Przejdź do głównej zawartości

Nie namówi mnie nikt

Nie ma mowy. Nigdy w życiu. Nie namówi mnie nikt.
W żadnym wypadku, przypadku. Nie zrobię tego. Bo nie. 
Ani prośby, ani groźby nawet nie skłonią mnie.
Do podsumowań, rozliczeń, bilansów, przemyśleń, rankingów, wyborów. Do odhaczeń i podliczeń. Do rysowania tabelek z plusami i minusami. Do przekreślania, skreślania i zakreślania. Kreskami grubymi, cienkimi, liniami łamanymi.

Co niby miało by tam być, się znaleźć? Co miałabym w takim bilansie spisać? Do czego wrócić?
Do jakich wniosków dojść?

Że, na przykład, ilość plusów nad minusami jest miażdżąca? Stwierdzić bym miała? To stwierdzam oczywiście i uroczyście. Że rok był dobry, ciekawy, łaskawy. Mimo wszystko i wszystkiemu mimo. Działo się, i owszem. Że co złe się wydarzyło, to tylko po to, by na dobre potem wyjść. I wychodzi. Pomału, ale idzie w kierunku dobrym. Że ludzi poznałam nowych, fajnych i ciekawych. Że byłam tu i ówdzie. Że miałam okazji kilka, by cieszyć się jak dziecko. Że ugruntowały się, niektóre przekonania i przyjaźnie. Inne mocno zweryfikowały, ale tylko przekonania.  Że podjąć mi się udało kilka dobrych i rokujących decyzji. Że często uderzała we mnie świadomość, jaką to wielką szczęściarą jestem. Że wypowiedziałam kilka słów mocnych, bolesnych, łez przelałam hektolitry. Ale i dobrego nieco wyszło ode mnie też. Że bywało różnie, ale się wychodziło. Obronną ręką. Że znów mnie olśniło, ile to się muszę jeszcze nauczyć. Że cieszą mnie książki, filmy i muzyka, które poznałam. Że najfajniejszy komplement jaki usłyszałam brzmiał: Kurwa, dziewczyno, ale ty jesteś normalna! Że wielu znajomym nie chciało się wychodzić od nas. Że się przesiedziało, kilka nocy przy morzu słów i wódki. Że tyle razy ile chciałam wszystko pierdolnąć, tyle samo razy chciałam wrócić. Że choć mi się tak często wydaje, to tak naprawdę nigdy nie jestem sama.

I po co mi jakieś podsumowania? Jakieś bilanse i rankingi? I co ja właściwie miałabym w nich stwierdzić? No niby co? Co?

Nie wiem o co chodzi z tym całym szałem na podsumowania. Głupie to jakieś, i tyle.
;-)

* * *
A na poważnie, Dobrego Roku Wszystkim.
Słusznych decyzji, świętego spokoju i dystansu do chorego świata.
Pozytywnego nakręcenia gdy zajdzie potrzeba, konkretnego kopnięcia w dupę.
No...i bawcie się jutro fajnie ;-)


                                                                                                                   rys. Georgiana Chitac
 

Komentarze

  1. Najlepszego !
    Pieprzyć bilanse i postanowienia. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sto lat Monika, równie dobrego roku Następnego(ych):))))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Najlepszego!
    ... zazdroszczę komplementu ..;-))

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystkiego dobrego! i żeby kategoria "z frustracją" stała się niepotrzebna ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajne niepodsumowanie :)))


    Wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak czytam i nie wiem, czy mi się wydaje, czy też to słyszałam kiedyś: "Kurwa, dziewczyno, ale ty jesteś normalna!" ???
    Hmmm... może mi się zdaje tylko...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wodzenie na pokuszenie

W garnku z grubym dnem bulgotały śliwki przeznaczone na powidła. W całym domu jedynie bulgocząca śliwkowa pulpa wykazywała jakąkolwiek aktywność.  Bulgoczącą i pachnącą.    Ze stołu nęciły i wabiły Wysokie Obcasy. Kanapa rozkładała przede mną swe wdzięki. Wodziła i kusiła. Obcasy poszły szybko, Szczepkowska zawiodła. Ostatnio mnie zawodzi. Pulpę śliwkową drewnianą kopystką dwa razy w lewo i trzy w prawo. Przemieszałam. Przeszłam, poszłam, pokręciłam się tu i ówdzie. Niezbyt energicznie. Po drodze zahaczyłam wzrokiem o lustro. Weźże się dziewczyno, niemłoda już, uczesz. Przeczesz niedbale związane włosy, co? Rzęsę przeciągnij tym swoim lorealem, żeby chociaż powłoczystość spojrzenia mieć, co? Mówiło mi odbicie dziewczyny, niemłodej już, w lustrze. Ale szczotka do włosów i tusz do rzęs nie były tak nęcące i wabiące jak książka. Jedna, a potem druga. I jak te kanapy jedna, druga z trzecią. Nigdy jeszcze tak piękne i perwersyjnie wygodne nie były one. Jak dzisiaj...

Człowiek, który mnie nie zna

Powiedział mi, że według niego "jestem niegodna" Powiedział mi również, że według niego "się nie nadaję". Powiedział także, że coś tam o mnie "źle świadczy". Powiedział tak o mnie człowiek, który mnie nie zna. Który widział mnie na oczy pierwszy raz, tak jak ja jego. Człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazić zgodę pisemną na to, by dwie parafie dalej moje dziecko dopuszczone zostało do przyjęcia pierwszej komunii. Ten sam człowiek musiał wyrazić drugą zgodę bym mogła dostąpić zaszczytu bycia chrzestną mojego bratanka. Jeden człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazic dwie zgody pisemne, bo inny człowiek, który mnie nie zna zażyczył sobie zgód owych. Dwaj ludzie, którzy mnie nie znają, a już zupełnie nie orientują się w  skali etyki, moralności i religijności jakimi dysponuję w życiu codziennym, w niedziele i święta, ci dwaj ludzie uwięzili mnie w kleszczach biurokracji kościelnej. Gdy prosiłam człowieka, który mnie nie zna o dwie zgody pis...

TAKA kobieta

Że to zmora życiowa, takie imię, mówiła. Oj nie lubiła go. Bardzo. Ale się śmiała. Przyzwyczaiła się, mówiła. Bo cóż miała zrobić. Taki los.  Lubiłam tę historię, choć nie wiem ile w tym prawdy. O  tym jak to się stało. Że podobno miała mieć na imię inaczej, ale ojciec po jej narodzinach przez dwa dni pił ze swoim przyjacielem - kompanem od życia i szklanki. I po tym jak pił, czy nawet w trakcie, do urzędu poszedł i kazał wpisać w akta imię swej niedawno narodzonej córki. Mieczysława. Na cześć swojego przyjaciela - kompana od życia i szklanki.  Śmiała się zawsze, gdy to opowiadała. A opowiadając sączyła martini z lodem w oparach dymu mentolowego. Śmiała się bardzo choć imienia nie lubiła. Że to zmora życiowa i tylko problemy z nim są. Że ludzie nie wierzą, że mylą, że w urzędach problemy. Bo to imię nie dla TAKIEJ kobiety. Pięknej, eleganckiej, wyjątkowej. Z tych co robią wrażenie. Wymyśliła więc sobie młoda, piękna i soczysta Mieczysława, że wszyst...