Przejdź do głównej zawartości

Kawa z Kuźniarem



W tamtym życiu, (czyli kiedy byłam dużo młodsza, dużo głupsza, wiecznie zbuntowana i święcie przekonana o tym, że znam się na życiu i ludziach jak mało kto) uwielbiałam długo spać. Do szału doprowadzał mnie poranny ryk odkurzacza w duecie z pralką wirnikową. Instrumenty w orkiestrze mojej Mamy. Drażnił mnie zapach rosołu roznoszący się po domu o ósmej rano. Przecież dopiero, co się położyłam. Przecież nie wiem czy będę w stanie wziąć śniadanie do ust. Przecież w uszach jeszcze dźwięczy Rysiek Riedel i whisky jego żona. Ósma rano. Środek nocy.  Rosół.

Teraz nieco się zmieniło.  Jestem dużo starsza, niewiele mądrzejsza, bunt powiedział good bye i poszedł w siną, życie i ludzie stanowią dla mnie nie lada tajemnicę a ja uwielbiam poranki. Trzy czwarte mojej rodziny śpi a ja delektuję się ciszą i spokojem. To mój czas. Włączam ekspres. Pilotem zapraszam do siebie Jarka Kuźniara. I siedzimy sobie. On za swoim stołem, ze swoim laptopem, ze swoją kawą, ubrany i wyżelowany, odchudzony, by wpasować się w ekran konwencję ramówkę i "tevałenoskie" garnitury. Z uśmiechem i pewnością siebie mówi: „wstajesz i wiesz”. I ja przy swoim stole, ze swoim laptopem, ze swoją kawą, potargana, w wybitnie mało twarzowym, turkusowym szlafroku, na wiecznej diecie nieprzynoszącej efektów. Zbieram myśli i siły zanim wskoczę w ramówkę mojego życia. Bez przerwy na reklamy. Jarek zdaje mi skrócony raport: kto dziś naciśnie czerwony guzik, za ile kupiłabym franka gdybym tylko chciała, czy za rogiem mojej ulicy nie czai się tsunami, czy Europa się dźwignie, że w Suwałkach aktualnie siedemnaście stopni w plusie a w RPA spadło metr śniegu, czy Carla Bruni przewinęła już dziś  córkę.

 A ja siedzę. Kolejne łyki kawy spłukują ołów z moich powiek. I słucham i oglądam i rozkoszuję się każdą minutą tego świętego czasu. Mojego czasu. Bo jeszcze chwila, jeszcze kilka minut i to ja będę główną prowadzącą. Zaraz zacznie się moje „wstajesz- i gówno wiesz”. Zacznę swój koncert: Zęby umyte?   Nie nie nie – nie wolno jeść kwiatka!   A lekcje na pewno zrobione?  Nie nie nie - ziemi też nie wolno jeść!   A dlaczego masz w plecaku śniadanie sprzed tygodnia? Nie nie nie - nie wkładamy paluszków do kontaktu!   Błagam, sprzątnij w pokoju. Nie nie nie - nie wchodzimy do zmywarki. Tak, dobrze, wieczorem pogramy w bierki. Nie nie nie - CIF nie jest do picia! Tak, tańczysz o wiele lepiej niż Shakira. Dobrze, będzie dziś pomidorowa…siedemnasty raz w tym tygodniu.

Jarek zasypuje swojego kolejnego gościa pytaniami nie bardzo dając mu dojść do słowa, a ja już prawie w pełnym rynsztunku. Bo za chwilę drzwi od sypialni otworzą się. Ale mam jeszcze chwilkę. Jeszcze dwa łyki i pól artykułu w necie. I czytam o tym, że podobno każdy z nas prowadzi trzy rodzaje życia: publiczne, prywatne i sekretne. Jestem w stanie się zgodzić.   Ale dla mnie jest jeszcze to czwarte - życie sieciowe. Przecież wpływ internetu na naszą codzienność, doświadczenia i relacje jest jak najbardziej istotny. Komunikujemy się, zaspakajamy potrzeby, wyrażamy siebie. Internet kształtuje sposób, w jaki odbieramy świat wokół. Życie publiczne, prywatne, sekretne i to on-line przenikają się wzajemnie, uzupełniają. Chciałabym jeszcze pomyśleć, ułożyć, zdefiniować ale…
Jarek znęca się nad pogodynką. Słyszę kroki. Bose stópki.  Jarek daje pogodynce siedem sekund na przedstawienie prognozy. Jarek znika. Disney Channel. Mamy nowych gości: Fineasz, Ferb i Doktor Dundersztyc…. Witam, witam Panów, zapraszam do stołu, dziś płatki na śniadanie… No więc startuję ze swoim repertuarem:
 –Zęby umyte?
 –Nie…za chwilę… Ale mamo….dopiero ósma a ty już gotujesz rosół?

Komentarze

  1. coś w tym jest...dawaj dalej - czekam na cd

    OdpowiedzUsuń
  2. I ja tak mam. Pierwsze co t zmiana kanału z minimini na jarka albo innego takiego. Bez WiW (wstajesz i wiesz) dnia się nie rozpoczyna ;))

    Fajnie pisane gratuluję,. Czytelnik

    OdpowiedzUsuń
  3. jakbym czytała o sobie z tą różnicą że po krótkim przerywanym śnie raczej nie wstaję przed ośmą ale za to od razu "do boju"
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wodzenie na pokuszenie

W garnku z grubym dnem bulgotały śliwki przeznaczone na powidła. W całym domu jedynie bulgocząca śliwkowa pulpa wykazywała jakąkolwiek aktywność.  Bulgoczącą i pachnącą.    Ze stołu nęciły i wabiły Wysokie Obcasy. Kanapa rozkładała przede mną swe wdzięki. Wodziła i kusiła. Obcasy poszły szybko, Szczepkowska zawiodła. Ostatnio mnie zawodzi. Pulpę śliwkową drewnianą kopystką dwa razy w lewo i trzy w prawo. Przemieszałam. Przeszłam, poszłam, pokręciłam się tu i ówdzie. Niezbyt energicznie. Po drodze zahaczyłam wzrokiem o lustro. Weźże się dziewczyno, niemłoda już, uczesz. Przeczesz niedbale związane włosy, co? Rzęsę przeciągnij tym swoim lorealem, żeby chociaż powłoczystość spojrzenia mieć, co? Mówiło mi odbicie dziewczyny, niemłodej już, w lustrze. Ale szczotka do włosów i tusz do rzęs nie były tak nęcące i wabiące jak książka. Jedna, a potem druga. I jak te kanapy jedna, druga z trzecią. Nigdy jeszcze tak piękne i perwersyjnie wygodne nie były one. Jak dzisiaj...

Człowiek, który mnie nie zna

Powiedział mi, że według niego "jestem niegodna" Powiedział mi również, że według niego "się nie nadaję". Powiedział także, że coś tam o mnie "źle świadczy". Powiedział tak o mnie człowiek, który mnie nie zna. Który widział mnie na oczy pierwszy raz, tak jak ja jego. Człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazić zgodę pisemną na to, by dwie parafie dalej moje dziecko dopuszczone zostało do przyjęcia pierwszej komunii. Ten sam człowiek musiał wyrazić drugą zgodę bym mogła dostąpić zaszczytu bycia chrzestną mojego bratanka. Jeden człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazic dwie zgody pisemne, bo inny człowiek, który mnie nie zna zażyczył sobie zgód owych. Dwaj ludzie, którzy mnie nie znają, a już zupełnie nie orientują się w  skali etyki, moralności i religijności jakimi dysponuję w życiu codziennym, w niedziele i święta, ci dwaj ludzie uwięzili mnie w kleszczach biurokracji kościelnej. Gdy prosiłam człowieka, który mnie nie zna o dwie zgody pis...

TAKA kobieta

Że to zmora życiowa, takie imię, mówiła. Oj nie lubiła go. Bardzo. Ale się śmiała. Przyzwyczaiła się, mówiła. Bo cóż miała zrobić. Taki los.  Lubiłam tę historię, choć nie wiem ile w tym prawdy. O  tym jak to się stało. Że podobno miała mieć na imię inaczej, ale ojciec po jej narodzinach przez dwa dni pił ze swoim przyjacielem - kompanem od życia i szklanki. I po tym jak pił, czy nawet w trakcie, do urzędu poszedł i kazał wpisać w akta imię swej niedawno narodzonej córki. Mieczysława. Na cześć swojego przyjaciela - kompana od życia i szklanki.  Śmiała się zawsze, gdy to opowiadała. A opowiadając sączyła martini z lodem w oparach dymu mentolowego. Śmiała się bardzo choć imienia nie lubiła. Że to zmora życiowa i tylko problemy z nim są. Że ludzie nie wierzą, że mylą, że w urzędach problemy. Bo to imię nie dla TAKIEJ kobiety. Pięknej, eleganckiej, wyjątkowej. Z tych co robią wrażenie. Wymyśliła więc sobie młoda, piękna i soczysta Mieczysława, że wszyst...