Przejdź do głównej zawartości

Harlekin

W pokoju nastała dźwięcząca w uszach cisza i czas stanął w miejscu. 

Za oknem jak gdyby nigdy nic, świat kręcił się swoim rytmem. Samochody jeździły, dzieci szły jeszcze jeden z ostatnich dni do szkoły, pan w białej czapce sprzedawał w bramie czereśnie zapewniając z fałszywym uśmiechem, że nie mają robaków. 

Ona trwała w tej ciszy nieruchomo. Nagła rozpacz powodowała mdlący ból żołądka. Wiedziała, że coś się skończyło. Zmieniło się bezpowrotnie. Już nigdy jej życie nie będzie wyglądało tak jak do tej pory. Poczuła w sercu nagłą, nieprzebraną pustkę. Ten jedyny rodzaj bólu pojawiający się wtedy, gdy tracisz coś bezpowrotnie. Na zawsze. Na amen. Dopiero odszedł, a już tak bardzo za nim tęskniła. Było jej przykro tak jak dziewczynce, na której oczach bestialscy koledzy rozpruwają jej ukochanego misia.

Dotarło do niej, że już nigdy nie zbliży do niego swych ust, że już nigdy nie pogładzi jego ucha, nie obejmie go swoimi dłońmi. Był tym jednym jedynym, wybranym spośród wielu innych. Był idealny, wyjątkowy. Miał w sobie coś niepowtarzalnego. Wiedziała, że tylko z nim chce spędzać wszystkie poranki do końca swojego życia. I wierzyła w to, że będą zawsze razem. Wszystkie wspólne chwile przetoczyły się teraz przed jej oczami niczym film w przyspieszonym tempie.

Nic nie zapowiadało tej tragedii. Poniedziałkowy poranek, szybkie śniadanie, rozmowa o prześnionych snach, o tym co na obiad, kto robi zakupy. Identycznie jak dziesiątki razy przed feralnym poniedziałkiem. Powiedział z uśmiechem, że zrobi jej kawę. Taką jak ona lubi, w kubku przywiezionym z Pragi. Otworzył buchającą parą zmywarkę, by z jej czeluści wyjąć naczynie. I nagle, gdy ich wzrok się spotkał, dostrzegła w jego oczach mieszankę strachu i bezradności. 

I stało się. 

Już wiedziała. Wiedziała, że go traci. Do oczu zaczęły napływać łzy. Nie potrafiła ruszyć się z miejsca. Siedziała jak sparaliżowana, podczas gdy.
Gdy na podłogę upadał jej ukochany.

Jej ukochany kubek.
Ten z krecikiem.

W pokoju nastała dźwięcząca w uszach cisza i czas stanął w miejscu.



                                                                                             aut Georgiana Chitac




Komentarze

  1. W sumie kamień spadł mi z serca, że to był Ten Wyjątkowy Kubek;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wodzenie na pokuszenie

W garnku z grubym dnem bulgotały śliwki przeznaczone na powidła. W całym domu jedynie bulgocząca śliwkowa pulpa wykazywała jakąkolwiek aktywność.  Bulgoczącą i pachnącą.    Ze stołu nęciły i wabiły Wysokie Obcasy. Kanapa rozkładała przede mną swe wdzięki. Wodziła i kusiła. Obcasy poszły szybko, Szczepkowska zawiodła. Ostatnio mnie zawodzi. Pulpę śliwkową drewnianą kopystką dwa razy w lewo i trzy w prawo. Przemieszałam. Przeszłam, poszłam, pokręciłam się tu i ówdzie. Niezbyt energicznie. Po drodze zahaczyłam wzrokiem o lustro. Weźże się dziewczyno, niemłoda już, uczesz. Przeczesz niedbale związane włosy, co? Rzęsę przeciągnij tym swoim lorealem, żeby chociaż powłoczystość spojrzenia mieć, co? Mówiło mi odbicie dziewczyny, niemłodej już, w lustrze. Ale szczotka do włosów i tusz do rzęs nie były tak nęcące i wabiące jak książka. Jedna, a potem druga. I jak te kanapy jedna, druga z trzecią. Nigdy jeszcze tak piękne i perwersyjnie wygodne nie były one. Jak dzisiaj...

Człowiek, który mnie nie zna

Powiedział mi, że według niego "jestem niegodna" Powiedział mi również, że według niego "się nie nadaję". Powiedział także, że coś tam o mnie "źle świadczy". Powiedział tak o mnie człowiek, który mnie nie zna. Który widział mnie na oczy pierwszy raz, tak jak ja jego. Człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazić zgodę pisemną na to, by dwie parafie dalej moje dziecko dopuszczone zostało do przyjęcia pierwszej komunii. Ten sam człowiek musiał wyrazić drugą zgodę bym mogła dostąpić zaszczytu bycia chrzestną mojego bratanka. Jeden człowiek, który mnie nie zna musiał wyrazic dwie zgody pisemne, bo inny człowiek, który mnie nie zna zażyczył sobie zgód owych. Dwaj ludzie, którzy mnie nie znają, a już zupełnie nie orientują się w  skali etyki, moralności i religijności jakimi dysponuję w życiu codziennym, w niedziele i święta, ci dwaj ludzie uwięzili mnie w kleszczach biurokracji kościelnej. Gdy prosiłam człowieka, który mnie nie zna o dwie zgody pis...

TAKA kobieta

Że to zmora życiowa, takie imię, mówiła. Oj nie lubiła go. Bardzo. Ale się śmiała. Przyzwyczaiła się, mówiła. Bo cóż miała zrobić. Taki los.  Lubiłam tę historię, choć nie wiem ile w tym prawdy. O  tym jak to się stało. Że podobno miała mieć na imię inaczej, ale ojciec po jej narodzinach przez dwa dni pił ze swoim przyjacielem - kompanem od życia i szklanki. I po tym jak pił, czy nawet w trakcie, do urzędu poszedł i kazał wpisać w akta imię swej niedawno narodzonej córki. Mieczysława. Na cześć swojego przyjaciela - kompana od życia i szklanki.  Śmiała się zawsze, gdy to opowiadała. A opowiadając sączyła martini z lodem w oparach dymu mentolowego. Śmiała się bardzo choć imienia nie lubiła. Że to zmora życiowa i tylko problemy z nim są. Że ludzie nie wierzą, że mylą, że w urzędach problemy. Bo to imię nie dla TAKIEJ kobiety. Pięknej, eleganckiej, wyjątkowej. Z tych co robią wrażenie. Wymyśliła więc sobie młoda, piękna i soczysta Mieczysława, że wszyst...