Przejdź do głównej zawartości

Na cebulkę

She is a happy woman.
Usłyszała, gdy lektor kazał koleżance siedzącej obok opisać ją. 
Takie było pierwsze zdanie, a pozostałych słyszeć już nie chciała.
To jedno krótkie zdanie wystarczyło jej, by uświadomić sobie. Jak to jest. Tak naprawdę.

Że jest jak cebula. Cebula zwyczajna, inaczej Allium cepa. Że składa się z warstw.

Pod tą  pierwszą na przykład, zewnętrzną warstwą. Pod tą łuską brązową, sztywną i szeleszczącą w kontakcie bezpośrednim, kobietą jest czasami happy, ale częściej nie. I podobno niekiedy robi wrażenie zimnej, lub takiej co głowę zbyt wysoko trzyma. I że konkretna jest czasami za. Zdarzyło jej się słyszeć również, że jest nawet miła i sympatyczna. Ale to chyba rzadziej. Albo jej się pomyliło z kimś innym.
Obywatelką jest w miarę praworządną. "W miarę", bo przecież każdy posiada swoją mroczną stronę. Wierną natomiast jest raczej niewierną. Poszukującą. Dzieci, póki co, w tradycji wychowującą. I do tego nieregularnie. Kierowcą też jest chyba nie najgorszym. Na pewno zbyt długo przetrzymuje książki z biblioteki. I nienawidzi przeciskać się przez tłumy. Wtedy szeleści warstwą szeleszczącą.

A dalej, głębiej już są te inne grube i soczyste. Te liście spichrzowe, które pomagają jej przetrwać okresy niesprzyjające. Jak cebuli.

Tam głębiej jest matką. Wie, że wcale nie najlepszą ale stara się. Pewnie jak Młode podrosną, to wygarną. Wszystko. One niczego nie pomijają w swej szczerości, aż do bólu. Dba o nie najlepiej jak potrafi, ale stara się w tym wszystkim nie zapomnieć o sobie.
Jest żoną, co za skórę załazi codziennie. I może nawet droga w utrzymaniu jest, ale za to jak potrafi bawić się w dom! W którym pachnie obiadem, plackiem, świeżym praniem i kwiatami z ogrodu. Słyszała od Niego, że czasami jest wredną zołzą. Ale też fajnym kumplem.
Jest córką i siostrą. Prawdopodobnie im starszą, tym lepszą. Synową, bratową, szwagierką. Chyba ciągle nie do końca rozgryzioną. 
Przyjaciółką od  zwierzeń  na krawędzi wanny.  Jest koleżanką od szklanki i głośnej muzyki. Co tańczy do rana i głupie przebieranki na imprezach wymyśla. Głupoty ciągle jej w głowie. Jest sąsiadką, która po trzy ząbki czosnku przybiega w piżamie. Jest zwykłą babą z rykiem, krzykiem i wiecznie pusta szafą. Jest osobą, której w rękach się wszystko układa. Jest pacjentką, klientką, petentką. Jest blogerką. 

A tam najgłębiej. Tam w środku, gdzie już nikt nie sięga. Tam gdzie jest tylko sama ze sobą. 
I gdy tak sama sobie patrzy w oczy, to dochodzi do wniosku.  
Że wbrew pozorom, jest raczej smutnym człowiekiem.
 

Komentarze

  1. I wbrew pozorom ta głębia ma "nie mieć racji bytu" a jest ;)
    Ech...

    A może by nie rozbierać tej cebuli, łzom /smutkom/ możnaby zapobiec...? Niech cieszy oko błyszczeniem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Każde słowo. Każde. O mnie. Ten smutek szczególnie, szczególnie dziś jest smutny.
    Martwi mnie to, że lubię ten stan.
    Baaaardzo .... wpis ... bardzo, bardzo.
    I będę o nim myślała.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też bym chciała, żeby w pierwszym zdaniu ktoś powiedział o mnie że jestem szczęśliwą kobietą. Bo w sumie jestem. Oraz w iloczynie i w ilorazie ;). I cebulą też.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Przy obieraniu cebuli" Grassa - tak mi się kojarzy ten wpis...

    OdpowiedzUsuń
  5. nie jesteś:))))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Byle do deseru

Byle do piątku . Tak nazywa się audycja w komercyjnej stacji radiowej. W tej samej stacji i wielu innych pierwszego stycznia informują, że do końca roku pozostały jeszcze 364 dni. I tak dni, tygodnie, miesiące mijają. Lata znikają. Byle do wiosny. Byle do wypłaty. Do imienin wuja Henia. Do świąt, do wizyty u fryzjera. Do następnego losowania totolotka, do wieczora. Do końca dnia w pracy. Do porodu. Byle do premiery. Byle do odebrania wyników od lekarza. Byle do końca odwyku, czy chemioterapii. Byle do piątku, poniedziałku, wtorku, weekendu. Z powodów wiadomo i nie wiadomo jakich. Byle do końca. Byle do początku, aby od początku. Byle do. Jak pies ganiający w kółko za swoim ogonem. Byle do. Jakby nagle świat miałby się do góry nogami wywrócić. Byle do. Jakby nagle miały otworzyć się drzwi do raju. Byle do. Jakby zmienić się miało niezmienne. Byle do. I tak nieustannie odhaczając i czekając. Nie jak Bond. Który wszystko tak, jakby świat miał się jutro skończyć . On wszystko ...

Ktokolwiek widział

Jak przez mgłę pamiętam tę niedzielę, gdy nie było teleranka. Usłyszałam, że dlatego, bo chyba wojna. Bardziej utkwił mi t elewizorek, który był mały i czerwony. Za anteną wyciąganą i takimi śmiesznymi guzikami z boku. Którymi się kręciło w celu regulacji. Odbiornika. Pamiętam to, chocia ż dopiero za jakieś trzy tygodnie miałam skończyć cztery lata. Pamiętam mróz na policzkach, gdy Mama ciągnęła mnie na sankach. Było ciemno a Ona spieszyła się do tego sklepu na rynku, a bliżej domu jeszcze żadnego nie było. Sklepu, w którym było to coś, albo i nie. Pamiętam, jak żegnałam się z Nią, gdy jechała rodzić mojego brata. Płakała, a ja nie rozumiałam dlaczego. Nie wiedziałam przecież, jaki to strach. I pamiętam, ż e narysowałam wtedy, siedząc przy babcinym stole rysunek. Na którym było wielkie słońce na niebieskim, bezchmurnym niebie. Po nieb em morze. A z morza wystawały cz tery głowy. N asze i uśmiechnięte. Pamiętam rysunek a nie miałam jeszcze lat pięciu. Pamiętam jak ciocia...

Człowiek, który mnie nie zna

Powiedział mi, że według niego "jestem niegodna" Powiedział mi również, że według niego "się nie nadaję". Powiedział także, że coś tam o mnie "źle świadczy". Powiedział tak o mnie człowiek, który mnie nie zna. Który widział mnie na oczy pierwszy raz, tak jak ja jego. Człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazić zgodę pisemną na to, by dwie parafie dalej moje dziecko dopuszczone zostało do przyjęcia pierwszej komunii. Ten sam człowiek musiał wyrazić drugą zgodę bym mogła dostąpić zaszczytu bycia chrzestną mojego bratanka. Jeden człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazic dwie zgody pisemne, bo inny człowiek, który mnie nie zna zażyczył sobie zgód owych. Dwaj ludzie, którzy mnie nie znają, a już zupełnie nie orientują się w  skali etyki, moralności i religijności jakimi dysponuję w życiu codziennym, w niedziele i święta, ci dwaj ludzie uwięzili mnie w kleszczach biurokracji kościelnej. Gdy prosiłam człowieka, który mnie nie zna o dwie zgody pis...