęsę przeciągnij tym swoim lorealem, żeby chociaż powłoczystość spojrzenia mieć, co? Mówiło mi odbicie dziewczyny, niemłodej już, w lustrze. Ale szczotka do włosów i tusz do rzęs nie były tak nęcące i wabiące jak książka. Jedna, a potem druga. I jak te kanapy jedna, druga z trzecią. Nigdy jeszcze tak piękne i perwersyjnie wygodne nie były one. Jak dzisiaj...

Człowiek, który mnie nie zna

Powiedział mi, że według niego "jestem niegodna" Powiedział mi również, że według niego "się nie nadaję". Powiedział także, że coś tam o mnie "źle świadczy". Powiedział tak o mnie człowiek, który mnie nie zna. Który widział mnie na oczy pierwszy raz, tak jak ja jego. Człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazić zgodę pisemną na to, by dwie parafie dalej moje dziecko dopuszczone zostało do przyjęcia pierwszej komunii. Ten sam człowiek musiał wyrazić drugą zgodę bym mogła dostąpić zaszczytu bycia chrzestną mojego bratanka. Jeden człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazic dwie zgody pisemne, bo inny człowiek, który mnie nie zna zażyczył sobie zgód owych. Dwaj ludzie, którzy mnie nie znają, a już zupełnie nie orientują się w  skali etyki, moralności i religijności jakimi dysponuję w życiu codziennym, w niedziele i święta, ci dwaj ludzie uwięzili mnie w kleszczach biurokracji kościelnej. Gdy prosiłam człowieka, który mnie nie zna o dwie zgody pis...

Obietnica ukryta w saszetce

Skoro tak tu pięknie i spokojnie. Skoro frajda i zabawa na sto dwa, że aż serce się raduje a oko cieszy. Skoro jedno z drugim tak pięknie, a nad tych dwojgiem trzeci, to ja ucieknę. Czmychnę po angielsku, chyłkiem jak złodziej o zmroku wymknę się. Nikt nie zauważy, co tu się wydarzy. Za chwilę, na chwilę. Na pół godzinki skromne. Taki mam plan, chytry plan. Wstaję wolno, bezszelestnie, nie pozostawiając po sobie nic. Choćby nikłego zapachu, czy podmuchu powietrza. Jak cień przemykam korytarzem i już zamykam się. Już jestem za zamkniętymi drzwiami, w łazience w beżach i brązach. Zaopatrzona jestem w obietnicę spokoju, luksusu i urody niezwykłej. Obietnica ukryta jest w saszetkach. Dwóch. jedna kosztowała cztery pięćdziesiąt, druga dwa siedemdziesiąt. Domowe spa w dwóch saszetkach. Imitacja spa za siedem dwadzieścia.  Leżę w wannie wypaćkana obietnicą urody. Dźwięk wentylatora imituje szum fal. Odkładający się na armaturze kamień imituje rafę koralową. Cisza i spokój, za...