22 czerwca 2012

Ostry zakręt

Podobno te grzeczne idą do nieba, a te niegrzeczne idą tam gdzie chcą.
Dziewczynki rzecz jasna. Bo to o nich dziś.

Grzeczne dziewczynki są grzeczne od zawsze. Jako niemowlęta nie kwilą bez sensu, wiedzę wszelaką w latach dziecięctwa chwytają w lot, dzięki czemu w swych klasach wiodą prym. Ładnie rysują, ładnie śpiewają, śmieci zbierają, kolanek nie zdzierają. Proszę, przepraszam, dziękuję, drygnięcie dryg-dryg. Okres młodzieńczego buntu przechodzą nader łagodnie, w granicach zdrowego rozsądku. Kończą studia terminowo, praca znajduje ich sama, a założenie podstawowej komórki społecznej, jaką jest rodzina, wieńczy dzieło. Mamusia i tatuś się cieszą, że takie cudeńko wychowali-odhodowali, że wstydu rodzinie nie przynosi, że sukcesy a nie żadne tam ekscesy, że córcia o rodzicach pamięta i że są wnuczęta. Więc sobie teraz mała leć, w świat szeroki. Zrobiliśmy, co mogliśmy. Zrobiliśmy, co chcieliśmy. Drygnięcie dryg-dryg.

Ale świat szeroki okazuje się być jedynie wąskim, ciemnym, śmierdzącym i zatłoczonym korytarzem, gdzie rozpychać się trzeba łokciami. A grzeczna dziewczynka umiejętności takowej nie posiadła, lub w matczynym mleku nie było. Szafuje jedynie na lewo i prawo swoim proszę, przepraszam, dziękuję. Bo taka jest. Istota to jej tak bardzo istotna.  Z niedzielnymi obiadami przełyka łzy goryczy, przecież jakoś to będzie.  Prymityw i chamstwo ignoruje, a później przez dni kilka odchorowuje.  Milion razy dziennie okazuje się być naiwną idiotką, a to wszystko w imię dobrego wychowania i kultury osobistej.  Ataki pod swoim adresem przemilcza, pomówienia bagatelizuje, plotki na swój temat lekceważy kuląc się w sobie. I tylko ręce jej bardziej drżą. I gaśnie. Gwiazda nasza.  Nagrodą jest finał w niebie i radosne podskoki po niebiańskich obłokach w towarzystwie Matki Teresy. Czasami spojrzy ponad te obłoki wzrokiem rozmarzonym i zastanowi się, czy było warto. Że może nawet wolałaby skwierczeć w hedonistycznej siarce, ale tak choćby przez chwilę, przez momentów kilka… dziewczynką niegrzeczną być. Pobyć. 

Umieć walczyć o swoje i o cudze.  Być i żyć tu i teraz, a nie myślami o jutrze. Walić w ryj, gdy tylko zaistnieje taka potrzeba lub podejrzenie, że ktoś chciał się znów ślizgnąć po jej dupie. Nie wstydzić się być asertywną. Pierdolić to, co nakazuje jakikolwiek bóg, czyjkolwiek honor, czy kogokolwiek tam ojczyzna. Żyć w zgodzie z sobą, a nie w okowach pieprzonych konwenansów. Być anarchistką. Nie wstydzić  się mówić, że trudno być, że trudno żyć. Potrafić się zbuntować. Być osobą  z pogmatwaną przeszłością, żyjącą w najlepszym razie na granicy prawa. Być ćmą barową, która jednego dnia  wyjeżdża na motorze  z gościem o aparycji Daniela Craiga a na drugi dzień zjada sushi z pośladków wiernej kopii Monici Bellucci. Być jak Lisbeth Salander i urządzić sobie super metę na Gibraltarze. Być współczesną rewolucjonistką jak Camila Vallejo. Być…
Być sobą. I jak mantrę powtarzać w duchu, że to JA jestem najważniejsza.

Pewna bohaterka filmowa, jedna z tych niegrzecznych dziewczynek  mówiła, że jutro też jest dzień.
Zawsze jest szansa, by obrać inny kierunek, choćby nawet istniało ryzyko ostrego zakrętu.
Może warto spróbować. Mnie chyba towarzystwo Marki Teresy nie rajcuje.  


                                                                     aut. Georgiana Chitac

5 komentarzy:

  1. Pierdolić to ... podoba mi się:)
    Zabieram się z Tobą!

    OdpowiedzUsuń
  2. ;-) Bwllucci dzwoniła...że też chce tyłek wcisnąć. Jedziemy. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozmarzyłem się kurde. Życie przecieka mi pomiędzy kolejnymi rachunkami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wczoraj na wykładzie Kasia Miller mówiła zeby odpuścić i sie puścić (lub spuścić) :-) i ma racje!

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny bardzo tekst, dużo w nim znalazłam o sobie:)
    Wychowana zostałam na grzeczną bardzo, w okolicach trzydziestki się zaczęłam wiercić dopiero. I trochę lepiej oddychać.

    OdpowiedzUsuń