Przejdź do głównej zawartości

Ostry zakręt

Podobno te grzeczne idą do nieba, a te niegrzeczne idą tam gdzie chcą.
Dziewczynki rzecz jasna. Bo to o nich dziś.

Grzeczne dziewczynki są grzeczne od zawsze. Jako niemowlęta nie kwilą bez sensu, wiedzę wszelaką w latach dziecięctwa chwytają w lot, dzięki czemu w swych klasach wiodą prym. Ładnie rysują, ładnie śpiewają, śmieci zbierają, kolanek nie zdzierają. Proszę, przepraszam, dziękuję, drygnięcie dryg-dryg. Okres młodzieńczego buntu przechodzą nader łagodnie, w granicach zdrowego rozsądku. Kończą studia terminowo, praca znajduje ich sama, a założenie podstawowej komórki społecznej, jaką jest rodzina, wieńczy dzieło. Mamusia i tatuś się cieszą, że takie cudeńko wychowali-odhodowali, że wstydu rodzinie nie przynosi, że sukcesy a nie żadne tam ekscesy, że córcia o rodzicach pamięta i że są wnuczęta. Więc sobie teraz mała leć, w świat szeroki. Zrobiliśmy, co mogliśmy. Zrobiliśmy, co chcieliśmy. Drygnięcie dryg-dryg.

Ale świat szeroki okazuje się być jedynie wąskim, ciemnym, śmierdzącym i zatłoczonym korytarzem, gdzie rozpychać się trzeba łokciami. A grzeczna dziewczynka umiejętności takowej nie posiadła, lub w matczynym mleku nie było. Szafuje jedynie na lewo i prawo swoim proszę, przepraszam, dziękuję. Bo taka jest. Istota to jej tak bardzo istotna.  Z niedzielnymi obiadami przełyka łzy goryczy, przecież jakoś to będzie.  Prymityw i chamstwo ignoruje, a później przez dni kilka odchorowuje.  Milion razy dziennie okazuje się być naiwną idiotką, a to wszystko w imię dobrego wychowania i kultury osobistej.  Ataki pod swoim adresem przemilcza, pomówienia bagatelizuje, plotki na swój temat lekceważy kuląc się w sobie. I tylko ręce jej bardziej drżą. I gaśnie. Gwiazda nasza.  Nagrodą jest finał w niebie i radosne podskoki po niebiańskich obłokach w towarzystwie Matki Teresy. Czasami spojrzy ponad te obłoki wzrokiem rozmarzonym i zastanowi się, czy było warto. Że może nawet wolałaby skwierczeć w hedonistycznej siarce, ale tak choćby przez chwilę, przez momentów kilka… dziewczynką niegrzeczną być. Pobyć. 

Umieć walczyć o swoje i o cudze.  Być i żyć tu i teraz, a nie myślami o jutrze. Walić w ryj, gdy tylko zaistnieje taka potrzeba lub podejrzenie, że ktoś chciał się znów ślizgnąć po jej dupie. Nie wstydzić się być asertywną. Pierdolić to, co nakazuje jakikolwiek bóg, czyjkolwiek honor, czy kogokolwiek tam ojczyzna. Żyć w zgodzie z sobą, a nie w okowach pieprzonych konwenansów. Być anarchistką. Nie wstydzić  się mówić, że trudno być, że trudno żyć. Potrafić się zbuntować. Być osobą  z pogmatwaną przeszłością, żyjącą w najlepszym razie na granicy prawa. Być ćmą barową, która jednego dnia  wyjeżdża na motorze  z gościem o aparycji Daniela Craiga a na drugi dzień zjada sushi z pośladków wiernej kopii Monici Bellucci. Być jak Lisbeth Salander i urządzić sobie super metę na Gibraltarze. Być współczesną rewolucjonistką jak Camila Vallejo. Być…
Być sobą. I jak mantrę powtarzać w duchu, że to JA jestem najważniejsza.

Pewna bohaterka filmowa, jedna z tych niegrzecznych dziewczynek  mówiła, że jutro też jest dzień.
Zawsze jest szansa, by obrać inny kierunek, choćby nawet istniało ryzyko ostrego zakrętu.
Może warto spróbować. Mnie chyba towarzystwo Marki Teresy nie rajcuje.  


                                                                     aut. Georgiana Chitac

Komentarze

  1. Pierdolić to ... podoba mi się:)
    Zabieram się z Tobą!

    OdpowiedzUsuń
  2. ;-) Bwllucci dzwoniła...że też chce tyłek wcisnąć. Jedziemy. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozmarzyłem się kurde. Życie przecieka mi pomiędzy kolejnymi rachunkami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wczoraj na wykładzie Kasia Miller mówiła zeby odpuścić i sie puścić (lub spuścić) :-) i ma racje!

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny bardzo tekst, dużo w nim znalazłam o sobie:)
    Wychowana zostałam na grzeczną bardzo, w okolicach trzydziestki się zaczęłam wiercić dopiero. I trochę lepiej oddychać.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wodzenie na pokuszenie

W garnku z grubym dnem bulgotały śliwki przeznaczone na powidła. W całym domu jedynie bulgocząca śliwkowa pulpa wykazywała jakąkolwiek aktywność.  Bulgoczącą i pachnącą.    Ze stołu nęciły i wabiły Wysokie Obcasy. Kanapa rozkładała przede mną swe wdzięki. Wodziła i kusiła. Obcasy poszły szybko, Szczepkowska zawiodła. Ostatnio mnie zawodzi. Pulpę śliwkową drewnianą kopystką dwa razy w lewo i trzy w prawo. Przemieszałam. Przeszłam, poszłam, pokręciłam się tu i ówdzie. Niezbyt energicznie. Po drodze zahaczyłam wzrokiem o lustro. Weźże się dziewczyno, niemłoda już, uczesz. Przeczesz niedbale związane włosy, co? Rzęsę przeciągnij tym swoim lorealem, żeby chociaż powłoczystość spojrzenia mieć, co? Mówiło mi odbicie dziewczyny, niemłodej już, w lustrze. Ale szczotka do włosów i tusz do rzęs nie były tak nęcące i wabiące jak książka. Jedna, a potem druga. I jak te kanapy jedna, druga z trzecią. Nigdy jeszcze tak piękne i perwersyjnie wygodne nie były one. Jak dzisiaj...

Człowiek, który mnie nie zna

Powiedział mi, że według niego "jestem niegodna" Powiedział mi również, że według niego "się nie nadaję". Powiedział także, że coś tam o mnie "źle świadczy". Powiedział tak o mnie człowiek, który mnie nie zna. Który widział mnie na oczy pierwszy raz, tak jak ja jego. Człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazić zgodę pisemną na to, by dwie parafie dalej moje dziecko dopuszczone zostało do przyjęcia pierwszej komunii. Ten sam człowiek musiał wyrazić drugą zgodę bym mogła dostąpić zaszczytu bycia chrzestną mojego bratanka. Jeden człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazic dwie zgody pisemne, bo inny człowiek, który mnie nie zna zażyczył sobie zgód owych. Dwaj ludzie, którzy mnie nie znają, a już zupełnie nie orientują się w  skali etyki, moralności i religijności jakimi dysponuję w życiu codziennym, w niedziele i święta, ci dwaj ludzie uwięzili mnie w kleszczach biurokracji kościelnej. Gdy prosiłam człowieka, który mnie nie zna o dwie zgody pis...

Obietnica ukryta w saszetce

Skoro tak tu pięknie i spokojnie. Skoro frajda i zabawa na sto dwa, że aż serce się raduje a oko cieszy. Skoro jedno z drugim tak pięknie, a nad tych dwojgiem trzeci, to ja ucieknę. Czmychnę po angielsku, chyłkiem jak złodziej o zmroku wymknę się. Nikt nie zauważy, co tu się wydarzy. Za chwilę, na chwilę. Na pół godzinki skromne. Taki mam plan, chytry plan. Wstaję wolno, bezszelestnie, nie pozostawiając po sobie nic. Choćby nikłego zapachu, czy podmuchu powietrza. Jak cień przemykam korytarzem i już zamykam się. Już jestem za zamkniętymi drzwiami, w łazience w beżach i brązach. Zaopatrzona jestem w obietnicę spokoju, luksusu i urody niezwykłej. Obietnica ukryta jest w saszetkach. Dwóch. jedna kosztowała cztery pięćdziesiąt, druga dwa siedemdziesiąt. Domowe spa w dwóch saszetkach. Imitacja spa za siedem dwadzieścia.  Leżę w wannie wypaćkana obietnicą urody. Dźwięk wentylatora imituje szum fal. Odkładający się na armaturze kamień imituje rafę koralową. Cisza i spokój, za...