Przejdź do głównej zawartości

Porachunki

Szanowna Pani,
Etykieta nakazuje mi, na wstępie Panią pozdrowić i podziękować za ostatnia wizytę. Nie potrafię jednak. Przykro mi, ale nie będę dziś kulturalna. Może nawet będę niemiła i czasami ordynarna. Mam zamiar odstawić tu dzisiaj małą prywatę. Nie jestem w stanie powiedzieć Pani co o niej myślę prosto w twarz, więc musze posłużyć się  blogiem bo wiem, że Pani to czyta.
Staram się być tolerancyjna. Bardzo nad sobą pracuję. Wydaje mi się, że z wiekiem osiągam w tym coraz  lepsze efekty, jednak Pani poczynania  w ostatnich dniach  spowodowały, że coś we mnie pękło. Niech Pani mi powie, co to było? Popisówka jakaś? Takie pokazanie typu: „zobaczcie, na co mnie stać”?
Mam dość. Dlaczego Pani tak bardzo zatruwa mi życie? To za sprawą Pani działań jestem smutna, nieszczęśliwa, pełna złości. Od rana, do wieczora, siedem dni w tygodniu chodzę na permanentnym wkurwie.  Pani  powoduje, że nie mogę robić tego, co kocham. Jestem przygnębiona, sfrustrowana. Źle przez Panią wyglądam i źle się czuję. Tyję. Zajadam stresy. Te wszystkie batoniki-sryki, pieprzone rodzynki w czekoladzie, wieczorny drink, niby dla rozluźnienia. Szczerze? Jest Pani zła. Taka zimna i odpychająca. Rzygam, gdy na Panią patrzę. Nigdy Pani nie lubiłam. Pani mnie ogranicza. Wywołuje Pani we mnie tak niskie instynkty, że mam ochotę zrobić Pani krzywdę. Na przykład odpierdzielić rodzime voodoo - podpalić i wrzucić do stawku. Tak, tego stawku obok sklepu Pani Wiesi. Nikt by nie zauważył. Nie znoszę Pani. Pani mnie paraliżuje. W Pani towarzystwie jestem odrętwiała, skostniała. Nie jestem w stanie dostrzec u Pani pozytywnych cech. Wiem, przekonywało mnie już kilka osób, że przesadzam, że trzeba pójść na kompromis, zaakceptować rzeczywistość. Przykro mi. Pani mnie nudzi. Ja nigdy na Panią nie czekam.  Pani zawsze przychodzi do mnie nieproszona. Już nie chcę. Mam dość, jestem wyczerpana. Wysysa Pani ze mnie całą energię. Tak naprawdę nigdy Pani nie akceptowałam. Nie chcę Pani tutaj. Nie chcę Pani widzieć. Proszę dać mi odpocząć, choć kilka miesięcy. Wynoś się! Zejdź mi z oczu! Daj mi święty spokój i pozwól normalnie żyć, Ty cholerna Pani Zimo.
 Kończę list, cytując mojego  Dobrego Znajomego:
                                                                         żegnam ozięble, z odrobiną ironii
                                                                                                  m.

PS    biało, biało, biało………Białe lubię, ale tylko tulipany. A to, zdaje się, już nie mieści się w Pani kompetencjach, prawda?

                                                aut. Georgiana Chitac

Komentarze

  1. Dobre dobre czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. wpierw myślałam że o mnie!!?!???!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo że to mnie wystraszyło!!!! Przekonało wręcz...
    Że to przeze mnie te wszystkie rodzynki srynki i pomijając - inne pernamentne... A to tylko nasza wspólna ha ha znajoma i nadmienię że ja też mam odwagę w oczy to aby lekko pod skosem spojrzeć...
    Prawie marzec ...... Pozdrawiam
    Kota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, nadzieja jest. Słyszę, co koty za oknem wyczyniają.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Byle do deseru

Byle do piątku . Tak nazywa się audycja w komercyjnej stacji radiowej. W tej samej stacji i wielu innych pierwszego stycznia informują, że do końca roku pozostały jeszcze 364 dni. I tak dni, tygodnie, miesiące mijają. Lata znikają. Byle do wiosny. Byle do wypłaty. Do imienin wuja Henia. Do świąt, do wizyty u fryzjera. Do następnego losowania totolotka, do wieczora. Do końca dnia w pracy. Do porodu. Byle do premiery. Byle do odebrania wyników od lekarza. Byle do końca odwyku, czy chemioterapii. Byle do piątku, poniedziałku, wtorku, weekendu. Z powodów wiadomo i nie wiadomo jakich. Byle do końca. Byle do początku, aby od początku. Byle do. Jak pies ganiający w kółko za swoim ogonem. Byle do. Jakby nagle świat miałby się do góry nogami wywrócić. Byle do. Jakby nagle miały otworzyć się drzwi do raju. Byle do. Jakby zmienić się miało niezmienne. Byle do. I tak nieustannie odhaczając i czekając. Nie jak Bond. Który wszystko tak, jakby świat miał się jutro skończyć . On wszystko ...

Ktokolwiek widział

Jak przez mgłę pamiętam tę niedzielę, gdy nie było teleranka. Usłyszałam, że dlatego, bo chyba wojna. Bardziej utkwił mi t elewizorek, który był mały i czerwony. Za anteną wyciąganą i takimi śmiesznymi guzikami z boku. Którymi się kręciło w celu regulacji. Odbiornika. Pamiętam to, chocia ż dopiero za jakieś trzy tygodnie miałam skończyć cztery lata. Pamiętam mróz na policzkach, gdy Mama ciągnęła mnie na sankach. Było ciemno a Ona spieszyła się do tego sklepu na rynku, a bliżej domu jeszcze żadnego nie było. Sklepu, w którym było to coś, albo i nie. Pamiętam, jak żegnałam się z Nią, gdy jechała rodzić mojego brata. Płakała, a ja nie rozumiałam dlaczego. Nie wiedziałam przecież, jaki to strach. I pamiętam, ż e narysowałam wtedy, siedząc przy babcinym stole rysunek. Na którym było wielkie słońce na niebieskim, bezchmurnym niebie. Po nieb em morze. A z morza wystawały cz tery głowy. N asze i uśmiechnięte. Pamiętam rysunek a nie miałam jeszcze lat pięciu. Pamiętam jak ciocia...

Człowiek, który mnie nie zna

Powiedział mi, że według niego "jestem niegodna" Powiedział mi również, że według niego "się nie nadaję". Powiedział także, że coś tam o mnie "źle świadczy". Powiedział tak o mnie człowiek, który mnie nie zna. Który widział mnie na oczy pierwszy raz, tak jak ja jego. Człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazić zgodę pisemną na to, by dwie parafie dalej moje dziecko dopuszczone zostało do przyjęcia pierwszej komunii. Ten sam człowiek musiał wyrazić drugą zgodę bym mogła dostąpić zaszczytu bycia chrzestną mojego bratanka. Jeden człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazic dwie zgody pisemne, bo inny człowiek, który mnie nie zna zażyczył sobie zgód owych. Dwaj ludzie, którzy mnie nie znają, a już zupełnie nie orientują się w  skali etyki, moralności i religijności jakimi dysponuję w życiu codziennym, w niedziele i święta, ci dwaj ludzie uwięzili mnie w kleszczach biurokracji kościelnej. Gdy prosiłam człowieka, który mnie nie zna o dwie zgody pis...