21 lutego 2012

Wojownicy z Marsa

Stało się.
Wici zostały puszczone.
Niebo zaczęły pokrywać czarne chmury.
Wszyscy mieszkańcy szeptali o jednym: NADCIĄGA  WIELKA  BITWA!

Wiadomość że TO  nastąpi, dotarła do uszu naszych dzielnych wojowników szybciej niż błyskawica. A oni, jak jeden mąż, wyrazili natychmiastową gotowość do walki. Wybrańcy. Bo nie każdy mógł w tej walce stanąć. Jedynie najlepsi, doświadczeni.  Ci, którzy w niejednej bitwie krew przelali, kości pogruchotali. Wszyscy wspaniali, dzielni, szybcy, zwinni. Było ich siedmiu. Jakże wyjątkowo i symbolicznie. Doskonali jak siedem cudów świata, zachwycający jak siedem kolorów tęczy. Piękni wszyscy razem i każdy z osobna.

Nasi rycerze, tak jak im honor nakazywał, czym prędzej zaczęli przygotowywać się do pojedynku. Wiedzieli, że muszą być silni i przygotowani na najtrudniejsze wyzwania. Trenowali, niczym Rocky Balboa czy inny Van Damme. A czasu zostało niewiele. Raptem miesiąc.
Interesowało ich jedno – zwycięstwo. Zdawali sobie sprawę, że aby je osiągnąć muszą posiadać jakiś plan bitwy, nieźle by było gdyby plan ten był wręcz zajebisty. Wymyślenie idealnej strategii powodowało, że trudno było się skupić na prozaicznych czynnościach. Wszak nie wiadomo jaką taktykę najlepiej przyjąć: „trzy po trzy”, cztery na siedem”, „dwa na jeden”, czy może idealne byłoby „cztery razy po dwa razy”.

Dnia ustalonego, czyli osiemnastego lutego, w porze rannej a nawet pośniadaniowej opuścili swe domostwa, by na udeptanej ziemi stoczyć bitwę życia. Stawili się w  pełnym rynsztunku: obuci, ogetrowani,  ponumerowani. Niejeden miał jeszcze w pamięci swą kobietę, niewiastę czyli,  żegnającą go na progu z dzieckiem na ręku, ze łzami w oczach i trwogą w głosie przemawiającą do jego rozumu: wróć mój miły, z tarczą lub na tarczy, ale wróć cały i zdrowy.  

Przebiegu tej jatki relacjonować nie sposób ze względu ilość drastycznych scen i potoku okrucieństwa. Z delikatnych przypadłości wymienić można jedynie kilka stanów przedzawałowych u naszych dzielnych wojowników. Walczyli zaciekle, zapamiętale i z pełnym poświęceniem. Z otwartymi przyłbicami kruszyli kopie w bitwie, która miała im przynieść życie w świetle Glorii i Chwały. Walczyli do ostatniej kropli krwi. Takich niby trzystu a tylko siedmiu. Nowożytne Termopile.

Polegli.

Wrócili na tarczach. Niestety, dwie pożądane piękności bawiły w obozie konkurencyjnej hordy. Zarówno Gloria jak i Chwała wypięły się na naszych wojowników.

A teraz fakty: 
- halowy turniej piłkarski „30+”
- 4 mecze, 4 porażki, 0 zdobytych bramek
- drużyn biorących udział w turnieju: 9
- miejsce zajęte przez naszych wojowników: 9 (słownie: dziewiąte)
- niczym nieuzasadniona satysfakcja
- zakwasy i stan agonalny w następnych dniach
- nieodparta chęć uczestnictwa w następnym turnieju.

 No nic, wojownicy boga Marsa. Staram się, szanuję ale nigdy nie zrozumiem. Spadam na swoją Wenus.

8 komentarzy:

  1. dobre, dobre:) Ja osobiście nie rozumiem dlaczego 11-stu dorosłych, inteligentnych i uważających się za rozsądnych ludzi biega naraz po pustym placu za kawałkiem bezużytecznej skóry....

    OdpowiedzUsuń
  2. jako jeden z wojowników pragnę dodać iż boisko nierówne było ;) a jeden z moich współtowarzyszy próbując rozbroić wroga sam się rozbroił :) - miszka

    OdpowiedzUsuń
  3. to najgorszy,najbardziej niekompetentny wpis na Twoim blogu...z bólem serca muszę to stwierdzić.Nic tam się nie zgadza.N i e o w y n i k t a m c h o d z i ł o!
    pokazaliśmy całe piękno futbolu - jak można się nim bawić nie zdobywając bramek,nie "rozjeżdżając" przeciwnika,nie licząc na laury.W kuluarach wszystkie drużyny szeptały o naszej finezji,niespotykanej technice oraz niebywałej kondycji fizycznej.Dobrze wiedzieli,że mogliśmy z nimi zrobić wszystko.Dosłownie wszystko.
    Gdy będziemy chcieli wygrać,to Wam Kobiety o tym powiemy i wygramy.Zatkało kakało?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najpierw wygrajcie a potem nam powiedzcie.
      Zatkało mnie, zatkało. Pozatykazana jestem cała.
      Aloha :-)

      Usuń
  4. Czuję się w obowiązku odnieść to tego, co zostało napisane i nie tylko jako czytelnik Twojego bloga, ale również, jako „wódz” tego wspaniałego zespołu. Samo to, że udało się nam zebrać w tak doborowym towarzystwie jest wielkim sukcesem. Nie będę się powtarzał, że nie o wynik tu chodziło a pokazanie pięknego, radosnego, finezyjnego futbolu. Wojownicy z marsa mają już sporo brzydkich wygranych. Teraz przyszedł czas na piękne przegrane i danie przyjemności publiczności z MY to uczyniliśmy.

    Moja reakcja może być tylko jedna lepiej idź do garów

    EL BOSCO

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że pójdę do garów bo ja, w przeciwieństwie do niektórych, staram się robić to w czym jestem dobra :-) Tobie też Aloha, wojowniku :-)

      Usuń
  5. WOJOWNIKÓW BYŁO ZA MAŁO... CZASAMI WARTO NAGIĄĆ PRZEPISY ŻEBY WYGRAĆ ... KRĘCINA BY TO ZAŁATWIŁ....

    OdpowiedzUsuń
  6. ...lśniły im zbroje w blasku słońc porannych
    - z wieczora już nie - przywieźli ich rannych,
    lecz cóż wojowie,choć dzielnieście walczyli,
    w oczach waszych kobiet kupa z was debili...
    ale niechaj was to nie gnębi zbyt srodze
    -bo co może niewiasta powiedzieć o "nodze"?
    żonka jak to żonka
    - tak było,jest i będzie -
    choć myśli,że nie jest -
    przeważnie jest w błędzie...

    OdpowiedzUsuń