4 czerwca 2012

Pozytywne myślenie

Wystarczyło jedno zdanie.
Niewypowiedziane. 
Właściwie, to myśl jedynie była. Mała, krótka, pozytywna myśl. A potem już poszło. Gwałtownie i lawinowo. Na zasadzie efektu motyla, gdzie delikatny trzepot skrzydeł tego owada w jednym miejscu, powoduje huragan na drugim końcu świata. 
Tak więc, zaczęło się od myśli a skończyło na huraganie.

Ona choruje.
Kiedy przeziębienie dopada dziecko, to należy się bardziej starać. Nie oszukujmy się. Na ten czas wyłączamy opcje: później, zaczekaj, jutro, zobaczymy, muszę to przemyśleć. Dziecko choruje, więc należy zapewnić ciepełko, atrakcje, frykasy, przytulanie, głaskanie, czas i siebie. Leży biedactwo rozpalone, załzawione, ale my, mimo przepełniającego nasze serca współczucia wiemy, że to tylko chwilowe. Nie pierwszy raz i nie ostatni. Zresztą dziecko jest na tyle samodzielne, że samo się wysmarka, koc sobie poprawi i bajeczkę włączy, więc sytuacja do przełknięcia.

Ona /ono choruje.
Kiedy po kilku godzinach przeziębienie dopada drugie pacholę, starania należy podwoić. Sprawa komplikuje się na tyle, że Młodszy nie za bardzo rozumie sytuację. Jest płaczliwy, przerażony, nie je, nie śpi, wyje a w chwilach przypływu lepszej formy znęca się nad Starszą. Ale od czego są rodzice. Noszenie, przytulanie, syropki, soczki, przeciery, herbatki, owoce, rosołki. Wstawanie nocne na zmianę. Przebieranie, nosów przetykanie, inhalowanie. Może jest już trochę ciężko i nerwowo, ale bez przesady, nie pierwszy raz i nie ostatni. Sytuacja do przełknięcia.

Ja choruję, ty chorujesz, ona / ono choruje.
Niekiedy ofiarami wybitnie upierdliwego wirusa padają również rodzice. Zdarza się. Wtedy już nic nie jest do przełknięcia. Nawet medykamenty czy inne suplementy.  Noc miesza się z dniem. Smarki, pot i łzy. Termometr wyeksploatowany do granic możliwości. Z każdego pokoju atakują zgniecione, przepocone pościele. Młodszy raczkuje między hałdami zużytych  chusteczek. Starsza wygrzebuje z pustej lodówki ostatni serek waniliowy, by później zagryzać go czerstwym chlebem. W zlewie sterta naczyń. Jestem pewna, że pomiędzy brudnymi garnkami wyewoluowały już nowe formy życia. Bolące gardła uniemożliwiają jakąkolwiek rozmowę. Komunikujemy się za pomocą spojrzeń. Psychodeliczne sny zawdzięczamy nadprogramowym, nielegalnym wręcz dawkom lekarstw.  Śni mi się niemowlę z wąsami. Mam wrażenie, że ktoś na naszym domu montuje tabliczkę z napisem UWAGA ZARAZA.  Zresztą przecież wyglądamy jak zombie. Rodzina Adamsów to przy nas okazy zdrowia, urody i witalności made in California. Snujemy się po domu, zasypiając choćby na chwilkę byle gdzie. Prysznic z ferveksu, zupa z gripeksu. Przewijanie, nosów przetykanie, inhalowanie, ziuzianie. Ja przytulę cię, ty ponoś mnie.  Aaa kotki dwa…

Poniedziałek. Wychodzimy na prostą. Dom wygląda jakby przeszedł tędy huragan kat(a)rina. Katarina grypina. Od jutra dezynfekcja, dezynsekcja,  deratyzacja oraz pełna mobilizacja. Powrót do życia.
A to wszystko dlatego, że w czwartek, tak mimochodem i sama nie wiem dlaczego, pomyślałam sobie 
ale fajnie, że te dzieci w ogóle nie chorują. 

                                                         aut. Georgiana Chitac

4 komentarze:

  1. Nie należy sobie tak myśleć.
    Też u mnie działa to mega niekorzystnie. Gdy pomyślę, że fajnie... no i w ogóle... luzzz. Od razu jak nie urok to rota...

    Ok... nie przeszkadzam w dezynfekcji, dezynsekcji, deratyzacji;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie należy również myśleć o posprzątanym i świeżym domu.
    Pomyślałam rano. Z radością. Że wieczorem usiądę na kanapie w takowym.
    I wyłączyli prąd.
    I włączyli dopiero wieczorem.
    Nic nie zrobiłam ;-))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to akurat miły przypadek;)
      Nicnieróbstwo z dobrym alibi.
      Szkoda tylko, że co się odwlecze ... to się nawarstwi:(

      Usuń
  3. Kiedy przeziębienie dopada dziecko, to trzeba tymczasowo zamienić się w służącą :) Mnie to akurat nie przeszkadza, bo przeciez to tylko dziecko :)

    Pozdrawiam!
    dezynskecja

    OdpowiedzUsuń